Wstyd mi

Piotr Ikonowicz:

Wstyd mi

Ci, którzy mówią, że w Polsce nie ma rasizmu, pewnie są biali. Ciemnoskóre dzieci od piaskownicy słyszą: „Wypier… czarnuchu”.
Zaczęło się od SMS-ów: „Wykończę się psychicznie. Zabierz mnie stąd” – opowiada Katarzyna, 45-letnia pracownica korporacji z Warszawy. – Dzwonię, syn nie chce mówić, o co chodzi. Pytam, czy to znowu na tle rasistowskim. Tak. Nic więcej nie powie, bo zaraz zadzwoniłabym do trenera i zrobiła rozpierduchę. Nie chce, żeby go uznali za donosiciela. Piotrek ma 12 lat, jest na obozie sportowym, trzy razy dziennie trening po 1,5 godziny – jak się zmęczy, nie ma czasu rozmyślać. Oprócz kolegów z klubu sportowego, a dobrze się czuje w drużynie, są jeszcze dzieci spoza Warszawy. W tamtym roku po raz pierwszy pojechał na obóz, bardzo się cieszył. Starsi od razu go ustawili: „Biali mają pierwszeństwo do mycia, ty się kąpiesz ostatni”.
Szczerze powiem, że wychodząc 15 lat temu za mąż za Nigeryjczyka, nie sądziłam, że takie rzeczy będą nas spotykać. Mąż, już były, uciekł z tego kraju, bo żyć się nie dało. A to fajny, otwarty człowiek.
Na początku podstawówki Piotrek przychodził z płaczem do domu, dlaczego dzieci go nazywają Murzynem, bambusem, małpą, bananem, Cyganem, czarnym gównem. Ciągle robiłam zadymę w szkole, dyrektorka nie wiedziała już, jak przepraszać.

W tym roku oprócz Murzyna zaczął jeszcze być uchodźcą. Straszenie uchodźcami zrobiło swoje. Naprawdę trudno mi to zrozumieć, bo mam prawicowe poglądy, chodzę do kościoła. Ostatnio wracaliśmy z Bemowa, a to przecież Warszawa, słyszę: „Murzynek Bambo w Afryce mieszka. Niech spier… do Afryki!”. Myślałam, że ich pozabijam, że tętnice przegryzę, sama pani słyszy, że głos mi drży.
Skoro Piotrek przyjął już tyle na klatę, to wydaje się, że jest mu łatwiej, ale to nieprawda. W tym roku bez psychologa już się nie obejdzie. Po takich incydentach potrafi się okaleczać, skórę sobie zdzierać. Albo mówi, że jak będzie wielkim kafarem, a będzie miał ze dwa metry po afrykańskim dziadku, to komuś przyfasoli. Chociaż jest spokojnym dzieckiem i świetnie się uczy, obawiam się, że żyjąc w takim kraju, może w końcu wybuchnąć. Boję się o niego, tak jak kiedyś o jego ojca. Na szczęście na razie niechętnie wychodzi z domu.

