Remigiusz Okraska:


W 40. rocznicę porozumień sierpniowych polecamy książkę, którą wydaliśmy 11 lat temu. Wersje papierowa i elektroniczna do kupienia za niewielkie kwoty. 550 stron opinii nieszablonowych, idących w poprzek wszystkich polskich podziałów i mitów. Do kupienia tutaj: https://nowyobywatel.pl/sklep/ksiazki/gwiazdozbior-w-solidarnosci/. A na zachętę kilka fragmentów:

Było oczywiste, że dziura w systemie wywołana powstaniem „Solidarności”, jest nienaprawialna. Tak, jak przewidywaliśmy, system okazał się bezbronny wobec ataku z lewej flanki. „Solidarność”, jak każdy związek zawodowy, była lewicowa, ale antykomunistyczna. Z tym PZPR nie mogła sobie poradzić, ponieważ lewicowość oznaczała masowość buntu i jego prospołeczny charakter.

Walka o podwyżki, zamiast nas skłócić, przyczyniła się do integracji członków „Solidarności”. Związkowcy z różnych regionów Polski szukali kontaktu z kolegami pracującymi w tej samej gałęzi przemysłu. Porównywali warunki pracy i płacy, oceniali uciążliwość pracy i kwalifikacje niezbędne przy wykonywaniu różnych zawodów, aby sprawiedliwie przygotować stanowisko do rozmów z ministerstwem. Na przykład piekarze i młynarze prosili Andrzeja, aby rozstrzygnął, kto ma więcej zarabiać. Andrzej odmówił: Nie znam się na tym, musicie sami ustalić. Kłócili się kilka godzin, ale ostatecznie uzgodnili, że młynarze powinni zarabiać o 10% więcej od piekarzy, czy może odwrotnie, nie pamiętam już. Sekcje branżowe analizowały procesy technologiczne, a także ekonomię produkcji na poziomie poszczególnych zakładów i całej branży. Rozmowy z rządem dotyczyły wielu spraw, nie tylko płac. Na szczęście potrzeba solidarności była powszechna i nie było z tym większych kłopotów. KKP kontrolując wszystkie rozmowy z ministerstwami mogła chronić interesy branż najsłabszych. Najsłabszą grupą zawodową byli bibliotekarze wiejscy. Nieliczni i skrajnie rozproszeni, nie mogli skutecznie strajkować. Hutnicy wstrzymali wówczas rozmowy o dwa tygodnie, aby bibliotekarze nie byli ostatnią grupą negocjującą podwyżki płac. W efekcie bibliotekarze wiejscy dostali podwyżkę o 30 zł większą niż w Stoczni Gdańskiej. Przykładów niezwykłej solidarności można podać wiele. Członkowie „Solidarności” uznali, że nauczyciele i lekarze nie powinni strajkować, a zatem, by wyegzekwować żądania, robotnicy wielkoprzemysłowi strajkowali w ich imieniu, w czasie rozmów płacowych.

Najważniejszą różnicą między linią polityczną WZZ-ów, a wszystkimi innymi skrzydłami, frakcjami i środowiskami, było koncentrowanie się na działalności związkowej. Miliony ludzi zapisały się do „Solidarności”, ponieważ nie chcieli już dłużej znosić upokarzających warunków pracy i płacy. Chcieli lepiej pracować i lepiej żyć. System miał wypracowane metody eliminowania każdej próby sprzeciwu, nawet propozycji naprawy czy upominania się o to, co zgodnie z prawem się należy. Frustrujące warunki pracy i płacy nie było łatwo skompensować samorealizacją w jakiejś innej dziedzinie. Koszmarne warunki dojazdu do pracy, uciążliwe zakupy, źle wyposażone mieszkania – zabierały siły i cały wolny czas ludziom zmęczonym ciężką, czasem nudną albo źle zorganizowaną lub niepotrzebną pracą. Każdy ma jakieś ambicje, coś potrafi dobrze robić, każdy ma jakieś marzenia. „Solidarność” zaproponowała wspólne legalne działanie w celu przywrócenia sensu pracy zarobkowej i poprawy warunków codziennego życia.

Od lata 1989 r., gdy uwolniono ceny płodów rolnych, mieliśmy już do czynienia z hiperinflacją, więc ceny żywności, doganiając stopy procentowe, poszybowały w górę. Państwo nie honorowało zobowiązań zaciągniętych wobec obywateli. Ludziom przepadły wpłaty na mieszkanie, na samochód, polisy na dodatek do emerytury i na kształcenie dzieci. Natomiast odsetki od zaciągniętych kredytów ściągano bezwzględnie. Na wsi pojawiły się samobójstwa, które niedawny obrońca robotników, Heniu Wujec, skomentował tak: „Jeśli ktoś zamiast inwestować kupił żonie futro, sam sobie winien”. Pensje pracowników, emerytury i renty pozostały bez zmiany. Gwałtownie ściągano ze społeczeństwa wszystkie oszczędności. Kto miał w skarpetce jakieś dolary, biegł z nimi do kantoru. Ale jak mówi przysłowie, zanim gruby schudnie, to chudy umrze. Po miesiącu urlopu, latem 1989 r. pierwsze wyjście do sklepu było dla nas szokiem. Sąsiadka emerytka płakała, nie mogąc wysupłać z portmonetki pieniędzy na 20 deko twarogu, chociaż była to dopiero połowa miesiąca.

