ERRATA: Jak się okazuje – a jest to informacja szokująca – "Muszynianka" nie jest już spółdzielnią, a spółką k

ERRATA: Jak się okazuje – a jest to informacja szokująca – "Muszynianka" nie jest już spółdzielnią, a spółką kapitałową.
***
Napisać coś złego o "Muszyniance" jest doprawdy trudno. Spółdzielnia, w której kierownicy zarabiają dwukrotność tego, co fizyczni, prezes zaś – trzykrotność.
Zadowoleni i pracownice, z których część posiada udziały w firmie – są im wypłacane po emeryturze. Bogaty pakiet socjalny. Słowo "mobbing" – nieznane, bo i niepotrzebne. Dowód na to, że da się wyzwolić z kapitalistycznej pogoni, traktować pracowników fair i nie wyżymać do granic jak szmatki. Że nie trzeba śrubować norm – jak wmawia wielu – żeby osiągnąć sukces w kraju i zagranicą.
"Wyborcza" już o tym pracowniczym raju na ziemi pisała – zawsze pozytywnie. A ja wielokrotnie podawałam "Muszyniankę" jako przykład celu, do którego zmierza cała moja pisanina.
Jakiś czas temu dłuższy w "Muszyniance" zmienił się prezes. Postanowiłam zrobić z nim rozmowę.
Kilka tygodni temu wysłałam więc maila do pani powołanej do kontaktu z mediami. Szło to jakoś tak:
"Dzień dobry, Rozwadowska, Wyborcza, czy mogłaby mnie Pani umówić na z panem prezesem?"
Ponieważ odpowiedź na maila nie nadeszła, kilka dni później zadzwoniłam. Bardzo sympatyczna pani odpowiedziała, że owszem, maila czytała, nie udało jej się jednak jeszcze skontaktować się z prezesem. Oddzwoni.
Nie oddzwoniła. Tydzień później napisałam więc kolejnego maila. Odpowiedź nigdy nie nadeszła.
Zadzwoniłam więc znów. Pani wciąż nie udało się skontaktować z prezesem, zapewnia jednak, że nad tym pracuje. Jest doprawdy ujmująco uprzejma.
W tzw. międzyczasie był też sms bez odpowiedzi.
Podczas ostatniej rozmowy w zeszłym tygodniu, po tym jak pani po raz kolejny zapewniała – na szczęście bez powoływania się na wszystkie świętości – że w ciągu kilku dni udzieli mi odpowiedzi, powiedziałam, przeczuwając już, co się może święcić:
"Jeśli pan prezes z jakichkolwiek powodów nie jest zainteresowany rozmową, prosiłabym o odpowiedź wprost. Wolę odpowiedź negatywną od jej braku".
No ależ, co też pani mówi, prezes jest w rozjazdach, dziś np. odbiera nagrodę w Olsztynie. Damy znać tak prędko, jak to możliwe! – mówi mi szczebiot w słuchawce.
Dzisiaj wysłałam ostatniego smsa: "Czy udało się coś ustalić w mojej sprawie?" "Niestety" – brzmi odpowiedź. Czyli sprawa wciąż jakby otwarta, hehe.
Ponieważ minęło już naprawdę wiele tygodni, a dziennikarze mają coś takiego jak deadliny, i jeśli nie piszą, nie zarabiają pieniędzy, zadzwoniłam po prostu do sekretariatu "Muszynianki". Przemiła pani powiedziała, że nie zna sprawy. Zdziwiła się też, że od kilku tygodni rzeczniczka ma problem z kontaktem z prezesem, przecież może bez trudu skontaktować się z nim przez nią – panią z sekretariatu. Wyjaśni, o co chodzi. Oddzwoni.
Oddzwoniła – to nowość – błyskawicznie. Z przemiłej pani niewiele zostało, ton miała grobowy.
"Nasza odpowiedź jest jednoznacznie negatywna, pani rzecznik mówi, że już to pani pisała".
Tak że tak. Nie zrobię rozmowy z prezesem "Muszynianki", co jest jakimś wyjątkiem w skali kraju, bo spółdzielnia stale występuje w mediach, odbiera nagrody, udziela wywiadów.
Powód nigdy nie został wypowiedziany wprost, ale myślę, że go znam – a i Wy się domyślacie.
EDIT: No i tu plot twist: dzięki temu postowi dowiedziałam się, że dziwna niechęć do wywiadów to nie kwestia ludzkiej małości, a najprawdopodobniej faktu, że "Muszynianka" nie jest już spółdzielnią, ale zwykłą, nastawioną na zysk spółką. Pozostaję w konfuzji.

Źródło
Opublikowano: 2019-11-05 15:39:01