Jan Śpiewak:

Osiemnastowieczą Europę przed całkowitą deforestacją uratowało odkrycie węgla: okazał się dużo bardziej kaloryczny od spalanej powszechnie biomasy, czyli drzew.
Mówiąc bardziej naukowo: miał dużo wyższe EROI (energy return on investment), czyli stosunek energii uzyskanej z jego spalania do energii zainwestowanej w jego pozyskanie.
Potem przyszło odkrycie, że kontrolowana reakcja rozszczepiania jąder atomu daje nieporównanie więcej energii niż węgiel, którego wykorzystanie okazało się mieć mnóstwo katastrofalnych skutków ubocznych: tylko powszechne śmierci górników związane z jego wydobyciem, ale też śmierci związane z zanieczyszczeniem powietrza, jakie powodował przed upowszechnieniem nowoczesnych filtrów (pamiętacie słynny, londyński smog?) i – ostatnio – emisji CO2 do atmosfery w związku z jego spalaniem.

Atom mógłby pomóc nas uratować, ale atom ma grono zagorzałych przeciwników – najczęściej przeciwników ze złych przyczyn. Mylą energetykę z militariami, stawiają na głowie cywilizacyjne priorytety, jakby z elektrowni jądrowych faktycznie były groźniejsze niż te ze spalania węgla, składowane bezpośrednio w powietrzu, którym oddychamy.

I ci przeciwnicy, jakimś dziwnym trafem, zdołali przekonać rzesze ludzi, że lepiej dla siedmiu i pół miliarda mieszkańców Ziemi jak powrócą do stanu z XVIII wieku, kiedy było ich wielokrotnie mniej – że lepiej będzie palić biomasą, czyli drzewami, w piecach elektrowni niż napędzać ich turbiny parą wytworzoną w reaktorze jądrowym.

To dlatego we wtorek w nocy zamknięto elektrownię jądrową w Fessenheim w Alzacji. Na jej miejsce wskakuje piękna peleciarnia, w której mielić się będzie lasy Wogezów.

To dlatego na koniec 2019 zamknięto Phillipsburg. Na jego miejsce wskakuje blok węglowy Datteln 4.

Tymczasem lasy Europy znikają w zastraszającym tempie. Dzięki wysiłkom i luksemburskiego Zielonego, Claude Turmes’a, biomasa znalazła się bowiem na europejskiej liście źródeł OZE. Powstał gigantyczny interes i wspaniała koniunktura gospodarcza pozwalająca na jej spalanie.

I ta biomasa to są, oczywiście, teoretycznie “zrębki” pozostałe po wycinkach. Ale wiecie, co się robi, kiedy opłaca się sprzedawać zrębki po wycinkach? Opłaca się więcej wycinać.

W najnowszym numerze “Nature” włoscy naukowcy wskazują, że “pozyskanie biomasy” w Europie wzrosło o 49% od 2011. W Polsce wzrosła tylko ogólna powierzchnia zrębów, ale też powierzchnia poszczególnych wycinek, co bezpośrednio zagraża lokalnym ekosystemom. I nam.

Biomasa z europejskiej listy musi zniknąć NATYCHMIAST, bo natychmiast musi zniknąć bodziec ekonomiczny do mielenia i spalania życiodajnych lasów w kotłach.

Tylko, czy organizacje i osoby, które przez lata lobbowały za stworzeniem tego interesu widzą swój błąd? Robią coś, aby ten proces odwrócić?

Nie. Ograniczają się do dalszego atakowania jedynego narzędzia, którym dysponujemy, aby to szaleństwo powstrzymać.

Ekolodzy, do cholery, co z Wami?


Źródło
Opublikowano: 2020-07-02 15:57:51