Polacy nie mają pieniędzy na zakupy świąteczne

Piotr Ikonowicz:


Polacy nie mają pieniędzy na zakupy świąteczne

Widać gołym – nieuzbrojonym w narzędzia badawcze okiem, że w ostatnim – normalnie zawsze najgorętszym tygodniu przed świętami – Polacy nie mają pieniędzy na zakupy! Galerie handlowe w całym kraju świecą pustkami, nie ma kupujących. Sklepy wielko-powierzchniowe są w miarę napełnione, dyskonty oblegają kolejki kupujących taniej. Wniosek – niestety stało się to, co nieuchronne, jeżeli się ludziom nie płaci, to nie mają pieniędzy na to, żeby kupować. Niestety – gospodarka się zwija, święta które zawsze były kołem zamachowym gospodarki, w tym roku nie dadzą takiego efektu na jaki byśmy wszyscy liczyli.

Tak źle już dawno nie było, ponieważ ludzie nie mają źródeł dochodów umożliwiających im nie tylko wymarzoną akumulację kapitałów, ale przede wszystkim nie mają dochodów umożliwiających przeżywalność, na „jako takim” poziomie. Odkładanie, co miesiąc nawet najmniejszych sum jest wysiłkiem ponad miarę, nie do zrealizowania dla większości gospodarstw domowych. Roczny kalendarz wydarzeń kluczowych dla każdej zmusza jednak do pewnej temporalności, albowiem bez zachowania przynajmniej pozorów uczestnictwa w obrzędowości monotonia staje się nie do zniesienia. Do tej pory pracodawcy wiedząc o tym, starali się jak mogli wynagradzać pracowników przed okresami świąt. Dodatkowe czy też bony towarowe – zawsze stanowiły dodatkowe wzmocnienie dla milionów polskich rodzin powodujące, że na stołach świątecznych pojawiało się więcej karpia, owoców, ciast, słodyczy i prezentów. W tym roku ten mechanizm się zaciął i to widać w sklepach – gdzie nie ma tłumów. Zwłaszcza w miejscach nieco bardziej luksusowych.

Przez lata to właśnie popyt konsumpcyjny napędzał polską gospodarkę powodował, że w budżecie uzależnionym od podatków pośrednich nie brakowało pieniędzy. Obecnie ten mechanizm zaciera się na naszych oczach – tak źle naprawdę długo nie było, bo od czasów początków transformacji nie takiego okresu, żeby tylu Polaków nie miało w ogóle żadnych dochodów, a dochody reszty były tak marne, że nie stać ich nawet na podstawowe dobra. Ta sytuacja nie jest zdrowa społecznie i na dłuższą metę jest nie do utrzymania, albowiem nawet tak odporne na wszelkiego rodzaju zawirowania jak nasze – w końcu się zorientuje, że coś jest mocno nie tak, albowiem ceny mamy prawie jak na zachodzie Europy, a zarobki przeciętnych obywateli są porażką.

Nie można tak dłużej egzystować, po prostu to nie jest już nawet cena straconego pokolenia, które się nie narodziło, albowiem młodych Polaków na nie – nie stać, ale także kwestia przeżywalności współczesnych. Jeżeli bowiem, przeciętna Polska rodzina – przeciętne gospodarstwo domowe funkcjonuje w ten sposób, że po pobraniu dochodów – dokonuje opłaty, które nie rzadko przekraczają lub zbliżają się do połowy poborów, a za resztę musi przeżyć – dzieląc pozostałą kwotę przez ilość dni w miesiącu, często opłacając jeszcze małe kredyty – to tak się po prostu nie da żyć. Strach pomyśleć o sytuacjach, gdzie mają do spłacenia jeszcze duży kredyt mieszkaniowy – umożliwiający przecież egzystencję w ogóle!

W kontekście makroekonomicznym to, że pojedynczym gospodarstwom domowym żyjącym i pracującym na swoje utrzymanie – nie wystarcza od pensji do pensji jest swoistym fenomenem gospodarczym, stanowiącym najlepszy dowód na to, jak złe są polityki gospodarcza i społeczna rządu – a raczej jak źle jest, że tych polityk w zasadzie nie ma w ogóle!

Rząd wie, że to będzie oznaczać niższe dochody dla budżetu – żyjącego z podatków pośrednich i akcyzowych. Dlatego, musi albo poszukać sobie nowych źródeł dochodu, czego jednak nie czyni – np. nie zezwalając na opodatkowanie transakcji finansowych, albo musi pomyśleć o innej konstrukcji systemu podatkowego, żeby mieć możliwość finansowania potrzeb budżetu – przy zmniejszonych dochodach ze wzrostu gospodarczego. Rząd ma jeszcze jeden problem – chodzi po prostu o przeżywalność ludzi, albowiem o ile mogą przez dwa – trzy lata chodzić w tych samych butach i nie kupować ubrań, co więcej mogą nawet oszczędzać na ogrzewaniu i lekach, jednakże płacić za i kupować jedzenie muszą! Dramat Polaków polega na tym, że obecny poziom cen i wzrost natężenia kosztów stają się na tyle nieznośne, że nie da się podtrzymać ponoszenia tych dwóch zasadniczych opłat u większości gospodarstw domowych.

Jeżeli nie opanujemy procesu pauperyzacji społeczeństwa – to wówczas załamie się cały system, zabraknie na podatki, zabraknie na zakupy dóbr na rynku – w efekcie znikną miejsca pracy. W konsekwencji gospodarka jak nawet wejdzie z powrotem do stanu równowagi, to istnieje poważne niebezpieczeństwo pominięcia części – wcześniej wykluczonych ludzi. Co będzie oznaczało poszerzanie klasy wykluczonych, czyli biedę, nędze i niedostatek.

Źródło
Opublikowano: 2012-12-19 14:02:09