Dumamy dzisiaj, czemu polskie media przez tyle lat lekceważyły ostrzeżenia naukowców w sprawie globalnego ocieplenia. Dl

Dumamy dzisiaj, czemu polskie media przez tyle lat lekceważyły ostrzeżenia naukowców w sprawie globalnego ocieplenia. Dlaczego z taką chęcią publikowały antynaukowe wywody negacjonistów klimatycznych? Zresztą niektóre nadal to robią. Być może za kilka lat będziemy zadawać podobne pytania w związku z nierównościami społecznymi.

Przeprowadzono ankietę wśród kilkudziesięciu ekonomistów europejskich. Zadano im pytanie, czy narastające nierówności zagrażają demokracji. I wiecie co? Niemal wszyscy odpowiedzieli: tak. Tylko jedna osoba stwierdziła, że nie jest pewna.

Dla nikogo, kto śledzi debaty ekonomiczne ostatnich lat, nie może to być zaskoczeniem. Ostrzeżenia przed zgubnymi skutkami nierówności płyną zewsząd. Ufacie ludziom, którym Bank Szwecji przyznaje wyróżnienie nazywane potocznie ekonomicznym Noblem? Proszę bardzo: Joseph Stiglitz i Paul Krugman ostrzegają przed nierównościami. A może wolicie ludzi, którzy są obecnie najgłośniejszymi postaciami w ekonomii? Proszę bardzo: Thomas Piketty ostrzega przed nierównościami. A może wasze zaufanie wzbudzają osoby zajmujące najwyższe stanowiska w polityce międzynarodowej? Proszę bardzo: Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ostrzega przed nierównościami.

W Polsce debata na ten temat leży. Tak, wiem, czytaliście pewnie kilka tekstów o nierównościach w „Gazecie Wyborczej”, jeszcze więcej w mediach lewicowych, być może niektórzy z was znają nawet specjalistyczne publikacje polskich ekonomistów dotyczące tego problemu. Ale nie oszukujmy się, to jest ciągle margines – w największych stacjach telewizyjnych, w przemówieniach czołowych polityków, w mediach społecznościowych dziennikarskich celebrytów o wiele łatwiej natrafić na uwagi o „prześladowanych przedsiębiorcach” niż na refleksję na temat nierówności społecznych.

Wymownym symbolem tego zaniedbania jest nasz system podatkowy. Pomimo tego, że prawdopodobnie jedynym krajem Unii Europejskiej, w którym biedniejsi płacą proporcjonalnie wyższe podatki od bogatszych, to jakakolwiek próba wyższego opodatkowania najzamożniejszych Polaków kończy się histerią i oskarżeniami o stalinizm.

Pisałem ostatnio o ekonomizacji języka, o tym, że zbyt często patrzymy na świat przez pryzmat kategorii ekonomicznych. Ale jest nawet gorzej. Bo w polskiej debacie publicznej patrzymy na świat przez pryzmat teorii ekonomicznych, które zdezaktualizowały się jakieś 30 lat temu. Światowa ekonomia jest w 2019 roku, świadomość ekonomiczna dużej części polityków i mediów utknęła na początku lat 90. XX wieku.

Skutki mogą być opłakane.

Źródło
Opublikowano: 2019-09-30 13:06:42