Jakiś czas temu pisałam tu, że wysłałam ponad dwadzieścia wniosków o udzielenie informacji publicznej do największych po

Maja Staśko:

Jakiś czas temu pisałam tu, że wysłałam ponad dwadzieścia wniosków o udzielenie informacji publicznej do największych polskich festiwali i nagród. Chciałam zbadać strukturę finansowania i wydatków festiwali. Pomysł przyjęło OKO.press.

Część festiwali odpisało w ustawowym czasie 2 tygodni, inne poprosiły o więcej czasu – trwa czas festiwali, więc to zrozumiałe. Pyrkon jako jedyny wciąż nie odpisał – ani jednym mailem, mimo iż przypominałam już dwukrotnie. Trzech kuratorów festiwali zapytało mnie, kto jest moim promotorem i kto z OKO.press zamówił u mnie tekst – uzależniając od tego udzielenie mi tej informacji (która jest i powinna być publiczna). Oczywiście, wszyscy są profesorami – a ja tylko magistrą.

Niedługo po wysłaniu wniosków OKO.press napisało do mnie, że jednak rezygnują z tekstu. Uzasadnili to tym, że odzywali się do nich poeci i kuratorzy, że prowadzę krucjatę przeciwko nim i straszę dostępem do informacji publicznej. I że powinnam zapytać zwyczajnie, jak dziennikarka.

Tyle że dostęp do informacji publicznej jest normalnym sposobem otrzymania informacji i może go wykorzystać każda i obywatel, niezależnie od tytułu naukowego, promotora czy zawodu.

Jak widać, niekoniecznie.

Pracowałam nad tymi wnioskami wiele dni, rozmawiałam z innymi osobami ze środowiska, konsultowałam się z prawnikiem – to była wielogodzinna praca, na którą zdecydowałam się po akceptacji pomysłu na tekst przez OKO.press. Po rezygnacji OKO.press z publikacji cała ta praca pozostała nieopłacona.

Tak wygląda praca freelancerów. Nienawidzę tego momentu, kiedy nic nie mogę, bo decyzja została podjęta – a nie chcę do siebie zniechęcić medium, bo mogę jeszcze z nim współpracować, więc nie decyduję się walczyć i próbuję znaleźć inną drogę. Zdarzało mi się to już wielokrotnie, moim koleżankom też, w bardzo różnych mediach.

Nie zmienimy nic w kwestii systemu dofinansowań i wynagrodzeń, jeśli nie możemy nawet o tym rozmawiać i otrzymać informacji. Coś jest bardzo nie tak z tym systemem, skoro poeci zgłaszają się do medium i atakują mnie, byle tylko nie udzielić informacji publicznej. To zwyczajna cenzura.

A gdybym nie miała wcześniej zgody portalu? Gdybym nie była dziennikarką, tylko kwiaciarką na targu, która po godzinach pisze wiersze i chce sprawdzić, jak wiele z publicznych pieniędzy przeznacza się na autorki? Ma takie prawo, każda osoba ma, nie tylko profesorowie czy dziennikarki. Czy w ogóle otrzymałabym odpowiedź od któregokolwiek z ośrodków?

Na szczęście, mam ten przywilej i dalej mogę się tym zajmować – Krytyka Polityczna przejęła temat, z czego bardzo się cieszę. Tekst powstanie zapewne za kilka miesięcy, bo wciąż otrzymuję dane od ośrodków, z którymi umówiłam się na późniejszy termin.

Czy mam obawy? Jasne, od tych ludzi, którzy uznali, że prowadzę przeciw nim kampanię, zależy często moje przeżycie w sektorze kultury. Ale wiem, że kładąc po sobie uszy, milcząc i podporządkowując się, nic nie zmienię. Chcę lepszych warunków pracy w kulturze – dla siebie i dla innych. Nie będę ich miała, jeśli nie będę o nie walczyła.

Źródło
Opublikowano: 2019-07-30 20:26:39