"Ludzie pierwszej „Solidarności” byli mądrzy. Wiedzieli, że emancypacja polityczna musi się zacząć w zakładzie pracy. Czyli najbliżej człowieka i jego codziennych interesów. Nieprzypadkowo doprowadziła wtedy do uchwalenia przez Sejm PRL (wrzesień 1981 r.) ustawy o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego. Zapisano w niej, że w przedsiębiorstwach państwowych będzie istniała wybieralna rada pracownicza oraz ogólne zebranie pracowników. Organy, które otrzymały szerokie uprawnienia w zakresie kontroli działalności przedsiębiorstwa oraz dyrektora.

[…]

Na pierwszy rzut oka rady wydają się doskonałym narzędziem do wskrzeszenia w Polsce demokracji pracowniczej. Czyli tego warunku koniecznego, by prawdziwa i żywa demokracja mogła istnieć także na innych polach. Przecież można sobie wyobrazić, że w każdym zakładzie pracy przeprowadza się regularne i demokratyczne wybory do rad. A wyłonione w tej sposób organy przedstawicielskie mają prawo kontrolować kierownictwo, stawiać mu granice, napominać albo zwyczajnie rozmawiać o dobru wspólnym zakładu. Przecież to byłaby prawdziwej demokracji w działaniu. Demokracja jako forma codziennego życia. Wiedzieli o tym w 1956 i 1981. Dlaczego dziś się tej prawdzie opieramy?"

Rafal Wos w Tygodnik Powszechny bardzo celnie o tym, dlaczego potrzebujemy w Polsce prawdziwego samorządu pracowniczego.

Polecam cały tekst!

Proroku, gdzie jesteś?

O co walczyli członkowie pierwszej Solidarności z lat 1980-1981? Dlaczego miliony ludzi różnych grup społecznych, od robotników po inteligencję, dostrzegły w „S” nadzieję? Sztampowa odpowiedź na te pytania, w której ćwiczymy się od trzydziestu lat, głosi: ludzie mieli dość komuni…

Źródło
Opublikowano: 2019-12-13 11:30:46