Zauważyłem, że Green New Deal – kompleksowa propozycja walki z katastrofą klimatyczną –jest krytykowana nie tylko przez

Zauważyłem, że Green New Deal – kompleksowa propozycja walki z katastrofą klimatyczną –jest krytykowana tylko przez szaleńców w rodzaju Trumpa, ale też przez osoby lubiące się czasem przedstawiać jako „ci racjonalni” (stojący w opozycji do „tych ideologicznych”).

Zarzuty krążą wokół dwóch punktów. Jeden dotyczy elektrowni jądrowych. To stary zarzut wobec części lewicy: potraficie zrozumieć, że w obecnych warunkach, przy braku dostatecznej ilości czasu, jądrowa jest niezbędna, przynajmniej jako uzupełnienie. Zgadzam się z tym argumentem, dlatego będę z nim polemizował.

Drugi zarzut dotyczy tego, że Green New Deal niepotrzebnie miesza problemy klimatyczne z agendą polityczną, starając się przemycać rozwiązania dotyczące służby zdrowia, miejsc pracy czy nierówności społecznych. Przyznam, że ten rodzaj krytyki opiera się moim zdaniem na całkowicie nieracjonalnej wierze, iż katastrofa klimatyczna jest problemem niepolitycznym, a zmiany gospodarcze można przeprowadzić bez wpływu na pozostałe sfery społeczeństwa.

Otóż prawda jest taka, że skuteczna walka ze zmianami klimatycznymi odbije się na wzroście gospodarczym. Najbardziej ucierpią na tym najsłabsi. I ci ludzie – mówiąc krótko – po prostu mogą się wku…ić. Tak jak to stało się we Francji w związku z próbami wprowadzenia podatku klimatycznego. Więc odpowiedzialność nakazuje, aby podjąć działania polityczne, które zapobiegną poważnym rozruchom społecznym. Działania, które sprawią, że warunki życia tych ludzi w ostatecznym rozrachunku ulegną pogorszeniu.

ma nic racjonalnego w przekonaniu, że katastrofa klimatyczna to problem czysto techniczny, bez związku z interesami poszczególnym grup społecznych i relacjami władzy. Nie ma nic racjonalnego w przekonaniu, że można przeskoczyć z jednego rodzaju energii na drugi i całą resztę zostawić po staremu, włącznie z opieraniem rozwoju gospodarczego na wzroście PKB. Nie ma nic racjonalnego w przekonaniu, że zmiany gospodarcze – robione na serio – nie wpłyną negatywnie na klasę średnią i niższą. Nie ma nic racjonalnego w przekonaniu, że ludzie, którzy poczują się olani przez lewicę, nie zwrócą się w kierunku prawicowych radykałów. Nie ma nic racjonalnego w przekonaniu, że społeczeństwo jest jak arkusz kalkulacyjny, w którym trzeba po prostu zadbać o to, aby zgadzały się wszystkie liczby.

Nauczyliśmy się powtarzać, że pewne rzeczy są niemożliwe, bo bogaci i korporacje na to pozwolą. Nie możemy podwyższyć podatków, bo uciekną do krajów, gdzie są one niższe – tego rodzaju argumenty mam na myśli. Pora, abyśmy się nauczyli, że pewnych rzeczy nie da się zrobić, bo kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset milionów ludzi wpadnie w furię. I na nic zda się tłumaczenie, że właśnie odbywa się racjonalna próba załatwienia problemu.

PS. Pomijam już to, że naszym problemem są tylko same zmiany klimatyczne, ale stan gleb czy wymieralność gatunków – do obu tych rzeczy przyczynia się konstrukcja współczesnego kapitalizmu – bo to temat na osobną dyskusję.

Źródło
Opublikowano: 2019-02-27 10:52:01