Ponieważ znacząco podniesiono pensje parlamentarzystów i wysokich urzędników państwowych, w tym czasie m.in. zamrażając płace szeregowych pracowników budżetówki czy nie oferując poważnych podwyżek pielęgniarkom, powiem po pierwsze, że właśnie W TAKICH sytuacjach należy wylewać kubły pomyj na PiS z pozycji prospołecznych i socjalnych (zatem niech to wybrzmi: ***** *** za te podwyżki), a nie w przypadku obrony liberalnej oligarchii odrywanej od koryta. A po drugie przypomnę, co tutaj pisałem na ten sam temat wcześniej:
6 kwietnia 2018:
„Pensje parlamentarzystów sytuują ich wśród elity 2% najlepiej zarabiających pracowników najemnych w Polsce. Na tle Europy, gdy policzyć ogół przyznawanych środków, a nie tylko pensję zasadniczą, i porównać je ze średnimi dochodami w danym kraju, sytuują się blisko czołówki, przed krajami skandynawskimi (gdzie średnie pensje są wypadkową powszechności dobrych zarobków, a nie są wywindowane przez „kominy płacowe” oligarchicznej elity), a za takimi kwitnącymi merytokracjami jak Słowacja. Mimo to obrona tych pensji stała się domeną nawet części komentatorów prospołecznych i lewicowych, nie licząc oczywiście zwyczajowych klakierów klas posiadających. Przyczyny są dwie. Albo ci ludzie zupełnie się pogubili – tak jest wtedy, gdy używają argumentu merytokratycznego: będziemy płacili parlamentarzystom świetnie lub oni nie zechcą łaskawie dać się ponownie wybrać. To przezabawne nieporozumienie, a raczej niezrozumienie: wybory powszechne to nie jest test kompetencji, lecz plebiscyt personalno-ideowy, tu nie ma żadnej, ale to żadnej gwarancji, że wysokie pensje skuszą fachowców i że zostaną oni wybrani. Jeśli ktoś chce bronić państwa, to niech broni korpusu urzędniczego i dobrych płac w budżetówce, niech postuluje dobre pensje tam, gdzie jest do wykonania konkretna i regularna praca i gdzie jest za nią konkretna odpowiedzialność, bo to tam tkwi jedna z przyczyn słabości tego państwa i jego kadr. Tak, wysokiej klasy fachowiec ze skarbówki powinien zarabiać bardzo dobrze, aby bardzo dobrze uszczelniał system podatkowy i wiedział, gdzie znaleźć niewykazane dochody. Tak, w ministerstwach powinni pracować dobrze opłacani fachowcy, żeby przygotować ustawy, przepisy i regulacje na znakomitym poziomie. Ale nie ma żadnej potrzeby, aby szeregowy parlamentarzysta zarabiał kilka razy więcej niż wynoszą polskie bieda-pensje, bo to nie tyle pozwala mu skutecznie działać, co skutecznie izoluje go od tych, których podobno ma reprezentować, czyli od ludzi z pensjami 1500-3000 na rękę, bo większość obywateli i obywatelek tego kraju tyle zarabia. No i jest druga prawdopodobna przyczyna tego, że nawet część ludzi o prospołecznych poglądach broni wysokich zarobków parlamentarzystów. Nazywa się ona wspólnotą klasowo-kas(t)ową. Polski komentariat jest prawdopodobnie również przepłacany, skoro tyle energii i wysiłku poświęca obronie zamożnych osób i ich wysokich pensji. Czuje z nimi podświadomą wspólnotę losów, poziomu życia, aspiracji, konsumpcji itp. Poglądy są tu wtórne, jak zwykle, gdy stosujemy materialistyczną analizę, zamiast koncentrować się na słówkach i deklaracjach (te można zmienić w ciągu doby). Cóż, rozwiązanie jest takie jak zawsze: wysokie podatki, jawność dochodów, spłaszczanie struktury dochodów. Na lewicy nazywamy to równością. Zapewne część zamożnych osób na tym straci. I co z tego? Zapewne takie postulaty są sprzeczne z obecnym „duchem dziejów”. I co z tego? Zapewne tłuste koty będą kwilić. I co z tego? W każdym razie uprzejmie proszę o nierozśmieszanie mnie wywodami, że zarobki kilkakrotnie większe od najpowszechniejszych w tym kraju są niskie i warto ich bronić w imię wydumanego mitu merytokratycznego, który zawsze i wszędzie maskował klasowy przywilej”.
