Może być tak:

"Bo fakty są takie, że w okresie powojennym produktywność i średnie wynagrodzenie pracownika w Ameryce się zwiększały. W latach 1948–1973 ta pierwsza wartość urosła (realnie) o 96 proc., a ta druga o 91 proc. To znaczy, że tylko zarabiali pracodawcy, lecz także pracownicy otrzymywali należną część tego utargu."

Albo tak:

"Ale gdy spojrzymy na wykres, to od 1973 r. produktywność i zaczynają się rozchodzić. Zrazu delikatnie, a od 1979 r. już na całego. Efekt jest taki, że między 1973 r. a 2014 r. produktywność amerykańskiej gospodarki wzrosła realnie o 73 proc. A pensje tylko o 9 proc."

U nas niestety wygrywa ta druga opcja. Czas to zmienić. ma żadnych żelaznych praw ekonomii, które każą niesprawiedliwie dzielić. Potrzebna jest polityczna siła, która jednoznacznie stanie po stronie pracowników i pracownic. Razem możemy więcej.

Woś: Dlaczego płaca nie ma dziś nic wspólnego z produktywnością?

To już są żarty. Amerykanie na poważnie zabrali się do wałkowania problemu stagnacji płac. I to jest chyba najbardziej konkretny (jak dotąd) „pożytek” z kryzysu. Byłoby wybornie, gdyby i do nas przeszło przynajmniej troszeczkę atmosfery i energii tej debaty.

Źródło
Opublikowano: 2015-09-24 17:51:10