Piotr Ikonowicz:

Domagam się debaty Janusza z Leszkiem

Malejący udział płac w dochodzie narodowym nie jest przedmiotem debaty publicznej. Dlaczego? Bo związki zawodowe znajdują się w agonii, a komentatorzy telewizyjni, którzy prowadzą programy publicystyczne i dzienniki zarabiają dość by się takimi "drobiazgami" nie zajmować. Tymczasem nie ma nic istotniejszego, nic bardziej politycznego niż sposób w jaki dzielimy owoce naszej wspólnej pracy. Im jednak ten podział bardziej niesprawiedliwy tym większa cisza wokół tego tematu.
Drugim tematem nie podejmowanym przez media publiczne ani prywatne jest rosnący krąg biedy. Wprawdzie tu i ówdzie pojawiają się dane statystyczne, z których wynika, że zatacza coraz szersze kręgi, ale nie pamiętam ani jednej audycji, w której ludzie zainteresowani tym tematem i znający się na rzeczy prowadzili by dyskusję o przyczynach tego zjawiska. W kraju, który jest szóstą co do wielkości PKB gospodarką Unii Europejskiej dwie trzecie społeczeństwa nie posiada oszczędności i nie jeździ na urlopy. Jednak od tego dlaczego skoro jest tak dobrze jest tak cholernie źle ważniejsze są przepychanki personalne w partii rządzącej.
Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej na zlecenie i we współpracy z Klubem Parlamentarnym Ruchu Palikota przygotowała dwie ważne inicjatywy ustawodawcze: Nowelizację Kodeksu pracy likwidującą, między innymi, umowy śmieciowe oraz nową ustawę o przeciwdziałaniu bezdomności i ochronie praw lokatorów uniemożliwiającą eksmisje na bruk. Zdajemy sobie sprawę, że szanse na uchwalenie tych aktów prawnych w przygotowanej przez nas postaci są niewielkie. Chodzi jednak o to by propozycje te stały się przedmiotem debaty publicznej. Żeby zamiast zwyczajowej ściany płaczu w świadomości społecznej pojawiły się realne rozwiązania, które czynią nasz kraj bardziej sprawiedliwym, a społeczeństwo bardziej dostatnim i szczęśliwym. Władza jednak bardzo pilnuje tego, żeby taka alternatywa się nie pojawiła.
Kiedy piszę "władza" mam na myśli również czwartą władzę – media. Media wierne neoliberalnemu kursowi rządzących prostu milczą na najważniejsze tematy. Brałem udział w wielu konferencjach prasowych w Sejmie i pamiętam dobrze, że kiedy przedstawialiśmy z posłanką Anną Grodzką i marszałkinią Wandą Nowicką założenia nowego prawa lokatorskiego, z Januszem Palikotem nowe rozwiązania w prawie pracy, ze strony licznie zgromadzonych dziennikarzy nie padały żadne pytania, a jeśli w ogóle już o cos żurnaliści pytali to o zwyczajowe ploteczki partyjno-towarzyskie.
Przeciętny telewidz i wyborca rozlicza polityków z tego o czym wie. A ludzie wiedzą, że Janusz Palikot zajmuje się legalizacją marihuany, deklerykalizacją kraju i plotkami o Platformie. O tym bowiem informują media. Wszelkie tematy społeczne, gospodarcze, podatkowe są spychane na dalszy plan. Sygnał dla polityków jest prosty: jeżeli chcecie istnieć w mediach nie podejmujcie ważnych dla społeczeństwa tematów. A przecież obecność w mediach jest warunkiem popularności i wybieralności.
Politycy opozycji próbują obejść nastawione na cenzurowanie ważnych kwestii społecznych media i dotrzeć ze swymi ważnymi dla ludzi pomysłami bezpośrednio. Stąd jeżdżenie kraju i coraz liczniejsze spotkania z wyborcami zarówno Janusza Palikota jak i Leszka Millera. Jest to jednak w demokracji ery telewizyjno-internetowej metoda ułomna. Bo wyborcy nie są w stanie porównać konkurujących ze sobą rozwiązań dotyczących rynku pracy, mieszkalnictwa, gospodarki rolnej, służby zdrowia itp.
W tej sytuacji logicznym rozwiązaniem byłaby debata programowa między obu liderami. Między ugrupowaniami, które będąc w opozycji koncentrują się na kwestii społecznej, a nie narodowej, czyli tak czy inaczej odwołują się do lewicowej wrażliwości. Do takiej debaty Janusz Palikot wezwał Leszka Millera już dawno temu i do dzisiaj się nie doczekał. Leszek Miller organizuje pod koniec czerwca Kongres Lewicy Społecznej, na który zaprosił Lecha Wałęsę, który wzywał do pałowania strajkujących związkowców i Wojciecha Jaruzelskiego, który kazał strzelać do górników w Kopalni "Wujek" oraz Aleksandra Kwaśniewskiego, który doradza za pieniądze najbogatszemu Polakowi Janowi Kulczykowi oraz prezydentowi Kazachstanu Nazarbajewowi, który dwa lata temu urządził strajkującym pracownikom szybów naftowych istną rzeź. Ci trzej prezydenci okzazali się godni zaproszenia, a lider konkurencyjnego ugrupowania zabiegającego o lewicowy elektorat – nie. Nie będzie więc znowu okazji do rzetelnej dyskusji programowej na lewicy, ani do porównania programów. A szkoda. Bo na tym właśnie zależy neoliberalnym mediom głównego nurtu i władzy. Żeby debata publiczna nie nabrała merytorycznego, nośnego społecznie charakteru.
Nie chcę przez to powiedzieć, że uważam, któregokolwiek z pretendentów do miana lewicy, Palikota czy Millera za ideowych lewicowców. Jednak póki co tylko takich mają wyborcy do dyspozycji i byłoby dobrze gdyby pojawiła się okazja do rzetelnego wyboru. W demokracji jedyną okazją do tego mogłaby być otwarta debata. Wymaga przygotowania i odwagi od obu stron. Obie mogą na tym zyskać, bo taką debatę w atmosferze sensacji i konkurencji media mogą pokazać, a jeżeli nie to przynamniej zainteresowani mogliby się z nią zapoznać w Internecie. raz pierwszy i to na długo przed wyborami moglibyśmy wysłuchać opinii obu liderów na tematy, które ludzi naprawdę interesują. Gorąco do tego zachęcam i Leszka i Janusza. Godzina nasuwa się sama: w samo południe. Datę niech uzgodnią sekundanci. Mężczyznę poznajemy po tym, że jest odważny. Kobietę zresztą też.


Źródło
Opublikowano: 2013-05-31 11:48:44