Razem i to bez Olka (cały tekst)

Piotr Ikonowicz:


i to bez Olka (cały tekst)

Aleksander Kwaśniewski, pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos, może nie jest jeszcze emerytem, ale nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany

Aleksander Kwaśniewski jest uroczym człowiekiem. Należał do nowej generacji młodych zdolnych działaczy PZPR z zachwytem wpatrujących się w Zachód i tak naprawdę tęskniących za kapitalizmem, który nareszcie pozwoli im rozwinąć skrzydła. Ludzie ci w istocie odnieśli sukces w biznesie i polityce. Ich symbolem jest stowarzyszenie Ordynacka, nazwane tak od adresu organizacji studenckiej, w której młode kadry minionego reżimu zdobywały pierwsze szlify polityczne. Łączyła ich głęboka bezideowość, pragmatyzm i ciąg na kasę. Pierwsze pieniądze zarabiali, zajmując się szmuglem w ramach turystyki młodzieżowej organizowanej przez Almatur, studencką organizację turystyczną. Byli zaprzeczeniem ponurych wyobrażeń o tępych aparatczykach minionej epoki i w ludziach takich jak Adam od początku budzili dziki zachwyt. Gładcy, miodouści, dzielili z opozycyjnymi elitami pogardę dla „roboli” o zsowietyzowanej świadomości i roszczeniowej postawie. W ich modernizacyjnej wizji Polski wielkoprzemysłowa klasa robotnicza stanowiła istotną przeszkodę, relikt PRL, który należało usunąć. I tak się stało. Prywatyzacja dokończyła proces łamania społecznego oporu, zapoczątkowany przez Wojciecha Jaruzelskiego stanem wojennym. Balcerowicz, były lektor KC PZPR, usunął ostatnie przeszkody, w tym ustawę o samorządzie pracowniczym. Można już było dzielić tort.

I wtedy okazało się coś, czego opozycja nie przewidziała. Kiedy my zajmowaliśmy się drukowaniem wzniosłych odezw i ulotek projektujących idealistyczne wizje wolnego kraju, ludzie pokroju Włodzimierza Cimoszewicza przygotowywali się do nowych czasów, studiując w USA w ramach stypendium fundacji Fullbrighta. Ludzie ancien regime’u mieli lepsze kadry. Wykształcone i całkowicie pozbawione balastu jakichś zasad ideowych, moralnych granic politycznego działania. Odrzucenie idei socjalistycznej, marksistowskiego światopoglądu przyszło im równie łatwo jak przejście na neoliberalizm. Byli skuteczni i mieli w nosie, czy postępują słusznie. Jak śpiewał Kaczmarski: „Polityk wszakże nie zna słowa »zdrada«, a politycznych obyczajów trzeba strzec”. Wystarczyło każdą zdradę deklarowanych zasad nazwać kompromisem. Jakież to proste.

Uwodziciel Kwaśniewski

Sukces Aleksandra Kwaśniewskiego w zjednywaniu sobie sympatii rodaków pozostaje niedoścignionym wzorem pragmatyzmu nagrodzonego. Wśród ambitnych polskich polityków nie brakuje ludzi równie cynicznych i bezwzględnych, gotowych wysyłać wojska w dowolne miejsce na świecie na życzenie USA, przymykać oczy na tortury, likwidować „przywileje” ubogich emerytów, zmniejszać podatki przedsiębiorczych cwaniaków i obiecywać gruszki na wierzbie raz na cztery lata. Nie wystarczy jednak być złym, potrzebna jest jeszcze ta iskra boża, która czyni z byłego prezydenta doskonałego uwodziciela. Ujmujący sposób bycia sprawia, że niezależnie od wyznawanych poglądów rozmówca czuje, że spotkał bratnią duszę. A jeżeli Kwaśniewski nie rzuca się od razu do walki o wcielenie w życie wspólnych idei, to tylko dlatego, że cierpliwie czeka na odpowiedni moment. Wychodząc kiedyś bardzo zadowolony rozmowie z Kwaśniewskim z gabinetu prezydenta, zobaczyłem wchodzącego Bronisława Geremka i nagle zdałem sobie sprawę, że on też wyjdzie zadowolony.

Nie jestem więc w pozycji komfortowej i nie rzucam kamieniem w Janusza Palikota, który padł ofiarą tego samego uroku. Aura wszechmocnego bywalca Forum Ekonomicznego w Davos, człowieka sukcesu, rodzi faustowską pokusę, przekonanie, że zbliżając się do Olka, jak popularnie zwali go dawni przyjaciele z Sojuszu, mamy dostęp do politycznego kamienia filozoficznego. Stąd kolejne pomysły na nową, zwycięską formację centrolewicową, która dzięki potędze mistrza pozamiata scenę polityczną, na której wciąż bryluje para Tusk – Kaczyński.

