Adrian Zandberg:


Najpierw Glapinski naganiał bankom klientów na kredyty mieszkaniowe, obiecując, że raty przez długie lata będą niskie. Teraz w panice chce uciąć bolącą nogę siekierą – bo do tego sprowadza się udział w licytacji „kto podniesie stopy procentowe najmocniej w Europie”. Taka terapia rozwiąże pewnie ostatecznie problem bólu nogi – ale jakim kosztem?

Weźmy to, co boli Polaków najbardziej, czyli ceny jedzenia. Czy podwyżki stóp je zatrzymają? Nawozy, ze względu na wojnę, szaleńczo podrożały. Rolnicy muszą się zadłużać, żeby utrzymać produkcję. Podwyżka stóp oznacza wyższe koszty kredytu. Rolnicy odbiją ją sobie oczywiście na cenach żywności. Po drodze zyskają banki, a rachunek przy kasie zapłaci konsument.

Mieszkania? Kolejne podwyżki pozwolą bankom windować WIBOR i dalej podnosić raty. W ślad za tym wzrosną czynsze – bo znaczna część wynajmowanych mieszkań została kupiona na kredyt. Efekt będzie taki, że w najbliższych miesiącach koszty życia pchną i tu inflację do góry.

Wyższe stopy zatrzymają też rosnących cen energii. Płacimy tu rachunek za przestarzałą energetykę. To wspólne dzieło PiSu i poprzednich rządów, które trzymały się paliw kopalnych, jak pijany płota. Żeby uciec z tej pułapki, potrzebne są inwestycje w czyste źródła energii. Wyższe koszty kredytu oznaczają, że będzie takich inwestycji mniej.

Skoro podniesienie stóp zatrzymało drożyzny, coraz głośniej słychać wezwania, żeby „działać ostrzej”. Dziwnym trafem mówią to przedstawiciele banków, które na takiej polityce zyskają. Niektórzy już suflują, że trzeba sztucznie wywołać recesję. Faktycznie, jeśli wpędzimy miliony ludzi w ubóstwo i beznadzieję, popyt na chleb i masło spadnie. Tylko jakim kosztem?

Płacimy rachunek za przestarzałą energetykę. Zandberg nie ma złudzeń. „RAZEM!!!”

Źródło
Opublikowano: 2022-05-08 09:14:40