W latach minionych dziewięćdziesiatych raz do roku szkoły podstawowe obchodziły Dzień Ziemi. W dzień ten udawaliśmy się

W latach minionych dziewięćdziesiatych raz do roku szkoły podstawowe obchodziły Dzień Ziemi. W dzień ten udawaliśmy się z workami – co bardziej przezorni mieli też na wyposażeniu profesjonalne szpikulce – zbierać śmieci na terenie poniemieckich bunkrów.
Po naszej wizycie bunkry – przez okrągły rok zawalone butelkami, foliówkami i powyrywanymi stronami z przedinternetowych magazynów pornograficznych – wyglądały schludnie, a ja w naiwności dziecięcej rozmyślałam, dlaczego właściwie każdy od czasu do czasu wyjdzie sobie z workiem i szpikulcem. Przy nieprzesadnym wkładzie własnym każdego sąsiada dałoby się bowiem utrzymać naszą przedunijną okolicę w iście unijnym stanie. Zaproponowałam nawet w jakimś nagłym przypływie prostolinijności i infantylizmu koleżankom, cobyśmy czasami posprzątały teren ogródków działkowych. Najpierw zapadła cisza, następnie odpowiedzi udzieliła Madzia:
– Wiesz Ada, ty to jesteś naprawdę.
Zamknęło to temat, choć moja chęć do babrania się w cudzych odpadkach była jeszcze przez jakiś czas przedmiotem wesołości.
A potem zostałam dużą dziennikarką i szlag zaczął mnie trafiać, kiedy tak ogarniałam to wszystko umysłem: umowy śmieciowe, głodowe emerytury kobiet, agonię ochrony zdrowia, bandycką reprywatyzację, globalne ocieplenie.
W każdym z tych tematów prędzej czy później pojawia się jakiś lider_ka: niech to będzie Jan Śpiewak, Greta Thunberg czy Piotr Ikonowicz.
Lider_ka owa najpierw napomina, w końcu zaczyna popadać w patetyczne tony – trudno bowiem na dłuższą metę trochę zwariować, kiedy zawodowo zajmujesz się krzywdą i niesprawiedliwościami tego świata.
I wtedy zjawiają się oni: Poważni Panowie Pod Krawatem, którzy stanowczo za długo pracowali na swoją pozycję, żeby im tu jakiś aktywista histeryzował.
Przyznają więc liderowi rację – częściowo i warunkowo – ale Forma jest dla nich do zaakceptowania, do poważnych problemów podchodzić należy na poważnie i ze stoickim spokojem, zamykamy posiedzenie, pan przewodniczący wyznaczy termin na po wakacjach, a tak w ogóle Śpiewak zrobił błąd, o, tu, Ikonowicz ma ponoć problem z alkoholem, a Thunberg jest egzaltowaną pannicą na usługach Sorosa, za kłaki ją do szkoły.
Kiedy więc czytam sobie dzisiaj komentarze do przemówienia Thunberg: Marek Tatała, Witold Jurasz i zastępów komentujących, myślę sobie, że już wiem, dlaczego emerytur będzie, będzie za to syf, dziadostwo, mortus i klimatyczna pożoga. No przecież: bo nie zdążymy uwspólnić stanowisk co do adekwatnej Formy walki o klimat!
Wracając do szkoły: katecheci katowali nas w nich zakładem Pascala. Może by więc – zamiast mitrężyć swój czas na samopocieszanie się, że Thunberg jest tylko dramatyzującym dzieciakiem bez krawata i magistra – szanowni komentujący podjęli taki zakład, zakasali rękawy i – silnymi, męskimi gardłami – zaintonowali histerię klimatyczną?
Żyjąc rozsądniej i bardziej ekologicznie, zmuszając i państwa do ograniczania emisji nic stracimy. A może zyskamy? W każdym razie z pewnością więcej, niż na deprecjonowaniu dzieciaka, który ma nad nami wszystkimi tę przewagę, że coś robi.

Źródło
Opublikowano: 2019-09-24 13:35:32