Na zakończenie wątku o tzw. cancel culture i woke culture.

Tomasz Markiewka:


Na zakończenie wątku o tzw. cancel culture i woke culture.

Często słyszę ten sam argument: jak możesz sugerować, że te zjawiska nie istnieją? Nie słyszałeś o tym, tym i jeszcze tamtym przypadku?

Ależ oczywiście, że zjawisko nadmiernego nakręcania emocji w internecie, grupowego rzucania się na ludzi czy toczenia inb o pierdoły, które nie zasługują na większą uwagę.

Tylko że ten problem dotyczy wszystkich – nie da się go zredukować do nowej lewicowej religii, jak chcieliby niektórzy.

Jakiś czas temu pewna sieć komórkowa zrezygnowała ze współpracy z Barbarą Kurdej-Szatan – wszystko w kontekście internetowej nagonki ze strony prawicy po tym, jak wypowiedziała się ona na temat straży granicznej i sytuacji uchodźców.

Gdzie wtedy były te wszystkie dyskusje o cancel culture?

Przeciwnicy woke zarzucają często lewicy, że ta wywołuje moralne wzmożenie wokół rzeczy, które powinny być prywatną sprawą grupki osób.

Fajnie, tylko że jedno z największych uniesień moralnych na polskim Twitterze w 2021 roku wywołała nie lewica, ale liberałowie, którzy tygodniami nie mogli przeboleć, że pewna aktywistka zorganizowała dobrowolną zbiórkę na laptopa.

Gdzie wtedy były te wszystkie narzekania na woke culture?

Jeśli ktoś stawia tezę, że listonosze mają poważny problem z przeklinaniem, to nie wystarczy pokazać jednego, dwóch czy nawet stu listonoszy, którzy przeklinają, i obwieścić triumfalnie: widzicie, widzicie, mamy rację. Trzeba by jeszcze porównać częstotliwość ich przeklinania z innymi grupami społecznymi.

Znam dwa badania, które starają się ująć zjawisko cancel culture od strony statystycznej. Oba dotyczą amerykańskich uczelni – w jednym sprawdzano zjawisko odwoływania wykładów pod wpływem protestów studenckich, w drugim zwalniania akademików za poglądy polityczne. Wnioski były dwa: obie rzeczy się zdarzają, ale dalece rzadziej niżby to wynikało z medialnej otoczki wokół tematu, a poza tym okazuje się, że dotykają także lewicę – w przypadku zwolnień z pracy, to właśnie posiadanie lewicowych poglądów najbardziej naraża na ryzyko utraty stanowiska.

A przypominam, że my rozmawiamy o tym wszystkim w Polsce. W kraju, gdzie jeden Łukasz Warzecha ma większą obecność medialną niż wszystkie osoby transpłciowe razem wzięte, w kraju, gdzie minister edukacji jest na wojnie z „neomarksizmem” i „ideologią gender”, w kraju Ordo Iuris, regresywnego systemu podatkowego i innych rzeczy mających niewiele wspólnego nie tylko z lewicą, ale nawet z europejskim centryzmem.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mamy odrobinę inne problemy niż – jak powiadają niektórzy – bolszewizm i jakobinizm lewicy.

Źródło
Opublikowano: 2022-02-16 08:26:24