Piotr Ikonowicz:

System obalimy z nudów

Nie zawsze należy się przedzierać aż do samego końca. Przecież można tak wiele napotkać po drodze.
Elias Canetti
Staliśmy się dla siebie nawzajem okrutni, obojętni, wrodzy, obcy. A przede wszystkim nie mamy czasu dla innych ludzi. Ledwie znajdujemy czas dla własnej rodziny. Gdy pytamy: Co słychać? Wcale nie oczekujemy odpowiedzi i gdy ktoś zaczyna coś opowiadać o swych przeżyciach, obojętne, dobrych czy złych, jesteśmy zniecierpliwieni. Nasze życie stało się torem przeszkód, na którym liczy się czas, w którym go pokonujemy. Ale nawet wtedy, kiedy nic nas nie goni, kiedy mamy czas, skąpimy go innym, bo mamy nawyk śpieszenia się. Ile razy widuję człowieka trąbiącego na wszystkich na drodze, jeżdżącego po mieście z piskiem opon, aby wreszcie dopaść kanapy we własnym domu i nudzić się przed telewizorem.
Ale życie nie kończy się olimpiadą, na której mamy zdobyć złoty medal, tylko śmiercią. To wszystko co po drodze, w dzikim pędzie tracimy nie wróci. Jest stracone. Tymczasem większość ludzi, którzy mniej lub bardziej świadomie rezygnują z wzajemnych kontaktów, cierpi z powodu samotności. Pustki spowodowanej brakiem kontaktu i prawdziwej rozmowy z bliźnim, nie wypełnią zakupy, obżarstwo, telewizja z wszechobecną zbrodnią popełnianą na terenie Stanów Zjednoczonych. Owszem zdarza się jeszcze, że ludzie kupują w małym prywatnym sklepiku, gdzie przy okazji nabywania włoszczyzny czy jajek toczy się prawdziwa rozmowa. Rzadko jednak prowadzą ją ludzie młodzi. Zwykle emeryci, dla których jest to wydarzenie towarzyskie. Często jedyne danego dnia.
To samo milczenie dotyczy rodziny. Małżonkowie amerykańscy poświęcają 17 minut tygodniowo na rozmowę, przy czym większość czasu zajmuje problematyka wspólnego gospodarstwa domowego. Polacy plasują się, według szacunków lingwisty prof. Zbigniewa Nęckiego, tuż obok Amerykanów.
Według danych CBOS, najwięcej czasu w rozmowach dorosłych z dziećmi zajmują potrzeby materialne! Kryzys w budowaniu więzi, przejawiający się w nieumiejętności rozmowy o tym, co czuję, myślę, zaczyna się w domu, od rodziców, którym brak czasu i ochoty na rozmowę z dziećmi, którzy również nie rozmawiają ze sobą. Wspólny obiad rodzinny to przeżytek, to wielkie święto. Każdy je w swoim kącie i o innej porze albo wynosi talerz przed telewizor.
Brak rozmowy to brak więzi rodzinnych i społecznych. Organ nie używany zanika. Coraz więcej ludzi dorosłych, a nawet wykształconych ma problem z jasnym wyrażaniem uczuć i myśli. Częściowo wynika to też z nie czytania książek. współżycia jest bowiem w dużej mierze zależna od obcowania z kulturą literacką właśnie. To milczenie, które nas dobija to znak „nowego wspaniałego świata”. Rozkwit głębokich rozmów przypadł w Polsce na czasy wojny i PRL. Współczesne Polaków rozmowy istnieją głównie w nocnych audycjach lub w talk-show, bo w życiu codziennym, po pierwsze, szkoda nam czasu, a po drugie, nie potrafimy już rozmawiać o ważnych sprawach. Wolimy cudze wzruszenia, bo własnych często nie umiemy doświadczyć.
Bardzo często odzywamy się do siebie zwrotami zapożyczonymi z reklam. Robimy to nierzadko z uśmiechem, zaznaczając w ten sposób, jak bardzo się dystansujemy od reklamowej sztampy. Ale w rzeczywistości jest to proteza, na którą ludzie , którzy schamieli, nie chodzą do teatru, nie czytają, nie rozmawiają, są skazani. W młodości, w czasach liceum rozmawialiśmy ze sobą zwrotami zapożyczonymi z „Ferdydurke” Gombrowicza, „Wesela” Wyspiańskiego czy jakiejś innej lektury, typu „Paragraf 22”, która akurat była modna.
Czasy są ciężkie, ludzie gwałtownie ubożeją. A im są biedniejsi tym bardziej skazani na czekanie, w kolejce do lekarza, wysiadywanie długich godzin w pociągach, autobusach i tramwajach w drodze do i z pracy. Im są mniej kulturalni, wykształceni tym bardziej cierpią. Zabija ich nuda. Nuda, która wynika z obracania się w kręgu najprostszych pojęć. Takich jak pieniądze, jedzenie, drobne naprawy, pogoda. Coraz rzadziej można spotkać człowieka, który podczas podróży lub przymusowej bezczynności wynikającej z oczekiwania na coś lub kogoś zagłębiają się w lekturze. A im mniej czytają, im mniej prowadzą istotnych rozmów zamiast gadki o tym co będzie na obiad (ulubiony temat w więzieniach i szpitalach) tym mniej mają do powiedzenia, więc tym więcej milczą i nudzą się.
Takie właśnie ludzkie stado hodowane do pracy i konsumpcji, które nie rozmawia, nie myśli, nie zadaje pytań, umożliwiło budowę niesprawiedliwego systemu opartego na wyzysku, w którym bogaci się bogacą, biedni biednieją. Bezmyślność, która rodzi jednomyślność umożliwiła rynkowy, neoliberalny totalitaryzm.
Ale przychodzi kiedyś taki moment, kiedy cierpienie, samotność, nuda stają się nie do zniesienia i wtedy ludzie tworzą „masę”. Zjawisko to opisuje Elia Canetti: „ …podziały znikają i wszyscy czują się równi. W zwartej masie, gdzie między jej członkami nie ma wolnego miejsca, gdzie ciało przyciska się do ciała, jeden jest równie bliski drugiemu jak samemu sobie. Ulga z tego powodu jest ogromna. Ze względu na tę szczęśliwą chwilę kiedy nikt nie jest czymś więcej, nikt nie jest lepszy niż inni, ludzie łączą się w masę”. A masa wiele potrafi zmienić.


Źródło
Opublikowano: 2013-08-02 09:22:52