Czarnego do ołtarza
Prokuratura Krajowa: w 2015 r. wzrosła liczba postępowań dotyczących przestępstw na tle rasowym – do 1548. W 2014 r. było ich 1365, w 2013 r. – 835, a w 2006 r. – 60.
Matki ciemnoskórych dzieci mówią:
– Znajomi po mszy słyszeli: „Ale tego czarnego to już do ołtarza nie powinni dopuścić”.
– Córka, Mulatka, była czterokrotnie przesadzana w klasie, bo rodzice nie życzyli sobie, żeby ich dziecko siedziało z czarnuchem.
– Jedna matka kazała zabrać moją 1,5-roczną córkę z bawialni. Z osiem osób siedziało, nikt nie zareagował.
– Na spacerze z nastoletnim synem zostałam zwyzywana od kurew puszczających się z ciapatymi.
– Sąsiad krzyczał do syna, który miał wtedy dziesięć lat: „Murzynom śmierć!”.
Nad morzem i w górach, na wschodzie i na zachodzie kraju ich dzieci słyszą: „Wypier…, uchodźco!”.
Nie podchodźcie do tych dzieci
Natalia z 12-letniego związku z Hindusem ma dwoje dzieci. – Ośmioletni Marcin jest w szkole dla dzieci autystycznych, sześcioletnia Ola idzie do zerówki. W przedszkolu panie zorganizowały spotkanie, opowiadaliśmy, jaki to kraj Indie, jaka religia, pokazywałam stroje. Tu, w Warszawie, jest łatwiej. Czasem nawet całą linię metra udaje się przejechać bez żadnych przytyków – śmieje się Natalia. – Ostatnio wyjeżdżaliśmy nad morze. Jak mąż wniósł walizki do metra, do drugiej linii, bo jechaliśmy na Pragę, cały wagon się wyludnił. No śmieję się, bo to już jest śmieszne. Jeszcze parę lat temu rzadko spotykało się tu rasizm. A teraz każdy ciemny to muzułmanin, Arab i zaraz wysadzi metro.
Jedna dziewczynka zaprosiła na urodziny wszystkie dzieci z przedszkola oprócz Mani. Dlaczego? „Rodzice mi powiedzieli, że masz tatę Murzyna i nie możemy cię zaprosić”.
– A jak było nad morzem? – pytam.
Natalia znów się śmieje. – O ile w metrze takie sytuacje zdarzają się raz na jakiś czas, to tam wystarczyło, że mąż znalazł się w tłumie ludzi i już było słychać: „Ja nie chcę domku koło tego czarnucha”. „Nie podchodźcie do tych dzieci, bo czarne”. Ludzie zachowywali się, jakby chcieli, żeby było widać, że mówią to na osobności, ale mówili na tyle głośno, że i my, i dzieci słyszeliśmy. Córka pierwszy raz zapytała: „Czy ja mam ojca czarnucha?”.
Córka Magdy z niedużego miasteczka na Górnym Śląsku określenie „O, czarnuch!” usłyszała, jak miała trzy lata. Od innej trzylatki, która nazwała tak jej tatę, Gwinejczyka. – Kiedy Mania miała pięć lat, odebrałam ją z przedszkola płaczącą. Jedna dziewczynka obchodziła urodziny i wszystkim 25 dzieciom dała zaproszenia. Wszystkim, z wyjątkiem Mani. Mania zapytała ją, dlaczego. „Rodzice mi powiedzieli, że masz tatę Murzyna i nie możemy cię zaprosić”. Do tej pory nie wiedziała, że ma tatę Murzyna. Mąż codziennie był wyzywany, teraz na szczęście dojeżdża do pracy samochodem. Ja słyszałam, że jestem dziwką i dałam się Murzynowi, odzywki przy dziecku są tonowane: „Murzynie, czarnuchu, patrzcie, małpa”. Ale przed Świętem Zmarłych dwaj mężczyźni rzucili w nas butelką, przeleciała tuż obok Mani. Uciekli.
Wyzwiska to jeszcze nic
– Dwa miesiące przed końcem roku zadzwoniła do mnie nauczycielka, że Patrycja chce popełnić samobójstwo – opowiada Kinga, mama 11-latki. – Przyszła do domu, nic po niej nie było widać. Jest bardzo towarzyska i wesoła, każdego potrafi rozśmieszyć. Powiedziałam, że dzwoniła pani od polskiego i że jestem zmartwiona. Pękła. Mówiła, że ma dosyć tej szkoły, że wyzywają ją od czarnuchów, że jak ona chce coś powiedzieć, to gaszą ją: „Precz z czarnuchami”. A Patrycja jest biała. Teraz mam męża Hindusa, ale Patrycja jest z poprzedniego małżeństwa z Polakiem. W sumie mam troje dzieci, jedno z obecnym mężem. Ale wyzwiska to jeszcze nic. Koleżanki z klasy narysowały komiks, w którym Patrycja przychodzi do domu, ojczym leje ją batem, a potem gwałci na stole. Dziesięcioletnie dziewczynki! To się nie bierze znikąd!
Mąż bardzo to przeżył, chciał iść do szkoły. Patrycja powiedziała, że sama sobie da radę. Są ze sobą bardzo emocjonalnie związani. Patrycja na początku wstydziła się, że ma ojczyma Hindusa, potem była dumna – wszyscy braliśmy udział w szkolnych Dniach Rodziny, a teraz to już nie wiem, co myśli. Mąż zastanawia się, czy nie wyjechać, bo dzieci cierpią z jego powodu. Nasze relacje też. Powiedzieliśmy Patrycji, że może te dziewczyny przeżywają jakiś dramat i próbują zwrócić na siebie uwagę. Mąż do tej pory pracował w krajach arabskich i nigdy się z czymś takim nie spotkał. Jestem zdziwiona, że jeszcze nie było w szkole żadnej lekcji dotyczącej różnorodności, kolorów skóry, ludzi. Córka na tle klasy zaczyna być źle oceniana, wchodzi w relacje typu agresja-agresja. Ale nie chce zmieniać szkoły, bo ma tam swoich znajomych. I wie, że może na mnie liczyć.
Wcześniej były incydenty, teraz to plaga
Jan pierwszy raz w tym roku zaczął się obawiać o swoją ośmioletnią wnuczkę: – Dziecko jest narodowości niemieckiej, ojciec jest Nigeryjczykiem, mieszkają z naszą córką w Londynie, ale Helcia świetnie mówi po polsku, pisze po polsku. Jestem emerytowanym nauczycielem, żona pracuje w przedszkolu. Mieszkamy we wschodniej Wielkopolsce, to właściwie Kongresówka. Jeszcze w zeszłym roku puszczaliśmy Helcię z sąsiadami czy innymi członkami rodziny, w tym już nie odstępowaliśmy jej na krok. Helcia widziała nasz niepokój, tego nie da się ukryć. Ludzie się oglądają, szepczą, mogą rzucić: „uchodźca” – to jest niepojęte. Helcia jest chrzczona w Polsce, ale już nie wspominamy o chrzczeniu tu jej młodszej siostry. Nie chcemy ryzykować, kto wie, co moglibyśmy usłyszeć z ambony. Nie wiem, czy córka będzie na tyle odważna, żeby w przyszłym roku przysłać nam wnuczkę na wakacje.
Renata studzi emocje: – Mój syn przechodził przez to pod koniec lat 90. Jak w czasie akcji „Lato w mieście” dzieci, których nie znał, przezywały go „Talib”, to nadał sobie nick „Talibaner”. Przechodził nad tym do porządku dziennego, starał się być fajnym kumplem, opowiadać o kraju ojca. Wydaje mi się, że ludzie za bardzo obrażają się, szukają dziury w całym. To jest brak kultury i podstawowej wiedzy o innej kulturze i obyczajach, to nie ma nic wspólnego z rasizmem. Zresztą przez ten brak kultury wolałam żyć 30 lat w Libanie, w „kulturze pasterskiej”, jak ktoś to złośliwie określił, niż wychowywać dzieci tutaj i wysłuchiwać, że jestem arabską k…