15 sierpnia 2020:
„W temacie podwyżek pensji dla posłów i demagogiczno-elitarnej obrony tego stanu rzeczy przypominam uprzejmie, że:
1) podwyżka dotyczy ogółu posłów, wybieranych w plebiscycie ze względu na różne kwestie, niekoniecznie merytoryczne, więc proszę nie opowiadać bzdur, że „fachowcom trzeba dobrze płacić, bo w przeciwnym razie przyjdą miernoty”. Dobre pensje dla fachowców to dobre pensje dla ministrów, wiceministrów, ekspertów, urzędników publicznych itp., a nie dla mistrzyni jazdy na desce czy zgranego rockmena.
2) jeśli chcecie mówić o „niskich pensjach” posłów, to podajcie ogół kwot i przywilejów – nie gołą pensję, lecz z dodatkami, z hajsem na mieszkanie w stolicy, ze środkami na prowadzenie działalności w terenie, darmowymi przejazdami, nie mówiąc o niefinansowej „walucie”, jaką jest kapitał kulturowy związany z pozycją, prestiżem, „dojściami”, „załatwianiem” itp.
3) zanim opowiecie bajkę, że dobre pensje to skuteczny środek antykorupcyjny, sprawdźcie historię przestępczości i dowiedzcie się, że nawet 10-krotnie wyższe stawki nie chronią przed pokusą zejścia z drogi prawa.
4) gdy mówicie, że posłowie zarabiają „zbyt mało”, to pamiętajcie, że dotychczasowe pensje poselskie (ok. 8000 brutto) sytuują ich wśród kilku procent ludzi o najlepszych zarobkach w Polsce, czyli 90% Polaków i Polek zarabia mniej. Większość: znacząco mniej.
5) to, że dla części politycznego komentariatu, w tym niszowego, obecne stawki są „niewysokie”, nie świadczy o mizerności poselskich pensji, lecz o tym, że marginalni, nierzadko niemerytoryczni, lecz kumoterscy generałowie bez armii, rodem z niszowych gazetek, portalików, fundacyjek czy think tanków zarabiają w Polsce zbyt wiele na tle ciężko harującego i niedopłacanego społeczeństwa”
17 grudnia 2020:
„Istnieje jeden jedyny porządny intelektualnie i moralnie punkt wyjścia do decyzji o ewentualnym podniesieniu uposażeń parlamentarzystów: uprzednie znaczne podniesienie pensji w wielu innych branżach, poczynając od najgorzej płatnych. Jeśli sprzątaczka w tym kraju zarobi 4000 netto, minimalna emerytura wyniesie 3000, a pielęgniarka dostanie 6000 netto, oczywiście z jednego etatu na umowie o pracę, to możemy zacząć rozmowy o podwyżce pensji poselskich.
Bo wywody o tym, że dzisiaj mają oni mało, że koszty życia w Warszawie, że lepiej zarobiliby w biznesie itd., są gówno wartym nabzdyczeniem samozwańczych elit mających dochody wyższe już teraz od 80% społeczeństwa, które haruje ciężej, a zarabia na przetrwanie i spłatę kredytów na dobra podstawowe typu dach nad głową. Póki co to co cztery lata widzę ogromny nadmiar chętnych do zasiadania w parlamencie, a wakaty widzę na stanowiskach pielęgniarek, a coraz częściej podstawowe prace nawet na niezamożnej prowincji wykonują imigranci, bo brakuje rodzimych rąk do pracy.
Z kolei argument, że wskutek „niskich” uposażeń posłów tracimy najlepszych merytorycznych potencjalnych chętnych do tego zawodu („bo więcej dostaną w biznesie”), brzmi cokolwiek groteskowo w kraju, w którym z powodu bezrobocia i niskich płac mamy dwumilionową emigrację zarobkową i utratę ogromnej ilości fachowców, talentów, kompetencji itd. na rzecz biznesu, który dał im więcej – tyle że w innych krajach. Poradzimy sobie bez posła Gduli w parlamencie, natomiast wątpię, czy poradzimy sobie w przyszłości po wydrenowaniu Polski z tysięcy pielęgniarek, inżynierów, a nawet hydraulików”
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam, Okraska.
Źródło
Opublikowano: 2021-08-02 16:33:39