Tomasz Markiewka:


Najtrafniej skomentowała to Shoshana Zuboff, autorka słynnego „Wieku kapitalizmu inwigilacji”. Cała dyskusja o tym, czy Musk zachowałby, czy zniósłby reguły dotyczące propagowania dezinformacji, czy wpuściłby Trumpa z powrotem na Twittera, czy walczyłby z mową nienawiści, a może uznałby ją za dopuszczalną, jest świadectwem podstawowego problemu: odpowiedź na te wszystkie zasadnicze pytania zależy od widzimisię jednej osoby.

„Nagłówki dotyczące Muska/Twittera to wariacje na temat pytania »co zrobi Elon?«. To sygnał, jak bardzo jesteśmy zagubieni. Pogrążamy się w obsesji na punkcie jednego człowieka i jego kaprysów, ponieważ nie mamy jeszcze demokratycznych rządów prawa potrzebnych do zarządzania naszymi przestrzeniami informacyjnymi” – napisała Zuboff.

Wracając raz jeszcze do metafory Twittera jako placu miejskiego – co to za plac miejski, który jest czyjąś prywatną własnością? I to w dodatku własnością miliardera, który udowodnił wcześniej, że lubi wykorzystywać media społecznościowe do promowania agendy politycznej sprzyjającej jego interesom klasowym.

Kiedy dyskutujemy o wolności słowa czy pluralizmie debaty publicznej, dotykamy złożonego tematu. Możemy na przykład rozmawiać o tym, jak są traktowane osoby mające dostęp do największych kanałów komunikacji. Możemy też zadać inne pytanie: kto jest w ogóle dopuszczany do tych kanałów i kto ma nad nimi kontrolę? Z oczywistych względów Musk niechętnie podejmuje ten drugi temat, bo zamiast wcielać się w rolę czempiona wolności słowa, musiałby zacząć odpowiadać na niewygodne pytania związane z władzą nad współczesnymi „placami miejskimi”.

Elon Musk o włos od kupna Twittera. Zarząd serwisu poparł transakcję

Źródło
Opublikowano: 2022-04-25 14:55:51