Z sondażu przeprowadzonego przez Pew Research Center wynika, że większość z nas nie obawia się skutków globalnego ociepl

Z sondażu przeprowadzonego przez Pew Research Center wynika, że większość z nas nie obawia się skutków globalnego ocieplenia. Tylko 42% Polaków wskazało je jako poważne zagrożenie. Optymistyczniejsi okazali się jedynie mieszkańcy Rosji i Izraela. Pozostałe kraje biorące udział w badaniu obawiają się zmian klimatycznych o wiele bardziej niż my, np. poważne zaniepokojenie wyraziło 89% Hiszpanów i 72% Francuzów. Jeszcze mniej boimy się stanu globalnej gospodarki (25%). Tu znowu jesteśmy wśród największych optymistów, choć patrząc na trendy z ostatnich kilkudziesięciu lat – nie powinniśmy. Stagnacja zarobków jest dla większości obywatelek i obywateli naszego kraju realnym zagrożeniem.

Czego zatem boją się Polacy? Podejrzewam, że zgadniecie bez większego problemu. Aż 60% badanych Polaków wskazało na dużą liczbę uchodźców jako jedno z największych zagrożeń. Zdecydowanie pobiliśmy pod tym względem większość krajów. Również te, które w przeciwieństwie do nas rzeczywiście mają jakąkolwiek styczność z uchodźcami. Wśród badanych Francuzów obawia się ich tylko 39% osób, wśród Niemców 28%.

Te wyniki świadczą o wielkim zwycięstwie prawicy. Tak, tej samej prawicy, która ustami Warzechy i innych Ziemkiewiczów nieustannie użala się nad tym, jak bardzo jest marginalizowana i niedopuszczana do głosu. Przyznam się, że nie wierzę w żadne deterministyczne wyjaśnienia niechęci Polaków do obcych. Nie kupuję ani pseudonaukowych opowieści o uwarunkowanym genetycznie konserwatyzmie, ani tez o zniewalającej mocy polskiej historii. Wierzę natomiast w siłę perswazyjną rządu i podległych mu mediów, które dzień w dzień straszą uchodźcami. Wierzę w zgubne skutki tolerowania organizacji profaszystowskich. Wierzę w to, że polski Kościół po raz kolejny zawodzi. Wierzę w ludzi, którzy źle ukierunkowują swoje frustracje, lęki oraz poczucie krzywdy, bo stykają się albo z neoliberalnymi politykami, którzy nimi gardzą, albo z prawicowymi politykami, którzy podjudzają ich do nienawiści. Smutna ironia polega na tym, że gdy w końcu dotkną nas prawdziwe zagrożenia, takie jak zmiany klimatyczne (mamy już pierwsze zwiastuny) albo globalne trendy gospodarcze, to po tyłku dostaną właśnie te osoby, które nabierają się na antyuchodźczą propagandę. Ludzie, którzy ją rozprowadzają, poradzą sobie o wiele lepiej. Pieniędzy i znajomości im z reguły nie brakuje, a te zawsze przydają się w trudnych czasach.

Warto przy okazji wspomnieć o roli naszej centro-prawicy (znanej też jako liberałowie, neoliberałowie, obrońcy demokracji, tępiciele symetryzmu itd.), która choć bardzo lubi straszyć faszyzmem, to ostatecznie bywa zadziwiająco mało zdeterminowana w walce z ksenofobiczno-nienawistnymi poglądami. Można by wymienić wiele przykładów, choćby nachalne promowanie przez Monikę Olejnik Romana Giertycha, który – jak się okazuje – może mieć dowolnie obrzydliwe poglądy, byleby tylko nie lubił Kaczyńskiego. Mnie jednak przychodzi do głowy drobne, acz wymowne zdarzenie sprzed dwóch lat, kiedy to Tomasz Lis zaprosił do swojego programu Adriana Zandberga z Razem i Roberta Winnickiego z Ruchu Narodowego. stwierdził, że nie weźmie udziału w promowaniu poglądów faszystowskich. Na wypadek, gdyby pan Winnicki nie był wam znany, oto jedna z jego wypowiedzi: „Chcemy zbudować siłę, której lewaki, liberałowie, pedały się boją. Chcemy zbudować polską narodową siłę”.

Jak zareagował Lis na całą sprawę? Napisał na Twitterze” „Winnicki jest posłem, lubi Marksa”. Nasz czołowy tropiciel symetryzmu z „Newsweeka” bardzo lubi powoływać się na Zachód w swoich wywodach. Ciekawe jak zareagowano by w Niemczech, Francji czy Hiszpanii, gdyby jeden z najbardziej znanych dziennikarzy (podobno) liberalnych z taką nonszalancją przyrównał do siebie faszystów i przedstawiciela partii walczącej o prawa pracowników, kobiet i mniejszości seksualnych? Doprawdy w kraju, w którym czołowi „medialni liberałowie” mają takie poglądy, trudno się dziwić, że ksenofobia trzyma się nieźle. Jeśli przedstawiciele politycznego centrum zajmują stanowisko prawicowe, na prawicy siłą rzeczy muszą dominować przekonania skrajnie prawicowe. Taka jest logika przesunięcia całej sceny politycznej na prawo.

Źródło
Opublikowano: 2017-08-17 18:09:48