W Polsce cisza, więc wykorzystajmy ją, żeby rozejrzeć się po świecie. Warto na przykład porozmawiać przez chwilę o Wielkiej Brytanii. I nie mam tu na myśli brexitu, który został przegadany na wszystkie sposoby, lecz najnowsze raporty ONZ i Human Rights Watch.
Human Rights Watch to organizacja, która zajmuje się dramatycznymi wydarzeniami na świecie, najczęściej powiązanymi z wojną. Co ją zainteresowało w Wielkiej Brytanii? Na przykład to, że wzrasta tam liczba niedożywionych dzieci. Jak czytamy w podsumowaniu raportu: „Nauczyciele, ludzie pracujący na rzecz społeczności, centra dziecięce i pracownicy socjalni biją na alarm, że coraz więcej dzieci przychodzi do szkół głodnych, a rodziny muszą polegać na szkołach albo programach pomocowych, aby zapewnić dzieciom jeden ciepły posiłek dziennie”. Podobny obraz wyłania się z raportu ONZ. „W ciągu dwóch lat 40% dzieci może żyć w biedzie” – twierdzi Philip Alston, autor raportu.
Pomyślcie o tym. Mówimy o jednej z najsilniejszych gospodarek świata, w której rok po roku wzrasta wskaźnik PKB – ubóstwiany przez większą część polityków, tzw. ekspertów i komentatorów. Która może korzystać z rozwoju nauki i techniki. Która ma dostęp do wszystkich nowoczesnych rozwiązań. I co? I nie jest w stanie zapewnić swoim dzieciom najbardziej podstawowych warunków życiowych. Cofa się w rozwoju. Alston porównuje Wielką Brytanię do XIX-wiecznych fabryk, w których wyzyskiwano pracowników.
Jak to się stało? Zarówno Human Right Watch, jak i Alston wskazują na jeden czynnik: austerity, politykę oszczędności, wprowadzaną przez rząd brytyjski około 2010 roku. To ważne, bo austerity często uchodzi za symbol odpowiedzialności politycznej. Masz problemy ekonomiczne? Zacznij oszczędzać. Czyli w przypadku państwa: przestań wydawać pieniądze na pomoc społeczną, na inwestycje, na pobudzanie rozwoju gospodarki. Ludzie się na to łapią, bo traktują państwo jako rodzaj dużej rodziny i austerity wydaje im się zdroworozsądkowym rozwiązaniem. Wszak oszczędność jest cnotą, prawda?
Tylko że w przypadku państwa oszczędności prowadzą do tego, że duża część społeczeństwa ubożeje, to zaś sprawia, że nie stać ich na zakup różnych dóbr, co osłabia popyt w gospodarce, to z kolei skutkuje tym, że przedsiębiorcy nie mają komu sprzedawać swoich towarów i usług, w efekcie czego zwalniają ludzi, wzrasta bezrobocie, a gospodarka wpada w jeszcze większe tarapaty. Po tyłku najbardziej dostają oczywiście najbiedniejsi, a korzystać mogą instytucje finansowe, które wykorzystują trudne położenie ludzi do wpychania im wysokooprocentowanych kredytów. W efekcie otrzymujemy społeczeństwo ogromnych nierówności społecznych, z chorą gospodarką i ludźmi pogrążonymi w długach. A warto przypomnieć, że u źródeł kryzysu gospodarczego z 2008 roku stały właśnie ogromne długi prywatne, a nie publiczne.
Ostrzega przed tym masa ekonomistów. Od Marka Blytha, przez Josepha Stiglitza, po ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Polityka oszczędności nie działa. Nawet jeśli poprawi jeden czy dwa wskaźniki ekonomiczne, to ceną jest na przykład wzrastające ubóstwo wśród dzieci, wysokie bezrobocie i marazm gospodarczy. Warto o tym pamiętać, gdy ktoś będzie chciał nam wyjaśnić, jak wygląda odpowiedzialna, dorosła ekonomia.
Źródło
Opublikowano: 2019-05-25 12:16:35