A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Po trzech miesiącach testów mogę już serdecznie polecić branie dorosłych kotów z niepełnosprawnościami w miejsce słodkich kociaczków ze spiczastymi ogonkami i pękatymi brzuszkami.
Według dostępnych danych czarne koty z difoltu mają o 25 proc. mniejszą szansę na to, że ktokolwiek kiedykolwiek weźmie je z ochronki niż każdy inny kot o innym niż czarne umaszczeniu. Nie znam wprawdzie statystyk dla kotów bez oka, ale niech sam za siebie mówi fakt, że na Demonka przez 1,5 roku znalazła się podobno jakaś jedna chętna rodzina, która ostatecznie odstąpiła od zamiaru uznając, że jest za brzydki.
Okej, zgodzę się, że Demonek nie jest przesadnie fotogeniczny. Z drugiej strony, i co gorsza, nie jest na tyle odpychający, żeby robić karierę jak Grumpy Cat albo Chase No Face.
Ale: umie aportować i siedzieć mi na ramieniu jak papuga, nie wykazuje typowo kociego obrzydzenia do wody, oraz śpi jak człowiek – z głową na poduszce, przykryty kołdrą. A to już jakieś skille. Sprawia też znacznie mniej problemów niż – dajmy na to – moje teoretycznie pełnosprawne koty, które wiecznie mają jakiś niewymiaukany problem. No i jest szpryciulą.
Wzięcie w dom Demonka oprotestowali niemal wszyscy, którzy widzieli go na zdjęciu, zanim owego wzięcia dokonałam ("No ale przecież jest masa kotów z okiem?"). Pomogła koleżanka Ewa Kawiecka, posiadaczka od lat wielu czarnego kota bez oka o wdzięcznym imieniu Skurwiel, która sprawę podsumowała z właściwą sobie gracją: "A na chuj kotu oko, Ada?".
Demonek nie zasadniczo niczym nie różni się od kotów pełnosprawnych, uważam, że bije je na głowę. Serdecznie polecam taki wybór.
PS. Spieszę uspokoić m.in. Wojciech Orlinski, że nie planuję cyklu postów o kotach. Możesz mnie nie defrendować!


Źródło
Opublikowano: 2019-05-18 23:41:42