Wolność dla wszystkich!

Piotr Ikonowicz:


Wolność dla wszystkich!
Jeżeli polityka nie ma polegać na wzajemnym przechytrzaniu się po to, żeby jak się już dojdzie do władzy robić to samo co poprzednicy, potrzebny jest pomysł, nowa skala wartości na jakich opieramy proponowany sposób rządzenia i ewentualne reformy. To trudne zadanie, ponieważ żeby się takiego projektu dopracować konieczne jest oderwanie się od bieżącej debaty politycznej, która służy zaciemnianiu obrazu rzeczywistości, którą chcemy zmieniać.
Kiedy Ruch Palikota wszedł do Sejmu wiele osób szeroko otwierało oczy ze zdumienia, że oto nowa, świeża siła wkroczyła do zabetonowanego czteropartyjnego układu politycznego. Wielu, w tym piszący te słowa, wiązało z nowym ruchem wielkie nadzieje na poważne zmiany w polskiej polityce. I gdyby jedynym problemem naszego kraju był klerykalizm, zaściankowość, obyczajowy konserwatyzm i dominująca rola Kościoła w życiu publicznym Ruchu rysowałaby się jako pasmo sukcesów i nieustających gratulacji. Bo w istocie jest czego gratulować. Wraz z wejściem do Sejmu Wandy Nowickiej, bojowniczki o prawa kobiet, Anny Grodzkiej, osoby transseksualnej i Roberta Biedronia symbolizującego walkę o równe prawa dla gejów i lesbijek, Polska jest już innym bardziej nowoczesnym i europejskim krajem. Nie wątpię też, że bez sukcesu wyborczego RP byłoby trudniej ścigać nadużycia w Komisji Majątkowej. Jednak już głosowanie w sprawie związków partnerskich pokazało, że Ruch Palikota słabnie i nie trzeba się już liczyć z jego sztandarowymi postulatami.
Dlaczego? Bo większość wyborców to klasyczne heteroseksualne rodziny z dziećmi, których głównym zmartwieniem nie jest świeckość państwa, lecz przetrwanie do pierwszego. Większość polskiego społeczeństwa ubożeje i zadłuża się nie dlatego, że Polska przeżywa kryzys gospodarczy, lecz dlatego, że mimo wzrostu dochodu narodowego jego niesprawiedliwy podział sprawia, że dochody większości rodzin spadają i nie nadążają za kosztami utrzymania. W tej sytuacji potrzebna jest siła polityczna, która artykułować będzie interesy tych dwóch trzecich polskiego społeczeństwa, które nie posiadają żadnych oszczędności, są zadłużone i nie jeżdżą na urlopy. Oni ciągle nie mają swojej partii, coraz mniej chętnie biorą udział w wyborach, bo stracili zaufanie do polityków, niezależnie od deklarowanej przez nich orientacji politycznej. Kredyt zaufania, który Ruch Palikota miał zaraz po wyborach korzystając z dobrodziejstwa wątpliwości jako siła nowa i jeszcze nie opierzona został w znacznej mierze wyczerpany. Najważniejszym powodem było poparcie rządu w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego. Równie ważne jest też to, że linia prospołeczna w działaniach i propozycjach ustawowych partii była na tyle niekonsekwentna, że nie dotarła do świadomości opinii publicznej. Ten brak konsekwencji bierze się z przyjętej koncepcji bycia lewicą i neoliberalną prawicą równocześnie, co zaowocowało brakiem wyrazistości i coraz częstszym traktowaniem RP jako sejmowego zaplecza rządu a nie opozycji działającej w interesie ogólnospołecznym. I nawet jeżeli wielu z nas ma wrażenie, że jest to ocena zbyt surowa, to bez odrobienia lekcji i konsekwentnej pracy nad spójnym ideowo programem Partii obraz ten się nie zmieni.
Na czele Komisji Programowej Ruchu Palikota stoi posłanka Anna Grodzka, której wybór na to stanowisko jest o tyle trafiony, że w pełni zdaje sobie sprawę z tego jak wiele zależy od wprowadzenia do programu ugrupowania jakiegoś ładu intelektualnego i moralnego. Jako członek tego zespołu i doradca Ruchu postaram się relacjonować dylematy i przebieg debaty, mającej wyprowadzić RP z obecnego ideowego i politycznego zamętu.

