Jan Śpiewak:


Pod moim ostatnim postem o Tel Aviv Urban Food by Malka wrzuciłem kolejne relacje byłych pracownic Tel Aviv Urban Food by Malka, Tel Aviv Urban Food by Malka – Poznańska, Warszawa, Tel Aviv Urban Food, Fafalafa. Pojawiają się m.in. kary finansowe i przemoc fizyczna ze strony szefostwa. Poniżej wszystkie relacje, które udało mi się zebrać:

„Cześć. Miałam kilka zmian w Fafalafie i jak zobaczyłam co się tam dzieje to uciekłam. Okropna atmosfera, Laura [szefowa] jest bardzo przemocową osobą dla pracowników. Można było zostać zjechanym przy byle okazji np bo w łazience nie ma mydła, albo nie zdołało się przy mega tabace pomoc kuchni zmywać. Wszyscy zastraszeni karami finansowymi (do ogarnięcie jakie ubery i inne takie) za pomyłkę, spóźnienie czy złej ocenie na google potrącała z i tak nędznej pensji. To był rok 2019 i płaciła nam na barze 10 h na godzinę, mówiła, że jak nam się nie podoba to w każdym momencie można kogoś znaleźć i że jesteśmy zbyt głupi żeby ją w jakikolwiek sposób oszukać. Ogólnie wyzywała pracowników, gdy wchodziła atmosfera robiła się napięta, wszyscy się bali, robiła pretensje o wszystko, byłam tam tak zestresowana, nie wyobrażam sobie co czuly osoby które tam dłużej pracowały. Oczywiście rozliczanie pod stołem, wypłata do ręki, no bo 10 zł na h było wtedy nielegalne. Ludzie byli tak zestresowani, że jak ktoś się pomylił (np inne danie wydał, to się zdarza w gastro) to oddawał ze swoich pieniędzy żeby nie było awantury”.
______________________________________

„Pamięć mnie już może trochę zawodzić bo to kilka lat temu było, ale spróbuję to zrekonstruować. Były trzy osoby managerskie. Nie pamietam dokładnie jak ale w bardzo chamski sposób został zwolniony manager sali przy okazji obwiniony za wszystkie niepowodzenia. Dalej szef baru bo nie był potrzebny. I w wyniku konfliktu odeszła główna managerka, tez ze względów osobistych bo całe życie poświęciła tej restauracji, energię. Szef baru i managerka to były osoby które od początku rozwijały to miejsce pracując chore godziny dwojąc się i trojąc żeby rozkręcić to miejsce.

No i sytuacja graniczna można powiedzieć, Malka w kuchni uderzyła dziewczynę w głowę mówiąc ze jest głupia, bo przeważyła liście sałaty.

Malka tworzy markę która głosi idee które absolutnie nie są zgodne z prawdą. Ekologia, świeże, zdrowe jedzenie. Umowa franczyzowa jest skonstruowana tak, żeby franczyzobiorca nie był w stanie nic zarobić. Bo jak my zarabialiśmy 16?17? na sali, na rękę a to było parę lat temu. To w Warszawie zarabiali 10?12?
Malka uderzająca pracownice i fakt ze to była jej automatyczna reakcja na błąd pracownicy podsumowuje jej osobę.
A no i Laura. W swoich miejscach pensje kilka zł poniżej minimalnej. Bez umów. Okropne traktowanie pracowników, czasami trafi mi się rozmowa z kims kto u niej pracował i są to bardzo negatywne wspomnienia.
Kiedyś groziła dziewczynie, że jak pójdzie z pociętą w kuchni ręką i powie ze to się w pracy stało, to „wie gdzie mieszka i żeby się lepiej nie pokazywała na Piotrkowskiej”.
____________________________________

