Ta strrrrraszliwa inflacja, o której tyle się nasłuchaliśmy przy każdej okazji,

Remigiusz Okraska:


Ta strrrrraszliwa inflacja, o której tyle się nasłuchaliśmy przy każdej okazji, wyniosła rok do roku 4,4%. Cztery i cztery dziesiąte procenta. W kraju, w którym w tym czasie bardziej wzrosły w zasadzie wszystkie wpływy do prywatnych kieszeni, od emerytur, przez pensje (ustawowe minimalne oraz faktycznie wypłacane), a kończąc na zasiłku dla bezrobotnych. No, 500+ warto byłoby wreszcie podnieść, ale zdaniem histeryków inflacyjnych to przecież ono napędza inflację. W dodatku znaczna część tej niewysokiej inflacji to kwestia spraw, na które nikt nie ma doraźnego wpływu, bez zmiany całego stylu życia czy struktury gospodarki, np. wzrost cen ropy czy żywności na tzw. rynkach światowych (nie widziałeś nigdy na własne oczy „rynku światowego”? nie przejmuj się, to nieważne, ważne jest to, że płacisz za zabawy spekulantów).

Nie jestem z tej frakcji lewactwa/socjalprawactwa (niepotrzebne skreślić), która uważa, że w ogóle spoko, gospodarka się kręci, zachęca do inwestowania zamiast do oszczędzania itp. Uważam, że inflacja bywa groźna w ogóle, a szczególnie dla klasy pracującej w kraju tak marnym jak nasz, czyli niskich pensji, niskiego uzwiązkowienia, słabej pozycji przetargowej pracowników, niskiej kultury negocjacyjnej „pracodawców” itd. W takich realiach inflacja może faktycznie uderzać w portfele ludzi o niskich dochodach. Ale nie inflacja na poziomie 4,4% przy jednoczesnych wyższych wpływach do portfeli.

Wniosek: KODziarze, balcerowiczowcy i „dziennikarze ekonomiczni” nie ogarnęli obsługi kalkulatora.

Źródło
Opublikowano: 2021-06-30 17:06:33