Maciej Konieczny:

Wczoraj w wieku 60 lat zmarł Diego Armando Maradona, jeden z najlepszych piłkarzy w historii. Jest wiele miejsc, w których przeczytacie o jego wybitnej karierze piłkarskiej, niezbyt wybitnej karierze trenerskiej albo problemach z uzależnieniami i wyboistym życiu osobistym. Dlatego ja o tym pisać nie będę. Napiszę za to o jego politycznym zaangażowaniu.

Diego Maradona wychował się w Villa Florito, dzielnicy slumsów na przedmieściach Buenos Aires. Żył w skrajnej biedzie, zdarzało się, że nie dojadał. Jako dorosły człowiek mówiąc o biedzie i nierównościach często wracał do lat dzieciństwa w Villa Florito i głodu, którego sam doświadczył. Swoją sławę i międzynarodową pozycję wykorzystywał również, żeby mówić o biedzie, wyzysku, nierównościach, czy amerykańskim imperializmie w Ameryce Łacińskiej. Wielu zachodnich komentatorów traktowało to jako dziwactwo byłego gwiazdora i jeden z jego licznych pozasportowych “problemów”. Ale Maradona miał jasne poglądy i nie bał się o nich mówić, nawet, jeżeli dla wielu były one “kontrowersyjne”.

Jeszcze jako piłkarz walczył o utworzenie związku zawodowego zawodników oraz otwarcie mówił o korupcji w FIFA. Traktowano to jako kolejne dziwactwo Argentyńczyka. Dzisiaj związki piłkarzy i zawodników innych sportów istnieją na całym świecie, a trwające wciąż śledztwa dotyczące i innych federacji piłkarskich ujawniły korupcję na gigantyczną skalę wśród ich kierownictwa.

Przez lata Maradona wspierał lewicowych polityków w całej Ameryce Łacińskiej. Przemawiał nawet na wiecach, jeździł po różnych krajach i zachęcał do głosowania. To jest pewnie ten moment, kiedy pojawią się zarzuty o przyjaźń z Fidelem Castro i wspieranie Hugo Chaveza, warto więc wyjaśnić parę kwestii. Historia Ameryki Łacińskiej w II połowie XX wieku (wcześniej zresztą też) to w dużej mierze historia amerykańskiej kolonizacji, zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Oraz historia walki z tą kolonizacją. Jednym z fundamentów latynoamerykańskiej lewicowej tożsamości jest antyamerykanizm. Trudno się zresztą dziwić. W Ameryce Łacińskiej to Amerykanie obalali, chociaż zazwyczaj cudzymi rękami, demokratyczne rządy. To Amerykanie wspierali faszystowskie wojskowe dyktatury, które działaczy lewicowych i związkowych mordowały lub zamykały w obozach koncentracyjnych. W Ameryce Łacińskiej to USA rabunkowo eksploatowały zasoby naturalne, pilnując, żeby zyski z tej eksploatacji lądowały w kieszeniach amerykańskich korporacji. Właśnie z tej perspektywy należy patrzeć na polityczne zaangażowanie Maradony, który wspierał nie tylko Castro i Chaveza, ale również Lulę da Silvę i Dilmę Rousseff w Brazylii, Nestora Kirchnera i Alberto Fernandeza w Argentynie czy Evo Moralesa w Boliwii. Aktywność polityczna Maradony wykraczała zresztą poza Amerykę Łacińską. Otwarcie popierał prawo Palestyńczyków do posiadania własnego państwa.

W pierwszej dekadzie XXI wieku był jednym z liderów ruchu sprzeciwiającego się przyjęciu FTAA – umowy ustanawiającej strefę wolnego handlu na obszarze obu Ameryk, spisanej, jak zazwyczaj w przypadku takich umów, w interesie amerykańskich korporacji. Walka zakończyła się sukcesem i umowa nigdy nie została ratyfikowana. Maradona upominał się też o biednych i wykluczonych. W 1987 został przyjęty w Watykanie przez papieża Jana Pawła II. Wspominał, że ogromne wrażenie zrobiło na nim bogactwo i przepych. Nawet sufity pokryte były złotem. Kiedy podczas rozmowy mówił, że Kościół martwi się o głodujące dzieci, Maradona przerwał mu i powiedział: “Może sprzedaj te sufity i coś z tym zrób, amigo?”.

Maradona w żadnym wypadku nie był postacią kryształową. Można debatować, czy wszyscy politycy, których wspierał, na to wsparcie zasługiwali. Ale warto pamiętać, że jego poglądy polityczne, to nie były jakieś fanaberie zblazowanego gwiazdora, ale konsekwentne opowiadanie się po stronie biednych i słabszych.


Źródło
Opublikowano: 2020-11-26 19:38:30