Kolejne mieszkanki Gdańska zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów. Kolejnym mieszkańcom grozi do urągających ludzkim warunkom lokali zastępczych. Tym razem powodem jest inwestycja Gdańska pod nazwą “Dom Daniela Chodowieckiego/Güntera Grassa – przywrócenie wartości dawnemu Zespołowi Sierocińca z adaptacją do nowych funkcji kulturalnych i turystycznych”. Adaptacja ta oznacza konieczność “oczyszczenia” lokali przy ulicy Sierocej z dotychczasowych mieszkanek i mieszkańców. Niepokoją doniesienia medialne, z których wynika, że osoby te, często starsze i z niepełnosprawnością, są zmuszane do przeprowadzki do mieszkań w fatalnym stanie sanitarnym, zagrażającym ich zdrowiu.

Popieramy finansowanie ze środków publicznych instytucji kultury. Uważamy, że tak zasłużone osoby dla naszego jak Daniel Chodowiecki i Günter Grass zasługują na upamiętnienie, a ogólnodostępna placówka kulturalna dobrze by nam służyła. Jednak nawet najbardziej ambitne przedsięwzięcia mogą odbywać się kosztem mieszkańców i mieszkanek. Kosztem ich prawa do mieszkania, które jest konstytucyjnie gwarantowane. Kosztem gentryfikacji i wysysania życia z kolejnych dzielnic miasta przez przemysł turystyczny. Zgadzamy się, że nasze miasto musi się rozwijać. Ale musi to być rozwój zrównoważony.

Smutną ironią losu jest fakt, że Günter Grass był nie znanym pisarzem i noblistą, ale także socjaldemokratą, osobą o ogromnej wrażliwości społecznej. Pisarz regularnie odwiedzał i w trakcie swych wizyt zwracał uwagę na fatalne warunki bytowe Gdańszczan i Gdańszczanek. Gdy władze Gdańska postanowiły uhonorować Grassa pomnikiem, ten postanowił sprowadzić włodarzy samorządowych na ziemię wskazując, że środki publiczne, zamiast na pomnik, powinny być przeznaczone na poprawę warunków sanitarnych w lokalach komunalnych.

Możemy się domyślać, jak dziś zareagowałby Günter Grass na plany wysiedlania ludzi z domów na potrzeby muzeum własnego imienia.


Źródło
Opublikowano: 2019-08-13 08:30:00