Jako dzieciak marzyłem, żeby chodzić do teatru, nie wiem dlaczego, tak po prostu było. Do dorosłości mnie i moich znajomych z małych miejscowości jednak zupełnie to ominęło. A jak wiadomo, zabawka kupiona poniewczasie już tak nie bawi… Wizja ludzi mówiących role niezwykle jednak mnie pociągała, choć nie było i nie jest to… No właśnie jakie? Modne? A może właśnie przez to, że większość nie może w tym (i wielu innych sferach kultury) uczestniczyć to nie ma po prostu popytu na kulturę, która dotyczy i dotyka wielość nas. Zresztą pewnie jest to bardziej skomplikowane, co nie znaczy, że można problem olać.

Państwa jednak chyba dzielą się na dwa rodzaje, takie dla których wykluczenie ich obywateli jest wyzwaniem i takie, dla których to samo wykluczenie jest wstydem i czymś, co należy ukrywać. Niestety mam poczucie, że jesteśmy drugim. Na przykład w tym całym bezrozumnym hejcie na Marksa zapomina się, że chyba jako pierwszy wprowadził do myślenia i decydowania o nowoczesności wykluczonych właśnie. To, że stali się oni wtedy wielkim podmiotem zbiorowym było niestety dziedzictwem ówczesnej kultury (właśnie). Wszystko wtedy było masowe i scentralizowane. Zresztą do dzisiaj osoby w jakiś sposób wykluczone czy dyskryminowane nie mają prawa do indywidualności a więc i do korzystania z kultury. Nie, bo nie. Ponownie więc zapędza się mnóstwo osób do odgrywania roli masowej, nie dając stabilności twórcom, wyboru kulturalnego nam wszystkim czy nawet zwykłej swobody przemieszczania. W ten sposób dziedzictwo totalitarne trwa, tli się i jątrzy np. nacjonalizmy. Krytycy rozwiązań postępowo egalitarnych jednak dalej swoje. Ciągle zapominają, że przyczyna nie tkwi w próbie jej rozwiązania, jaka ta próba by nie była.


Źródło
Opublikowano: 2018-05-21 22:19:35