Zauważyłem, że niektórzy z uciechą cytują pewnego australijskiego dziennikarza,

Tomasz Markiewka:


Zauważyłem, że niektórzy z uciechą cytują pewnego australijskiego dziennikarza, który rzekomo wykazał hipokryzję młodzieżowych strajków klimatycznych.

Dziennikarz oskarża protestującą młodzież, że ta niby tak troszczy się o klimat, a to przecież ona zażądała klimatyzacji w każdej szkole, to ona dojeżdża do szkół każdym możliwym transportem, to ona kupuje najdroższe ciuchy, to ona reklamuje swoje strajki przez media elektroniczne, to ona ma komputer na każdej lekcji i telewizor w każdym pokoju. Słowem, młodzież oddaje się nieokiełznanej konsumpcji, więc – cytuję – „niech się zamknie” i „nauczy faktów”.

Pomińmy absurd niektórych przykładów (dojeżdżanie do szkoły jako dowód konsumpcyjnego rozpasania – serio?). Pomińmy, że są z czterech liter wzięte (niby skąd pan dziennikarz wie, że młodzież biorąca udział w strajkach klimatycznych kupuje najdroższe ciuchy?). Pomińmy śmieszne uogólnienia i hiperbole (tak, tak, wszystkie dzieciaki, od Sydney Niszczewice, mają komputer na każdej lekcji i telewizor w każdym pokoju).

Na najogólniejszym poziomie ten wywód opiera się na bardzo popularnym zarzucie: jak możecie protestować przeciw ocieplaniu się klimatu, skoro bierzecie udział w konsumpcji, która się do tego ocieplania przyczynia? „Ty mi dziecko nie mów, jak mam żyć, Ty żyj, jak mówisz” – podsumował Mariusz Gierej, który wrzucił przemyślenia australijskiego dziennikarza na Twittera.

Za każdym razem, gdy natrafiam na ten argument, przypomina mi się fragment książki Amitava Ghosha, pisarza z Indii. Ghosh wspomina, jak podczas pobytu w Nowym Jorku oglądał relację z tamtejszych protestów klimatycznych. W pewnym momencie dziennikarka zaczęła przepytywać jednego z uczestników, co on właściwie robi dla klimatu w swoim codziennym życiu. Czy pozbył się samochodu, czy nie jada w restauracji, itd.

„Postawa aktywisty została szybko zredukowana do oburzającej niespójności. Ta polityczno-moralna mieszanka była tak paraliżująca, że nie potrafił się zmusić do stwierdzenia oczywistości: skala zmiany klimatu jest tak duża, że indywidualne wybory nie będą miały większego znaczenia, jeśli nie zostaną podjęte zbiorowe decyzje i wspólne działania. Szczerość nie ma nic do rzeczy, gdy trzeba racjonować wodę podczas suszy, jak we współczesnej Kalifornii: to nie są sprawy, które można pozostawić indywidualnemu sumieniu”.

Zgadzam się z Ghoshem i mam wrażenie, że podobnie myśli spora część młodzieży biorąca udział w strajkach klimatycznych.

Rozwiązaniem kryzysu klimatycznego nie jest maszerowanie do szkoły na piechotę kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów dziennie (sam dojeżdżałem do liceum 15 km), ale zapewnienie wszystkim niskoemisyjnego transportu zbiorowego.

Rozwiązaniem nie jest wyłączenie komputerów i powrót do glinianych tabliczek, ale walka z takimi zjawiskami, jak celowe starzenie się produktów: wymuszaniem ich częstej wymiany – bo albo się psują, albo stają niewygodne w użytkowaniu.

Rozwiązaniem nie jest wymaganie, żeby ludzie ubierali się w worki pokutne za to, że zamieszkują świat skonstruowany tak, by wiele aktywności generowało duży ślad klimatyczny, ale przebudowa tego świata.

Tak, w niektórych wypadkach oznacza to okiełznanie konsumpcyjnych pragnień. Ale nawet to wymaga systemowych rozwiązań. Na przykład uregulowania przemysłu marketingowego, który wywołuje w nas coraz to nowe pragnienia.

Rozumiem atrakcyjność wezwań, żeby zmianę świata zaczynać od siebie. Ale czasem najłatwiej zmienić siebie, zmieniając otoczenie, w jakim działamy.

Często przywołuję w tym kontekście przykład niewolnictwa. Wyobraźcie sobie, że w XIX wieku ktoś przychodzi do przeciwników niewolnictwa i mówi im: Och, niby tacy zwolennicy wolności, ale ilu z was ma lub miało niewolników? Ilu z was kupuje produkty wytwarzane na plantacjach, gdzie pracują niewolnicy? Ilu z was korzysta z dobrobytu, który zawdzięczamy pracy niewolników, hę? Pan nas nie uczy, jak żyć, panie Lincoln, pan żyj, jak mówisz.

Wymaganie od ludzi, którzy chcą zmienić jakiś system, żeby najpierw odseparowali się od tego systemu, to nierealistyczny i szkodliwy postulat. Gdybyśmy się go trzymali, to wszelki postęp społeczny byłby niemożliwy.

Źródło
Opublikowano: 2021-10-05 10:01:35