Piotr Ikonowicz:


Dlaczego się nie buntujemy?

Cytowana tu już „Diagnoza społeczna 2009” jest podwójnie pouczająca. Po pierwsze dlatego, że ujawnia wiele ciekawych faktów i danych statystycznych, po drugie, bo przedstawia je w sposób wiele mówiący o sterowaniu świadomością społeczną. Dowiadujemy się z niej, że „Jednoznaczna ocena reform w Polsce po 1989 r. jest dla badanych zadaniem niewiele mniej trudnym niż kilkanaście lat temu – nie może się na nią zdecydować 51 proc. Badanych (w 1997 r. 60%). Wśród badanych, którzy dokonali oceny reform, pogląd, że reformy się nie udały, dominuje (36%) nad poglądem, że się udały (12,5%)”. I dalej czytamy: „pozytywne oceny reform spotyka się częściej w wielkich miastach, wśród ludzi z wyższym wykształceniem. Na niższych szczeblach drabiny społecznej wyraźnie rośnie udział tych, którzy oceniają reformy jako nieudane lub nie potrafią ocenić.

Te reformy to synonim transformacji ustrojowej. Za udane uważa je zaledwie 12,5% badanych. Za nieudane trzy razy więcej. Jednak pierwsze zdanie, które wprowadza nas mówi, że „ludzie mają trudności z oceną, a nie, że więcej jest jej (trzy razy) przeciwników niż zwolenników”. Informacja, że popierają je ludzie z dużych miast i wykształceni sugeruje, że ci mądrzejsi, lepsi są „za”. Ludzi, którzy nie mają zdania jest więcej wśród tych, którym się nie powiodło.

Można zaryzykować tezę, że większość z tych 51%, które odpowiadają, że nie potrafią ocenić czy reformy się udały, to ludzie, którzy nie radzą sobie z dysonansem poznawczym między urzędowym optymizmem a trudnościami życia codziennego w nowym systemie. Nauczeni identyfikować się z tymi, którzy wygrali w głębi duszy wiedzą jednak, że oni do wygranych nie należą.

Może jednak wciąż zdumiewać, że skoro większość źle ocenia reformy, połowa wstrzymuje się od głosu, a tylko znikoma mniejszość ocenia je dobrze są one wciąż kontynuowane bez głębszej dyskusji publicznej, co do ich treści i głównych kierunków oraz skutków społecznych. Zwolennicy reform w ich obecnym neoliberalnym kształcie, mający w opinii publicznej zaledwie 12,5% regularnie zdobywają zdecydowaną większość parlamentarną.
Dlaczego więc ludzie się nie zbuntują? Nie wyjdą na ulicę? Albo chociaż wyraźnie nie zaprotestują? Dlaczego społeczeństwo siedzi cicho, skoro ma inne zdanie na temat reform niż elity?


Źródło
Opublikowano: 2012-12-21 09:16:57