Żeby stworzyć program polityczny trzeba zacząć od celu, od zespołu uporządkowanych hierarchicznie wartości, którymi się kierujemy próbując zmienić otaczającą nas rzeczywistość. Polski intelektualny zaścianek, gdzie dominuje najbardziej prymitywna z możliwych doktryna neoliberalna przyzwyczaił nas do tego, ze dwie fundamentalne wartości, na których opiera się sprawiedliwy ustrój: wolność i równość są przedstawiane jako sprzeczne czy nawet wzajemnie się wykluczające. Przy czym kiedy polscy liberałowie mówią o wolności to mają na myśli przede wszystkim wolność gospodarczą rozumianą jako absolutny prymat prawa własności nad wszelkimi innymi prawami człowieka. W ramach tak rozumianej wolności banki, lichwiarze, kamienicznicy, pracodawcy mogą w imię zysku robić co im się żywnie podoba z dłużnikami, lokatorami, pracownikami. Oczywiście ta „wolność lisa w kurniku” powoduje narastanie ogromnych różnic społecznych, które potęgują władzę właścicieli nad tymi, którzy są własności pozbawieni, bogatych nad biednymi, możnych nad słabymi. Schwytani w potrzask niskich płac, długów, wydłużonego czasu pracy i ubóstwa obywatele są w konsekwencji coraz mniej wolni i coraz bardziej podporządkowani ludziom, którzy swa władzę nad innymi wywodzą nie z zasług czy z demokratycznego wyboru lecz z gwałtownego przyrostu własnego majątku. To zniewolenie coraz częściej owocuje żądaniem prawa do zachowania godności: godnego życia, godnej płacy, godnego mieszkania. Warto przy tym zauważyć, że szanse na spełnienie tego żądania przy obecnym, i stale rosnącym poziomie rozwarstwienia majątkowego są iluzoryczne.
W walce z takim wypaczonym pojmowaniem wolności trzeba się odwołać do klasyków liberalizmu Johna Stuarta Milla i Adama Smitha. „Natura ludzka nie jest maszyną postawioną do wykonywania wyznaczonej pracy, lecz drzewem, które rośnie i rozwija się zgodnie z dążeniem sił wewnętrznych, które czynią ją żywą istotą” – pisał Mill. Ten pogląd wskazujący na prawo człowieka do swobodnej samorealizacji stoi w zasadniczej sprzeczności ze współczesnym traktowaniem ludzi jako „zasobów ludzkich” i sprowadzaniem ludzkich potrzeb do maksymalizacji konsumpcji. Adam Smith uważał wręcz że ekonomia i moralność to nie dwie różne dziedziny, lecz jedna. Współczesnym polskim liberałom pragnę zadedykować taki oto cytat z dzieł klasyka liberalizmu: „Służba, robotnicy i rzemieślnicy wszelkiego rodzaju stanowią przeważającą część każdego wielkiego, zorganizowanego społeczeństwa. A to, co polepsza położenie większości, nie może być nigdy uważane za szkodę dla całości. Społeczeństwo, którego przeważająca część członków jest głodna i nieszczęśliwa, z pewnością nie może być kwitnące i szczęśliwe. Zresztą sama sprawiedliwość tego wymaga, aby ci, którzy żywią, odziewają i zaopatrują w mieszkania całą ludność kraju, sami mieli taki udział w wytworze swej pracy, iżby mogli się znośnie odżywiać, ubierać i mieszkać.” Natomiast pracodawcom wymuszającym na pracownikach wydłużony czas pracy dedykuję taki oto cytat ze Smitha: „Gdyby pracodawcy słuchali zawsze głosu rozsądku i sumienia, mieliby często powody, by raczej hamować zapał do pracy wielu swych robotników, niż go pobudzać. Sądzę, że w każdym zawodzie stwierdzić można, iż człowiek, który pracuje tak umiarkowanie, iż może pracować w sposób ciągły, nie tylko zachowuje najdłużej zdrowie, lecz wykonuje też w ciągu roku największą ilość pracy”. I wreszcie coś dla niezmiennie wpływowych u nas związków pracodawców i kół biznesowych: „Propozycja jakiegoś nowego prawa czy przepisu która pochodzi od tej klasy (kupców – przyp. autora), powinna się zawsze spotkać z największą ostrożnością i nie powinna być nigdy przyjęta, zanim nie zostanie wszechstronnie i dokładnie zbadana, nie tylko z największą skrupulatnością, lecz z najbardziej podejrzliwą uwagą. Pochodzi bowiem od klasy, której interes nie jest nigdy dokładnie taki sam, jak interes publiczny, a która jest zainteresowana w tym, by oszukiwać, a nawet ciemiężyć społeczeństwo, i która je też w wielu przypadkach oszukiwała, jak i uciskała.”
Liberalizm zrodził się z buntu wolnościowego przeciw feudalnemu uciskowi i jego twórcy byli bardzo wyczuleni na możliwość odtworzenia sytuacji zniewolenia jednostki w wyniku uzyskania przez jakąś przedsiębiorczą mniejszość przewagi ekonomicznej. Współcześni neoliberałowie starają się taką sytuację usprawiedliwiać, więc specjalnie przytaczam słowa twórców liberalizmu, żeby było jasne, że Balcerowicz i spółka to wrogowie wolności, a nie żadni liberałowie. A różnica między liberalizmem zrodzonym z dążenia do swobodnego rozwoju jednostki wolnej od ucisku, tym się różni od dzisiejszego neoliberalizmu co krzesło od krzesła elektrycznego.
Wolność jednych nie może ograniczać wolności innych, bo ważna jest suma wolności w społeczeństwie a nie prymitywna zasada „róbta co chceta”. wolni jako obywatele tak długo jak długo możni i bogaci nie są zdolni do kupowania ustaw i przesądzania zasad podziału wspólnie wytworzonego dochodu narodowego na swoją wyłączną korzyść. Przestrzegał przed tym John Mill opisując mechanizmy przejmowania państwa przez biznes „przez powstawanie monopolistycznych przedsiębiorstw, które poprzez korupcję i lobbing przejmują „po cichu” faktyczną władzę i zamieniają instytucje przedstawicielskie oraz rząd w struktury fasadowe.”
Wolność to nie suma formalnych zapisów w Konstytucji i ustawach, a realna możliwość wyboru przez jednostkę takiej życiowej która pozwoli jej dążyć do osobistego szczęścia. W sytuacji zaostrzającego się podziału na bogatych i biednych ta wolność wyboru staje się niemożliwa. Dlatego wolność nie tylko nie jest wartością przeciwstawną równości, ale to pewien poziom równości ekonomicznej w społeczeństwie jest warunkiem wolności. Wolność jak ją definiuje wielu filozofów polityki to także wolność negatywna: wolność od strachu, głodu, zimna, bezrobocia, wyzysku i ucisku.
W naszym wspólnym dążeniu do wolności, samodzielności myślenia i kwestionowania zastanych schematów myślowych warto naśladować rosyjskiego pisarza Antoniego Czechowa, który pisał: „Po kropelce wyciskam z siebie niewolnika”.
Piotr Ikonowicz

Źródło
Opublikowano: 2013-02-17 18:11:58