Wielu komentatorów skupia swą uwagę na tym, jakie są szanse na połączenie środowisk Ruchu Palikota i SLD pod medialnym patronatem Aleksandra Wielkiego. Czy potrzeba reelekcji i sięgnięcia władzę okaże się silniejsza od wzajemnej niechęci?
Aleksander Kwaśniewski, pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos, może nie jest jeszcze emerytem, ale nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany

Z punktu widzenia społeczeństwa sprawy te są jednak mniej istotne od tego, jaką nową jakość, nowe pomysły czy w ogóle pomysły na Polskę może taka formacja zaoferować. Innymi słowy: czy przypadkiem nie jest to zmiana, która ma zapobiec prawdziwym zmianom w naszym życiu społecznym i gospodarczym?

W sytuacji gdy dwie trzecie społeczeństwa nie ma oszczędności, lecz długi, i nie jeździ na urlopy, gdy nawet osławiona średnia krajowa przestaje nadążać za wzrostem cen, ludzie oczekują rozwiązań radykalnych, a nie centrolewicowych. Co to w ogóle jest ta centrolewica? Czy przypadkiem nie chodzi o lewicę obyczajową i prawicę gospodarczo-społeczną w jednym? Można się obawiać, że kiedy Palikot oświadcza, że serce jego proroka jest bliższe RP niż SLD, to chodzi raczej o poparcie dla ustawy 67 niż o związki partnerskie, których Kwaśniewski, będąc prezydentem i mając swój rząd, nawet nie próbował przepchnąć.

Nie przeczę, że nowy projekt polityczny jednoczący Ruch Palikota i SLD ma szanse powodzenia. Ale w tym celu musi być projektem gospodarczym, społecznym, a nie tylko wyborczym. A jeżeli ma być chodź trochę lewicowy, musi dotykać zasadniczej dziś kwestii sprawiedliwszego podziału dochodu narodowego. To wymaga odwagi odwołania się do tej większości społeczeństwa, która na dotychczasowym systemie wyraźnie traci, ponad głowami banków, korporacji, elit finansowych. Trzeba rozmawiać nie o miejscach na wspólnych listach do Parlamentu Europejskiego, ale o programie budowy tanich mieszkań pod wynajem, zwiększeniu opodatkowania najbogatszych, podwyższeniu składki zdrowotnej, opodatkowaniu działających w Polsce międzynarodowych korporacji i banków. Jakoś nie widzę, by Aleksander Kwaśniewski rwał się do takiej debaty. Pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos może nie jest jeszcze emerytem, ale z pewnością nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany, jeżeli nie chcemy, aby znów wyniesiono do władzy Zytę Gilowską, która znowu obniży podatki bogatym, zamiast podwyższyć płacę minimalną do poziomu, za który da się przeżyć, nie biorąc kredytów u lichwiarzy.

SLD ma program społecznie o wiele bardziej radykalny i lewicowy niż Ruch Palikota. Ale SLD już rządził i raczej się wtedy nie przejmował programem. Ruch Palikota wciąż szuka swej tożsamości politycznej i ideowej, bo na radykalizmie światopoglądowym w czasach kryzysu nie da się zbudować liczącej się formacji politycznej. Gdyby obecna, socjalna i radykalna twarz Leszka Millera była prawdziwa, gdyby była twarzą, a nie kolejną maską przywdzianą na użytek wyborców, byłoby łatwiej i prościej budować lewicową alternatywę dla neoliberalnego i konserwatywnego oligopolu i PiS.

Przeciw elicie władzy i pieniądza

Obie formacje formułują coraz więcej postulatów społecznie nośnych, postępowych, europejskich, ale brak im wiarygodności, którą daje spójność, konsekwencja i która z pewnością by wzrosła, gdyby potrafili połączyć wysiłki. Wymaga to jednak od liderów wzniesienia się ponad osobiste ambicje i skupienia całej energii na rozwiązywaniu kwestii społecznych, a nie wyborczych.

Szansa jest tym większa, że ofiarami neoliberalnego rządu Donalda Tuska padają już nie tylko ludzie bardzo biedni, zwani z francuska prekariatem, biedni pracujący (working poor), zwani salariatem, ale i tzw. klasa średnia, czyli sól ziemi, awangarda nowego ustroju – mali i średni przedsiębiorcy. Nowa formacja lewicowa, a nie centrolewicowa, powinna znaleźć własny język i program, który pozwoli pokrzywdzonej większości odnieść pierwsze wyborcze zwycięstwo nad pasożytującą na niej elitą władzy i pieniądza.

Kwaśniewski nie będzie w tej sprawie sojusznikiem, bo on jest właśnie częścią tej elity. Do takiej rozmowy o lewicowej alternatywie dla Polski i Europy muszą zostać zaproszeni działacze społeczni, którzy nie dla celów politycznych, ale z przekonania borykają się na co dzień z wyzyskiem, wyrzucaniem z pracy związkowców, eksmisjami, odbieraniem dzieci biedakom. Bo oni naprawdę wiedzą, jak jest, a politycy tylko o tym słyszeli.Polska jest w skali europejskiej dziwnym krajem, w którym mimo powszechnej biedy i wyzysku nie ma właściwie lewicy. Jeżeli pogrążeni w kłótniach, sporach i targach przedstawiciele dwóch aspirujących do tego miana partii nie wypełnią szybko tej luki, lewica i tak powstanie, ale bez nich. Bo przyroda nie znosi próżni.

Źródło
Opublikowano: 2013-02-06 07:51:25