„No hej, a wiec w tel avivie bylo tak:
Dzien probny, przyszlam, dostalam prace, nie byla to marzen, ale potrzebowalam hajsu. Umowy na oczy nie zobaczylam przez 2 tygodnie, bo WARUNKIEM do otrzymania umowy bylo zdanie testu z wiedzy o skladnikach dań. Tego testu nie dostalam przez pierwsze poltora tygodnia, z jakiegos powodu material na ten test obejmowal dosyc gruby segregator, a i tak koniec koncow pytania byly wyciagniete z dupy, odpowiedzi w segregatorze na nie nie bylo. Tak wiec 3 razy podchodzilam do testu, a na moje pytania o umowe, bo przeciez nie widzi mi sie pracowac na czarno, zostawalam zbywana tekstem, ze jak zdam to dostane.
W miedzyczasie, tygodniu pracy w knajpie (gdzie 3/4 czasu spedzilam na zmywaku oczywiscie) menagerka zostawila mnie calkowicie sama do zamkniecia calej knajpy, wlacznie z zamknieciem kasy i rozliczeniem. Musialam do niej dzwonic o 23 zeby mi powiedziala jak to sie robi, bo oczywiscie laska z ktora bylam na zmianie nic mi nie powiedziala jak to bedzie wygladac i wyszla przed zamknieciem. Menagerka oczywiscie na mnie wkurzona bo nie wiem, bo nikt mnie nie nauczyl, a w dodatku z kazdej roznicy w kasie musielismy dorzucac z napiwkow 🙃🙃🙃
Menagerka wiedziala, ze zawsze brakuje paru zlotych i probowalismy wprowadzic zasade, zeby poranna zmiana przeliczala kase (bo oni prostu zabierali swoje tipy i wychodzili, nie tracac nic), ale z jakiegos powodu nikt sie na to nie zgodzil. Lepiej nam zabierac napiwki.
W koncu zdalam ten test, dostalam umowe (w miedzyczasie tez mialam pogadanke z wlascicielka bo doszly do nich sluchy, ze sie wkurzam na brak umowy i bardzo protekcjonalnie mi tlumaczyla, ze troszcza sie o gosci i nie moga dac umowy komus, kto nie zna kazdego skladnika kazdego dania, wlacznie z przyprawami) a na tej umowie:
Kary umowne za spoznienie bez powiadomienia to chyba bylo 100zl
Za niepojawienie sie na zmianie bez powiadomienia, nawet w wypadkach losowych 500zl (!)
I chyba tam tez byl zakaz podejmowania pracy w jakiejkolwiek weganskiej knajpie podczas trwania tej umowy. W sumie i tak nie byloby kiedy ogarnac sobie drugiej roboty, bo w pewnym momencie zmiany sie zrobily z 6-8h na 10-12h. I wieczne zmiany grafiku doslownie dzien przed i drama jak sie odmowilo. Ogolnie ja tam bylam czarna owca troche przez to, ze chcialam umowe i chcialam miec zycie poza praca, a nie leciec na ich kazde zawolanie…
Umowy nie podpisalam, zarzadalam wyplaty za przepracowane godziny (a i tak policzyli mi mniej godzin i tez musialam sie klocic), plus wyplate dostalam w kopercie, a czesc na konto – jak to sama menago mi powiedziala, wyplacaja mniej godzin na konto zeby uniknac podatkow 🙃🙃
Chcialam ich zglosic gdzies, ale mialam ledwie 18 lat i sie balam robic problemu, teraz bym na pewno gdzies zglaszala za to co odpierdalali”.
___________________________________

