Zasugerowałam kiedyś podczas pewnej audycji radiowej, że podatki powinny być progresywne.
– Pffffffff! – wypfyfał mój współrozmówca i poczerwieniał na twarzy. Nie mogąc dobyć głosu ze złości dopiero w przerwie na reklamy popomstował rzucając coś o młodych i roszczeniowych, a kiedy program się skończył, wyszliśmy przez budynek: ja na papierosa, on wsiąść do swojego pojazdu, o którym moglibyście tylko pomarzyć. W kolorze złotym.
Doprawdy nic mi do kolorystycznych upodobań innych dziennikarzy. Każdemu życzę też wypasionej fury!
Sądzę jednak, że ani on, ani ja nie wypracowaliśmy sobie tego, co mamy (ja jednak zdecydowanie mniej, wink!), w tym rzeczonego samochodu, samą ciężką pracą. Ba, przekonana jestem, że w kraju jest masa lepszych ode mnie dziennikarek, które nigdy nie przebiją się do mediów krajowych, i niezła gromadka równie sprawnych dziennikarzy co i powyżej rzeczony. No tak to w życiu jest.
Czytam sobie dzisiaj badanie zlecone przez niemiecki dziennik "Wirtschaftswoche". Wynika z niego, że 61 proc. Niemców i Niemek życzyłoby sobie przywrócenia podatku majątkowego, co jest jednak dość grubym postulatem jak na naród zamożny, 65 proc. uważa zaś, że najbogatsze 10 proc. społeczeństwa wnosi za mało do państwowej kasy. Nawet w liberalnej, zdominowanej przez pracodawców FDP sądzi tak blisko 30 proc.!
– Kurczę, ale byłoby fajnie, gdyby i Polacy myśleli w ten sposób – pomyślałam, mając w pamięci wszystkie te opinie całkiem niegłupich ludzi, że w Polsce podatków nie da się zreformować (no może poza ich obniżeniem), bo Polacy powiedzą "no passaran".
Na tej ziemi obradzającej wyłącznie w smutne wydarzenia historyczne oraz wanna be milionerów zarabiających czwórkę netto (ale tylko jeszcze przez chwilę!), podatki ruszane nie będą, mamy na to fokusy, proszę, oto naręcze badań – zdania te mam świeżo w pamięci, bo nie tak dawno wyrecytował mi je pewien polityk Lewicy, a Maciej Gdula podstemplował tę myśl w niedawnym wywiadzie dla "Krytyki Politycznej", stawiając na podatku progresywnym krzyżyk w zamian za krzyżyki przy swoim nazwisku.
Może i jestem niezorientowana, wlazłam więc wobec tego na stronę CBOS-u. A tam:
– 66 proc. (to okrąglutkie dwie trzecie!) popiera podatek progresywny
– tylko 24 proc. jest jednoznacznie przeciw – jeśli odliczy się niezdecydowanych i przedstawiających opinie zniuansowane
– liczba fanów i fanek tegoż podatku spada, bo jeszcze w 2001 roku popierało go 76 proc. (trzy czwarte!) obywateli i obywatelek
Kwestia elektoratu? Śmiem wątpić: politolożka prof. Ewa Marciniak mówiła niedawno, że co prawda najbardziej proprogresywnopodatkowi są wyborcy PiS-u, ale elektoraty SLD i partii Razem są pod względem nastawienia do podatku progresywnego bardzo podobne – i jemu przychylne.
Więc czego nie rozumiem? I kto kłamie? CBOS czy fokusy?
Źródło
Opublikowano: 2019-09-04 16:16:02