Marcelina Zawisza:


W interpelacji złożonej wspólnie z -Popiołek, a następnie na piątkowej podkomisji do spraw zdrowia publicznego, pytałam Ministerstwo Zdrowia o program in vitro.

Wszystko zaczęło się od Narodowego Programu Zdrowia na lata 2021-2025 czyli podstawowego dokumentu polityki zdrowia publicznego, który wyznacza: cele strategiczne, cele operacyjne, najważniejsze zadania do realizacji na rzecz poprawy zdrowia i związanej z nim jakości życia społeczeństwa. Taki dokument powstaje na co najmniej 5 lat. Niedawno rząd przyjął nowy program, więc była okazja do omówienia jego założeń. W poprzednim Programie walka z niepłodnością była jednym z priorytetów.

Tym zabawniejsze było, że Minister Kraska, który występował na tym posiedzeniu w imieniu MZ, powiedział, że rząd podchodzi do wyzwań demograficznych “z wielką odpowiedzialnością”.

Przypominam, że to właśnie rząd PiS usunął publiczne finansowanie programu in-vitro i przeznaczył fundusze na pseudonauką naprotechnologię. Efekt?

W ciągu dwóch lat trwania programu opartego o naprotechnologię Ministerstwo Zdrowia przeznaczyło nań grubo ponad 30 mln złotych. Narodziło się całe 70 dzieci. Skuteczność programu oceniono na 5%. Inne źródła podają nawet mniejszą skuteczność – 3 żywe urodzenia na 96 par (to ok. 3 procent).

Dla porównania – skuteczność dwuletniego programu in vitro to około 30% (to średnia europejska), w wyniku jego wdrożenia urodziło się ponad 8000 dzieci.

Mimo to obecny rząd, rzekomo prorodzinny, zdecydował o anulowaniu go i za każdym razem kiedy o to pytam ignorują kwestię zapłodnienia pozaustrojowego i opowiadają, jak ważna jest diagnostyka niepłodności.

Ale od samej diagnostyki nie rodzi się więcej dzieci!

Ministerstwo chyba nieco opacznie zinterpretowało hasło “”Lepiej zapobiegać niż leczyć”, bo mam wrażenie, że prędzej każdemu Polakowi wręczą ulotkę z hasłem, żeby nie trzymać laptopa na udach, bo przegrzewa jądra, niż żeby choć jednej parze sfinansują ciążę.

Wyzwaniem demograficznym jest też kwestia długości życia i tu informacja MZ mówi:

“Sytuacja zdrowotna ludności Polski poprawia się systematycznie – zarówno w odniesieniu do obiektywnych, jak i subiektywnych miar zdrowia.”

Oraz:

“Celem strategicznym NPZ było wydłużenie życia w Polsce, poprawa jakości życia związanej ze zdrowiem i ograniczanie społecznych nierówności w zdrowiu”

Ale za to w raporcie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego czytamy, że:

“Analiza danych o długości życia i umieralności mieszkańców Polski wskazuje, że w ostatnim czasie poprawa stanu zdrowia ludności uległa zahamowaniu, co przy wciąż gorszych wskaźnikach zdrowia Polaków w porównaniu z mieszkańcami większości krajów Unii Europejskiej należy uznać za zjawisko niepokojące”

I:

“Długość życia jest silnie różnicowana przez czynniki społeczne – w roku 2017 mężczyźni w wieku 30 lat z wykształceniem wyższym mogli oczekiwać, że będą żyli ok. 7,4 lat dłużej niż mężczyźni z wykształceniem średnim (włączając do tej grupy zasadnicze zawodowe), i aż o ok. 11,0 lat dłużej niż mężczyźni z wykształceniem gimnazjalnym i niższym. Te niekorzystne różnice powiększyły się w 2017 r. w stosunku do lat 2014-2016 co było spowodowane wzrostem długości życia mężczyzn z wyższym wykształceniem i jego skróceniem u osób w niższych grupach wykształcenia “

Mówiąc tu bardzo delikatnie – wśród mężczyzn nastąpiło zjawisko przeciwne do realizacji celu strategicznego NPZ. Nierówności zdrowotne – zamiast spadać – rosną.

Jak na podejście „z wielką odpowiedzialnością’, to słabo to wygląda.


Źródło
Opublikowano: 2021-04-26 18:40:56