Czekam z niecierpliwością na nowy film braci Sekielskich, jednocześnie nie mogę wyjść ze zdumienia, że tyle osób nagle z

Justyna Samolińska:

Czekam z niecierpliwością na nowy braci Sekielskich, jednocześnie nie mogę wyjść ze zdumienia, że tyle osób nagle za autorytety uznaje Tomasza Terlikowskiego czy innych ludzi, znanych z "bycia wewnątrz Kościoła". Z jakiegoś powodu to "bycie wewnątrz" ma im dodawać wiarygodności, ma z nich robić lepszych ekspertów, ma sprawiać, że debata wokół pedofilii nagle zaczyna być debatą rzeczową. Przyznaję, że zupełnie nie rozumiem tego sposobu rozumowania.

Jak wyraźnie wynika z "Nie mów nikomu", jak i z wielu innych prac na temat pedofilii zarówno w Kościele, jak i w ogóle w instytucjach totalnych, opartych na bezwzględnym posłuszeństwie i hierarchii, wykorzystywanie seksualne dzieci nie pojawia się tam, bo w danej instytucji (jak w każdej grupie zawodowej, każdej organizacji) pojawiają się sporadycznie mężczyźni z zaburzonym popędem seksualnym, którzy nie są w stanie odczuwać go wobec osób dorosłych i których po prostu podniecają dzieci.

Nie, większość pedofilów w Kościele to ludzie, którzy, gdyby mieli możliwość, realizowali swój popęd poprzez normalne, konsensualne relacje z dorosłymi. Kościół jest unikalną instytucją, która z jednej strony nakłada na duchownych celibat, zakazuje im zdrowego spełniania się w swojej seksualności, a z drugiej – daje im ogromną władzę, miejsce w społeczeństwie, bezpośrednio powiązane z tym, jakim zaufaniem, jaką pozycją społeczną i polityczną cieszy się Kościół. To skutkuje tym, że gwałcone są dzieci – tak po prostu, taki jest wynik tego równania. Co więcej – Kościół o tym wie i dlatego dysponuje przemyślaną, sprawnie skonstruowaną maszyną, procedurą, mającą na celu ukrywanie tych przestępstw. Im silniejsza, im bardziej "nietykalna" jest struktura kościelna w danej społeczności i w danym państwie, tym więcej dzieci jest krzywdzonych i tym większą bezkarnością cieszą się sprawcy.

Rozumiem, że może to być teza kontrowersyjna, ale moim zdaniem z powyższego wynika, że ten, kto wspiera, buduje, wzmacnia swoimi wypowiedziami, zachowaniami, postawami pozycję Kościoła katolickiego w Polsce, ten wzmacnia i wspiera mechanizmy, które prowadzą do koszmarnego cierpienia. Co więcej – od dziesięcioleci nie można udawać, że się o tym nie wie, ponieważ te mechanizmy i działania zostały dokładnie opisane na przykładach irlandzkich, australijskich, amerykańskich i wielu, wielu innych. Tomasz Terlikowski czy inni nagle "obudzeni" katolicy mieli do tej wiedzy dostęp i mimo to, z pełną świadomością, budowali swoimi postawami katolickość Polski.

W ciągu tych lat konkretni ludzie, przed Sekielskimi, próbowali o tym mówić, kolanem wciskali temat do debaty publicznej, próbowali na różne sposoby obnażać hipokryzję Kościoła oraz generalnie domagali się świeckości, rozdziału instytucji kościelnych od państwa. Z wieloma z nich nie jest i nie było mi po drodze – nie lubiłam Ruchu Palikota, denerwują mnie czasem nowoateistyczne zapędy tych ruchów, ich rasistowskie przechyły, kiedy pojawia się temat islamu, łączenie idei świeckości ze skrajnym indywidualizmem i odrzucaniem wartości wspólnoty. Generalnie jednak organizacji politycznych i społecznych, które konsekwentnie reprezentują ideę świeckości państwa, trochę jest, można sobie wybrać, którzy nam najlepiej pasują.

Doszliśmy do absurdalnej w moim odczuciu sytuacji, w której ci ludzie są uznani za mniej wiarygodnych – bo przecież wykorzystają każdą okazję, żeby rzucić pomidorem w biskupa, są "nieobiektywni". Tymczasem ci, którzy chowali głowę w piasek, latami głosząc przy okazji obrzydliwe, faszystowskie i homofobiczne bzdury, są wiarygodni, bo przecież woleliby na ten Kościół nie pluć, woleliby – tak jak to robili całymi latami – odwracać wzrok. Skoro już plują, to coś musi być na rzeczy. Otóż, drodzy państwo, coś na rzeczy było od zawsze, nie od filmów Sekielskich, i jeśli ktoś nie pluł, to znaczy, że akceptował. A jeśli akceptował, to żaden z niego autorytet.

Źródło
Opublikowano: 2020-05-16 12:46:12