Łukasz Najder:


Byłby to przejmujący, choć jednak do końca udany i oryginalny film o Rosji, gdyby nie kreacja Wasiliny Makowcewej jako tytułowej „Łagodnej”. Bo u Łoźnicy okazuje się Rosją, którą przecież dobrze wszyscy znamy – bida, marazm, biurokracja, agresja międzyludzka, korupcja, cyniczna, zdeprawowana władza, a obywatele chleją i ze łzą w oku wspominają czasy Imperium. W bonusie widowiskowe sceny groteskowo-wizyjne a la Bułhakow z „Mistrza i Małgorzaty” i liczne odniesienia do wojny w Donbasie czy nakręcanej przez Putina narracji antyzachodniej. Wprawdzie to jeszcze poziom fanfarona Michałkowa, ale bywa, że twórca „Łagodnej” nazbyt skwapliwie sięga po chwyty i klisze opowieści egotycznej, moralizatorskiej i uogólniającej. Na szczęście jest Makowcewa. Niezmiennie smutna twarz jak wykuta ze skały, minimalistyczne środki wyrazu, przeszywający wzrok – osoba, która siada na brzegu krzesła, nie działa, lecz czeka, milcząc. W rezultacie otrzymujemy coś na kształt paradoksu: nieustępliwą rezygnację, zawziętą, skrytą dumę. Łagodna nie walczy z Rosją, który uwięził jej męża, nie buntuje się przeciwko temu, co widzi i czego doświadcza w kraju. Własną obecność – przed zakładem karnym, w kolejce do punktu widzeń, na ulicach miasta-więzienia – zmieniła w broń i wyzwanie. System nie może tego znieść, musi więc co i rusz ustosunkowywać się do niej. Oznacza to kolejną administracyjną przeszkodę, następnego molestatora, entą zniewagę. Utknęła na dobre w kafkowskim podzamczu, które jest pułapką – kulą, z której nie można uciec, można tylko krążyć w tejże wnętrzu. Widząc Łagodną w interpretacji Makowcewej widzimy tysiące rosyjskich kobiet, jakie zaznały podobnego jej losu – od żon łagierników i wdów po ofiarach stalinowskich czystek po zrozpaczone matki przemierzające Czeczenię w poszukiwaniu ciał swoich synów. Mistrzowska rola. Polecam uwadze.

Łagodna

Źródło
Opublikowano: 2021-07-27 10:43:08