W nowym systemie ekonomiczno-politycznym – neoliberalizmie – związki zawodowe nie odgrywają już takiej roli, jak w demokratycznym kapitalizmie. Prywatnych właścicieli zainteresowanych przetrwaniem firmy, często rodzinnej, z tradycjami, zastąpił zarząd i rada nadzorcza spółki akcyjnej, teoretycznie odpowiedzialne przed ogromną rzeszą bezimiennych akcjonariuszy na całym świecie, często nieświadomych, że poprzez fundusze inwestycyjne są współwłaścicielami jakiegoś przedsiębiorstwa. Pod tym względem system oparty na korporacjach jest podobny do sytemu komunistycznego, w którym dyrekcja państwowego przedsiębiorstwa była odpowiedzialna przed wszystkimi obywatelami, właścicielami, czyli w praktyce przed nikim. Jednak w komunizmie strajki były zagrożeniem dla rządzących i dla doktryny marksistowskiej, co nadawało im duże znaczenie polityczne. W obecnym systemie to zagrożenie nie występuje, a duża korporacja może łatwo i szybko przerzucić produkcję daleko od „ogniska zarazy”, albo w ogóle z niej zrezygnować i zainwestować w inną działalność. Odporność na strajki, jedyną broń wyzyskiwanych pracowników, jest w nowym systemie niemal nieograniczona. W Polsce w okresie transformacji sytuację pracowników pogarszał fakt, że strajki ułatwiały likwidatorom polskiego przemysłu bankrutowanie, zamykanie i sprzedawanie przedsiębiorstw. Nikt nie był zainteresowany utrzymaniem przedsiębiorstwa, co odbierało strajkom skuteczność.

Etykietek lewica, prawica, nigdy nie uważaliśmy za obraźliwe czy dyskwalifikujące i może dlatego nie wpadamy we frustrację, gdy jeden nasz pogląd ktoś zakwalifikuje jako lewicowy, a inny jako prawicowy. W normalnym społeczeństwie, przy prawidłowo funkcjonującej demokracji, rację bytu mają wszystkie opcje polityczne. Są pożyteczne, ponieważ wnoszą swój punkt widzenia do debaty publicznej, ostrzegają przed innym rodzajem zagrożeń. Warto też dodać, że nowy neoliberalny system jest zagrożeniem i dla prawicy, i dla lewicy, dla właścicieli przedsiębiorstw i dla pracowników. W interesie wszystkich Polaków, niezależnie od poglądów politycznych, jest suwerenne, niepodległe, demokratyczne państwo i własna polityka gospodarcza.

Próbowaliśmy bronić lewicy w środowiskach patriotycznych, ale zdecydowane opowiedzenie się całej współczesnej lewicy po stronie agentury przekreśliło nasze wysiłki. Możemy jedynie odwoływać się do tradycji PPS. Nigdzie nie ma choćby najmniejszej wzmianki o życzliwym stosunku PPS-u do agentów najpierw carskiej ochrany, potem w II RP do policyjnych wtyczek, a w okresie umacniania się „władzy ludowej” do agentów „ojczyzny proletariatu”.

Można powiedzieć, że PPS i „Solidarność” były lewicą wyjątkową w skali światowej, ponieważ walczyły o wyzwolenie społeczne i narodowe, a nie tylko o interesy ludzi pracy. Jednak w całym ruchu robotniczym i związkowym zdrada we własnych szeregach nigdy nie była tolerowana, a wtyczki, kapusie pracodawców i policji obawiali się zdemaskowania. Nikt, kto podejmuje walkę, nie lekceważy agentury i nie pobłaża agentom. Donoszenie na kolegów, ujawnianie przeciwnikowi planów i taktyki, prowokacje, dezintegracja i dezinformacja udaremniają wysiłki, narażają na niebezpieczeństwo.
Walka z państwem policyjnym, a zatem przede wszystkim z policją polityczną, zalicza się do etosu lewicy. W lewicowej historycznej tradycji policja polityczna broniła właścicieli przed wyzyskiwanymi pracownikami, ochraniała interesy zaborców, okupantów, kolonialistów przed pozbawionymi praw i wolności. Lewica, która użala się nad losem tajnej policji w systemie totalitarnym, to jakiś mutant, coś takiego jak narodowy socjalizm, czyli faszyzm.


Źródło
Opublikowano: 2020-08-31 18:01:06