Maja Staśko:

Poprawa sytuacji osób pracujących seksualnie, tak jak osób pracujących we wszystkich innych sektorach rynku pracy, wymaga, przede wszystkim, pracy nad zniesieniem patriarchalnego kapitalizmu. Historia pokazuje, że to samoorganizacja pracownic i pracowników jest najskuteczniejszym sposobem na walkę z opresyjnym systemem i wyzyskiem. Tym, czego potrzebujemy, jest możliwość tworzenia związków zawodowych dla wszystkich sektorów i gałęzi branży, wzajemne wsparcie, możliwość werbalizowania swoich potrzeb, strajki i budowanie międzysektorowych sojuszy. (…)

Nie jesteśmy wymyślonym na Wasze potrzeby „lobby sutenerskim”, jesteśmy pracownicami i pracownikami. Chcemy żebyście wreszcie zrozumiały i zrozumieli, że promując kryminalizację (trzecich stron, klientów, nas samych) nie wspieracie nas, ale system wyzysku, który nas naraża, więzi w niebezpiecznych miejscach pracy i zagrażających sytuacjach, skazuje na bezkarność nieuczciwych i wyzyskujących nas pracodawców, spycha na skrajny margines, który pozbawia nas sprawczości, możliwości podjęcia strajku, który odbiera nam wolność i nasze prawa. (…)

Abolicyjne feministki brzmią dziś zupełnie tak, jak brzmiały kilka lat temu neoliberalne polityczki i politycy rozliczający matki dostające 500+ za każdą wydaną przez nie złotówkę: „bo przecież przepiją, roztrwonią, pojadą nad morze, zrobią tipsy, kupią awokado”. Brak zrozumienia dla realiów życia kobiet spoza liberalnej bańki pozwala polskim fankom Angeli Dworkin i Julie Bindel na wygłaszanie oderwanych od rzeczywistości twierdzeń i powoduje chęć ratowania zniewolonych w ich mniemaniu kobiet – niestety tylko retorycznie, ale już niekoniecznie w realu. Umiejscawiają się tym samym w długiej tradycji feminizmu klasy średniej, zaczynającego się, nomen omen, od antyprostytucyjnej krucjaty Josephin Butler, który chce zbawiać inne kobiety, ale bez wsłuchiwania się w ich głos i na swoich zasadach. Dyscyplinują i pouczają inne kobiety jak mają żyć, jak pracować, jak radzić sobie z codziennością, jak odnosić się do swojego ciała, do intymności, do seksu i do pieniędzy. Mówią nam kiedy, z kim i w jakich kontekstach mamy chodzić do łóżka, czy powinnyśmy robić to za pieniądze, czy za darmo. Decydują, kiedy seks, który mamy, jest konsensualny, a kiedy – choć wyraziłyśmy na niego świadomą zgodę – staje się (na mocy ich opinii!) gwałtem. A jeżeli któraś z nas się z ich opinią nie zgadza, to najwyraźniej: a) jest sama sobie winna, b) jest neoliberałką i popleczniczką patriarchatu, c) ma „fałszywą świadomość”, d) cierpi na PTSD, e) jest niereprezentatywna, f) jest idiotką – wybierz sobie najbardziej pasującą do Twojej sytuacji odpowiedź, bo to jedyne dane nam przez abolicyjne feministki opcje wyboru. Aż chce się wybierać prawda? (…)

Może macie do zaoferowania coś więcej nazywanie samych siebie „socjalnymi feministkami”, podczas gdy, jedyne co robicie to torpedowanie naszej pracy, unieważnianie i wyśmiewanie organizowanej przez nas pomocy na opłacenie czynszów, zakup leków, jedzenia dla dzieci czy ogrzanie mieszkania?

Praca seksualna, pandemia i polowanie na czarownice

15,008 złotych zebranych w ramach „Funduszu kryzysowego dla osób pracujących seksualnie”: 217 wpłat, 60 osób, które otrzymały bezpośrednie finansowe wsparcie dzięki Funduszowi. Dodatkowo 70 osób spotkanych podczas dyżurów outreach, wizyt w miejscach pracy…

Źródło
Opublikowano: 2020-04-28 13:23:35