„Więc tak: Lato 2k17. Mam 18 lat. Przyjeżdżam do Warszawy. Zaczynam pracę w Tel-Avivie. To moja pierwsza w gastro, w sumie nie wiem, czego się spodziewać. Pracuję w 3 lokalizacjach – nocny market, Poznańska i Miami Wars. Na nocnym nie ma bieżącej wody, wiadomo. Wszystkie inne stoiska co wieczór zabierają naczynia do mycia. Co robi tel aviv? Zalewa je wodą, żeby następnego dnia „umyć” je w umywalkach przy toitoiach. Tak, tą niezdatną do picia, brązową wodą. Poznańska – spleśniał jarmuż? Umyjmy, w koktajlu i tak nie czuć. Syrop do piwa jest klarowany żelatyną? Who cares, i tak nikt nie sprawdzi butelki za ladą. Miami Wars – hummus jest skiśnięty? Wymieszajmy z nowym i lejmy dziś na niego więcej oliwy.
Umowa? Była. Na połowę godzin. Reszta pod ladą. Stawka? Podobno 15. Owszem. Za godziny na nocnym. Reszta 10. Dowiedziałam się przy wypłacie. Maj 2k18. Zdałam maturę. Musiałam znaleźć na szybko jakieś źródło dochodu. W Łodzi otworzyli TelAviv. Niby chujowe miejsce, ale przynajmniej wiem, że mnie przyjmą, bo się sprawdzałam. Przyjęli. Przetwory klarowane żelatyną? Są. Umowa? Nie ma. Siku w trakcie pracy? Raz. kilku dniach rezygnuję. Idę do innego lokalu w Łodzi. Fafalafa. Mówię, jak się sprawy mają. Przyjmują mnie. Na początku jest spoko. Umowy oczywiście nie ma. To chyba jakaś nowa moda. Pracuję na kasie. Jestem jedyną osobą na sali. 6 dni w tygodniu, często od 9 do 2. Nie, to nie pomyłka. 10zł/h. Raz dostałam 12, ale powiedziałam o tym koledze z kuchni. Jak Laura [szefowa – przyp. mój] się o tym dowiedziała, stwierdziła, że nigdy więcej nie dostanę 12. Któregoś dnia do pracy na kuchni przychodzi nowy gość. Nie radzi sobie, ludzie czekają godzinę na frytki. Mówię mu, że to nie tak, że trzeba inaczej. Twierdzi, że kobieta nie będzie mu mówić, co ma robić. Informuję o tym szefową. Na drugi dzień mam rozmowę dyscyplinującą, bo na pewno jestem nietolerancyjna i przeszkadza mi, że gość wyznaje Islam. Na nic tłumaczenie, że cudza wisi mi i powiewa, że chodzi mi tylko o chamskie odzywki. Każdego dnia słyszę, co zrobiłam źle. W toalecie brakuje papieru – moja wina, mimo że od kilkunastu godzin nie odeszłam zza lady, bo w knajpie dzikie tłumy. Pomylone sosy w kanapce – moja wina, mogłam patrzeć, co chłopaki na kuchni robią. Rezygnuję. Proszę swojego chłopaka o pomoc, bo wiem, że będzie awantura. Nie mylę się. Jedna z szefowych wpada w szał, wrzeszczy, że nie mam prawa, że przecież nie ma nikogo innego na kasę. Wychodzę z płaczem”.
____________________________________

„Hej, pracowałam w Tel-Avivie ponad dwa lata temu, ale z tego co wiem nic się nie zmieniło. Pracuję w gastro oprócz studiów wiec to nie jest tak ze przerosła mnie ciężka ale psychicznie już tam człowiek wysiadał. Panie na kuchni pracowały 300 h miesięcznie dosłownie i to za najniższa krajowa i zostawały zawsze po godzinach; pominę już ze jedzenie odmrażane łącznie z hummusami bo to akurat w większości restauracji norma. Ale hummusy w garach w zamrażalce i na to tona oliwy.
Właścicielka bardzo chamska i wywyższająca sie.
Przerwy dla pracowników nie istnieją bo musisz mieć obsłużone wszystkie stoliki żeby na nią iść wiec jeśli sie uda to i tak na 5 min zjeść na zapleczu szybciutko. I można tak wymieniać i wymieniać. Ja pracowałam za 11/h, ale to było ponad dwa lata temu wiec tez stawki były trochę inne. No ale wciąż bardzo”.
__________________________________________

Tymczasem jedna z szefowych, Malka Kafka, w wywiadzie dla Kuchnia. Magazyn dla smakoszy Gazety Wyborczej, mówi o sobie i swojej działalności tak”:

„Moja działalność nie mogła wiązać się z krzywdą jakiejkolwiek istoty, zwierzęcia czy człowieka, z czymś, co byłoby wątpliwe etycznie”.

„Bardzo pracowałam nad tym, aby stworzyć firmę, która odejdzie od złych gastronomicznych standardów i przyzwyczajeń. Od tego, że się kradnie, oszukuje, wszyscy nawzajem się wykorzystują – pracodawca pracowników, a oni jego”.

„Pokazywaliśmy im, co to znaczy szacunek, uczyliśmy, żeby nie krzyczeć do siebie, nie używać wulgaryzmów, nie karać za błędy”
„udało mi się stworzyć firmę, w której panuje kultura zarządzania demokratycznego”.

„Nie mamy szczególnie wygórowanych cen, są przeciętne, warszawskie. Nasi goście, w większości, rozumieją, że kryje się za nimi wartość dodana – jakość, etyka”.


Źródło
Opublikowano: 2022-02-04 20:33:33