Piotr Ikonowicz:


Państwo potrzebne od zaraz
Tylko jedna trzecia Polaków (33,4 proc.) sądzi, że wolny jest lepszy niż socjalistyczna, państwowa gospodarka planowa. Oczekiwania społeczeństwa wydają się żywcem wyjęte z czasów PRL. Z badań wynika np., że Polacy chcieliby, aby to rząd zapewniał obywatelom pracę (85 proc.) oraz żeby miejsca pracy tworzył (93 proc.). Zapewniać ma też darmową opiekę zdrowotną (85 proc.) oraz dostęp do przedszkola (aż 95 proc.). Z badań wynika również, że mając wybór: praca w państwowej firmie czy prywatnej, wybieramy państwową (ponad 61 proc.).
Autor tego badania „Postawy ekonomiczne w czasach niepewności” przeprowadzonego na zlecenie Akademii Leona Koźmińskiego przez CBOS, prof. Krzysztof Zagórski, przestraszył się jego wyników i uparcie twierdzi, że nie są one przejawem tęsknoty za Polską Ludową. Rosjanie mawiają:” Kto sądzi, że Związek Radziecki może powrócić jest bez rozumny, kto za nim nie tęskni, jest bez serca.” Nie można odwrócić biegu historii i nie warto próbować. Przyszedł jednak czas ważnych przewartościowań dotyczących zmian ustrojowych jakie dokonały się po 1989 r.
Dwie trzecie społeczeństwa, jak wynika z cytowanego badania negatywnie ocenia nowy ustrój. A zdecydowana większość tęskni za interwencjonizmem państwowym w gospodarce i państwem opiekuńczym. Tymczasem na scenie politycznej nie ma dziś ugrupowania, które konsekwentnie wychodziłoby tym oczekiwaniom naprzeciw. Janusz Palikot mówiąc 1 maja o tym, że państwo powinno budować fabryki kierował się jak najbardziej słuszną intuicją, tyle, że był to skrót myślowy, programowo niczym specjalnie nie obudowany, więc media głównego nurtu nie miały trudności z obśmianiem tego pomysłu. A przecież rola państwa w tworzeniu miejsc pracy nie jest żadnym dziwolągiem czy ekonomiczną herezją, lecz stałą praktyką wielu państw rozwiniętych. Określane jest to też często mianem patriotyzmu ekonomicznego.
Zjawisko to znakomicie ilustruje repatriacja miejsc pracy z fabryki samochodów w Tychach z powrotem do Włoch. Zakład w Polsce był perłą w koronie turyńskiego koncernu, gdyż obok niskich kosztów produkcji, niskich płac dawał dużą wydajność i znakomitą jakość. Dlaczego więc złamano neoliberalną zasadę maksymalizacji zysku za wszelką cenę, by produkować te samochody drożej we Włoszech? Bo Fiat uległ naciskom politycznym rządu w Rzymie. Bo droższe miejsca pracy we Włoszech były dla politycznych decydentów ważniejsze niż zyski udziałowców koncernu.
Inny przykład: Gdy w 2005 roku włoska firma ENEL próbowała dokonać wrogiego przejęcia energetycznego potentata francuskiego Suez, rząd francuski zainicjował fuzję między Suez’em a Gaz de France, udaremniając przejęcie. Patriotyzm ekonomiczny wiąże się z chęcią zachowania kontroli nad strategicznymi sektorami gospodarki.
Polskie rządy od początku transformacji trzymały się neoliberalnej ortodoksji, a nawet często prowadziły politykę, która faworyzowała kapitał zagraniczny w stosunku do własnych firm i branż. Klasycznym tego przykładem było utrzymywanie ceł na import komponentów dla polskich zakładów farmaceutycznych, podczas gdy import gotowych leków od konkurencji był wolny od cła. Nic dziwnego, że w takich warunkach Polfy upadały, jedna po drugiej, a ceny leków rosły.
Z innego badania (najnowsza edycja Indeksu Genworth) wynika, że w 2012 r. jedynie 1 proc. z 1000 zbadanych w Polsce gospodarstw domowych zakwalifikowano do grupy stabilnych finansowo, czyli bez kłopotów finansowych i z optymizmem patrzących w przyszłość. Najwięcej, bo aż 48 proc. polskich gospodarstw, znalazło się w grupie ostrożnych – oznacza to, że choć nie mają kłopotów finansowych, to jednak obawiają się przyszłości. Odsetek gospodarstw niestabilnych finansowo w porównaniu z 2008 r. wzrósł o dwie trzecie, a udział gospodarstw stabilnych finansowo spadł pięciokrotnie. Ta niestabilność bierze się stąd, że dwie trzecie społeczeństwa nie ma żadnych oszczędności i nie osiąga płacy średniej, tonie w długach i nie jeździ na urlopy. Ludzie ci oczekują, że państwo w walce z kryzysem będzie po ich stronie i to na dwa sposoby. Po pierwsze, podejmie aktywne działania zmierzające do tworzenia miejsc pracy. Po drugie, będzie łagodzić skutki kryzysu prowadząc aktywną politykę socjalną.
Mówienie w Polsce o kryzysie jest oczywiście pewnym nadużyciem. Mamy bowiem raczej kryzys społeczny wywołany wyjątkowo niesprawiedliwym podziałem dochodu narodowego niż kryzys ekonomiczny, gdyż Polska należy do nielicznych krajów wykazujących wzrost PKB. Można więc mówić raczej o pewnym spowolnieniu niż kryzysie.
W naszym kraju żyje 650 tys. bogatych i zamożnych (dane firmy doradczej KPMG). Największą liczbę stanowią osoby zamożne, z dochodami powyżej 7,1 tys. zł brutto. Liczba bogatych, którzy mogą pochwalić się płynnymi dochodami powyżej 1 mln dol. i miesięcznym dochodem brutto powyżej 20 tys. zł sięga już 50 tys. Powyższa informacja jest tak naprawdę porażająca. Oznacza bowiem, że przy progu zamożności ustanowionym dość nisko – 7.100 zł brutto (5013 zł na rękę) osób zamożnych i bogatych jest w Polsce zaledwie 650 000. Wszyscy inni są poniżej tej kreski, czyli praktycznie nie mają prawie wcale możliwości oszczędzania na czarną godzinę w obliczu nadchodzącego kryzysu. Jeżeli do tego dodamy, że aż 53 proc. Polaków boi się stracić pracę oraz tego, że nie znajdzie nowej, to uzyskamy obraz społeczeństwa pogrążonego w głębokiej traumie, które tęskni za silnym państwem, które odbudowałoby jego poczucie bezpieczeństwa.

Tekst ukazał się w najnowszym numerze „Faktów i Mitów”


Źródło
Opublikowano: 2013-03-22 13:33:23