Najmilszą mi częścią mojej pracy są wizyty w siedzibach rozmaitych związków zawodowych. Nie, nie przesłyszeliście się.

Najmilszą mi częścią mojej pracy są wizyty w siedzibach rozmaitych związków zawodowych. Nie, nie przesłyszeliście się.
Dziś na ten przykład byłam w związku zawodowym personelu lotniczego. Panował tam typowy dla ruchu związkowego luksus rodem z wyobrażeń Ryszarda Petru: na parapecie paprotka i podmęczona dracena, nad ścianie krzyż, na podłodze przetarte linoleum, a my – dwóch stewardów, pilot, dwóch prawników-śmieszków oraz ja – popijamy herbatę ze szklanek w koszyczkach i mamy głębokie przeświadczenie, że cokolwiek się tu nie urodzi, ta misja jest straceńcza.
Nigdzie indziej nie uświadczysz takiego skupiska ludzi aktywnych i inteligentnych, a jednocześnie w pełni świadomych tego, że wybrali nieintratną ścieżkę kariery oraz tego, co myślą o nich pracodawca i społeczeństwo, a więc i zrezygnowanych. To powoduje, że reprezentują najwspanialszy na świecie typ humoru: wisielczy.
Gdybym mogła życzyć sobie jakiegoś serialu na Netflixie, to życzyłabym sobie właśnie takiego, który rozgrywałby się w siedzibie związku zawodowego.

Źródło
Opublikowano: 2017-04-27 15:34:13