Mieszkanie jak cela

Mieszkanie jak cela

Zdarza się, że starsi małżonkowie obiecują sobie, że umrą równocześnie. Rozumieją bowiem, że z jednej emerytury mieszkania utrzymać się nie da. Pani Maria jest właśnie wdową. Miała zawał i wszystko jej się zawaliło. Najpierw dług czynszowy. Potem eksmisja. Człowiek, który wnosił jej meble powiedział: „Siedziałem w więzieniu i cela była większa niż ten pani pokój”. Pokój ma 10 metrów kwadratowych. Całe mieszkanie 16. Kobieta mieszka tu z synem pijakiem, który wprawdzie pracuje po budowach, ale co zarobi to przepiję. Do rachunków się nie dokłada, a do stołu siada i je z matką. A matka jedzenia synowi nie odmówi. nie bardzo ma czym dzielić, bo z emerytury wynoszącej 1600 złotych na rękę komornik zabiera połowę, choć powinien tylko jedną czwartą. Po opłaceniu rachunków w tej norze zostaje jej 550 zł na życie, lekarstwa, opłacenie telefonu, itd. I może by wystarczyło z biedą, gdyby nie synalek. Kobieta całe życie uczciwie przepracowała, aby na stare lata gnieździć się z synem pijakiem na 10 metrach kwadratowych. Przydzielanie takich „mniejszych od więziennej celi” pokojów jest wprawdzie zgodne z przepisami, które mówią, że w lokalu socjalnym powinno przypadać co najmniej 5 metrów na osobę, ale dzielnica Praga Południe traktuje ten przepis zbyt dosłownie. Można przecież dać trochę więcej, górnego limitu nie ma. Tylko, że słyszałem, jak urzędniczka twierdziła, że gdyby dali choć metr więcej to by była „niegospodarność”. Zgodnie z polskim prawem budowlanym nie można wybudować mieszkania, w którym jeden z pokoi nie miałby przynajmniej 16 metrów kwadratowych. Pani Maria chce, żeby syn się wyprowadził, ale jemu jest tak dobrze. Ona zapewnia mu komfort picia i nic na to nie może poradzić. Chciałaby się z tej klitki wynieść. Niestety nie ma procedur ani przepisów, które pozwoliłyby jej na to. To syn, który nie jest „głównym lokatorem” musiałby wystąpić o „rozkwaterowanie”.
Pójdziemy do komornika i przywołamy go do porządku, zmusimy by zgodnie z przepisami zabierał mniej z chudej emerytury. Spróbujemy namówić syna na terapię. Poprosimy też burmistrza dzielnicy by zlitował się nad starszą panią i przydzielił większy lokal. Będzie to jednak trudne, bo wszyscy jesteśmy więźniami nieludzkich przepisów. W przypadku jednej osoby lokal musi mieć przynajmniej 10 metrów. Ale to chyba dlatego, że nie już mniejszych, kilkumetrowych mieszkań, które można by komuś przydzielić.
Tymczasem pani Zofia, też schorowana wdowa, ma się przeprowadzić do lokalu socjalnego, który składa się wyłącznie z jednego pokoju o powierzchni 12 metrów. Nie ma ubikacji, kuchni ani łazienki. Jest za to jedna izba 3 na 4, w sam raz, żeby się powiesić. Próbujemy dostać się do zarządu Dzielnicy Warszawa Targówek na negocjacje, ale tam nikt nie jest skłonny do rozmów. Odwlekają wyznaczenie „audiencji”. Znów wdowa, z 38-letnim stażem w pracy zawodowej i z chudą emeryturką. Pokój oczywiście bez żadnych innych pomieszczeń i to tak mały, że nie można go już dzielić nawet ze zlewem jako jedynym urządzeniem, bo nie było by gdzie wstawić łóżka i szafy. Lokal nie spełnia kryteriów lokalu mieszkalnego. Na szczęście nowe przepisy pozwalają na zaskarżenie sposobu realizacji wyroku eksmisji do lokalu socjalnego. Jak się nie dogadamy z miastem będziemy musieli skorzystać z drogi sądowej. I najprawdopodobniej wygramy.
Dlaczego jednak najprostsze i najbardziej oczywiste prawa mieszkańców trzeba miastu wyrywać z gardła? Bo dialog społeczny w stolicy umarł. Od początku nowej kadencji samorządu nasze stowarzyszenie bezskutecznie oczekuje na spotkanie z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim. Walka trwa.

Źródło
Opublikowano: 2020-01-20 09:12:17