Anna Singh ze Stowarzyszenia Rodzin Wielokulturowych: – Codziennie dostaję wiadomości o rasistowskim ataku, również wobec dzieci. Wcześniej to były incydenty, teraz to plaga. W Polsce mieszka co najmniej kilkadziesiąt tysięcy rodzin mieszanych – tak szacujemy, bo w 2011 r. zawarto w Polsce 11 tys. małżeństw mieszanych z osobami spoza UE. Po marszach antyimigranckich, często w miejscach, gdzie mieszka po kilku imigrantów, nasilały się ataki.
Ucieczka do normalności
Katarzyna: – Wygląda na to, że syn wyjedzie do ojca do Anglii. Mój były mąż założył tam nową rodzinę. Coroczny wyjazd do niego jest dla syna jak sanatorium. Mówi, że nienawidzi Polski i Polaków, pyta, co on im takiego zrobił. Nie obchodzi go Polska, przestał interesować się jej historią, chociaż wcześniej się nią pasjonował. Oczywiście tak mówi, kiedy coś się wydarzy, bo ma tu też wspaniałych przyjaciół i dlatego serce ma rozdarte. Ja też nie chcę wyjeżdżać, bo mam 45 lat, dobrą pracę, a tam musiałabym zaczynać od nowa.
Wyjazd planuje też mąż Natalii: – Już nie jest w stanie wytrzymać w Polsce. Trzy miesiące temu wrócił z Niemiec i chce tam znowu jechać.
Kinga także myśli o wyjeździe do Niemiec, ale nie wie jeszcze, jak przeorganizować życie.
Magda przyzwyczaja się powoli do myśli, że wyjadą do Kanady, mąż ma tam siostrę.
Katarzyna: – Psycholog przyznała, że nigdy nie miała do czynienia z takim przypadkiem i rzuca tekst: „Będziecie uciekać? A tam to nie będziesz dyskryminowany?”. Dla mnie to nie ucieczka. To szansa na normalne życie. A tym, którzy mówią, że nigdy się w Polsce z rasizmem nie spotkali, mogę powiedzieć, że to pewnie dlatego, że są biali.
Dane niektórych osób zostały zmienione

Anna Singh

Źródło
Opublikowano: 2016-08-31 14:04:10