Sztuczne Chwasty:


Po raz kolejny wspominamy wybory z 1989 roku, gdy w Polsce eksplodował drapieżny kapitalizm i dość specyficznie pojmowana wolność. zawodowy pod nazwą Solidarność wyniósł do władzy klikę neoliberalnych zelotów i skrajnie prawicowych szaleńców, którzy zamiast odbudować państwo wyniszczone kryzysem, przystąpili do niwelacji resztek państwa i narzucania bogobojnych regulacji.

Pewnym pocieszeniem jest to, że tą jedną trzecią wieku później coraz mniej osób traktuje jak święto, doświadczone efektami transformacji.

Efektami są rządy PiSu. Partii, która nie ma żadnego konkretnego pomysłu, ani na Polskę, ani na Polaków, oraz firmuje i wspiera najbardziej schorowanych nienawiścią osobników, jak Kaja Płodek czy Ordo Szuris. Rządy w państwie, które przestało już dawno spełniać swoje podstawowe zadania, dzięki deregulacji i systemowemu obcinaniu wydatków np. na ochronę zdrowia (podziękujcie liberałom, jeśli musicie stać w kolejkach na NFZ, którzy świadomie zarżnęli publiczną ochronę zdrowia) czy transport publiczny (świadomie i z rozmysłem zduszony w początku lat 90-tych, dzięki czemu w kraju w centrum Europy są miejscowości dosłownie odcięte od świata), nie mówiąc już o edukacji (Czarnek nie wziął się znikąd, to naturalna konsekwencja patologii III RP).

Oczywiście, sprzedaje się nadal bajeczkę, że to była jedyna droga, że masowe zwolnienia pracowników, sprzedaż za bezcen majątku państwowego, czy zakaz aborcji – priorytetowo wprowadzony już w 1993 roku, na życzenie Kościoła – były niezbędne, by Polska przeszła transformację. Mamy wierzyć, że innej drogi nie było – bo inaczej musielibyśmy stawić czoła temu, że do kapitalizmu doszliśmy po trupach, najkrótszą możliwą drogą.

Na szczęście, ani Solidarność, ani przemiany ustrojowe 1989 roku nie są już złotym cielcem, któremu należą się wyłącznie cześć i chwała. Podobnie „bohaterowie” tamtych czasów, którzy okazują się być wszystkim, tylko nie bohaterami – jak prałat Henryk Jankowski, wielki kapelan Solidarności, który okazał się być faszystą, antysemitą i pedofilem, czy Karol Wojtyła, tarcza pedofilów i miecz przeciwko ich ofiarom, a na dokładkę homofob, mizogin i totalitarny autokrata (szczególnie polecamy jego długą przyjaźń i współpracę z twórcą fanatycznego Legionu Chrystusowego, Marcialem Macielem, i jedną z najbardziej potwornych postaci współczesnego katolicyzmu).

Mniej szczęśliwe jest to, że ta refleksja następuje po tym, jak minęła jedna trzecia wieku, a Polska znajduje się w szponach kolejnego „wyjątkowego” i „bezprecedensowego” kryzysu gospodarczego (który to już w kapitalistycznej Polsce w ciągu ostatnich dwudziestu lat, czwarty, piąty?), gdy pozostają nam już tylko próby naprawienia tego chorego, wypaczonego świata, w którym standardy zachodniej Europy i mainstreamowe rozwiązania wprowadzane dekady wcześniej przez dużo biedniejsze kraje w głębokim kryzysie są wyzywane od „komunizmów”.

Jezu, komunizm.

Czy to słowo ma jeszcze w Polsce jakiekolwiek znaczenie? A może jest po prostu pałką w rękach prawicy i skrajnej prawicy, by utrzymać status quo?

Zasugeruj progresję podatkową, jesteś komunistą.

Zasiłki będące faktycznie zasiłkiem, a nie jałmużną, by kupić sznur i taboret? Komunista.

Mieszkalnictwo komunalne na skalę pozwalającą zaspokoić potrzeby mieszkaniowe? Komunista.

Prawo pracy i ochrona pracowników? Komunista.

Równe prawa dla mniejszości? Komunista.

Może chociaż kontestowanie przemian ustrojowych i gospodarczych jako nazbyt brutalnych i bezlitosnych dla milionów Polaków, którzy utracili pracę z dnia na dzień, a następnie oszczędności całego życia, rzuceni do walki o przeżycie, bo tak się układało Balcerowiczowi i innymi „ekonomistom” w tabelkach?

Jezu, komunizm.

Do tego dochodzą jeszcze oskarżenia o chęć powrotu do PRLu i inne zabawne argumenty, które mają sens tylko dla tych, którzy ich używają.

Pokazuje to tylko poziom niezrozumienia sytuacji: Mijają 33 lata od transformacji, a Polska nadal jest zapyziałym państewkiem na peryferiach, w których ludzie harują za psie pieniądze, a najlepsze perspektywy ma się w dwóch przypadkach: Jeśli szczęściem urodzisz się w rodzinie z kapitałem – czy to pieniężnym, czy społecznym – albo jeśli wyjedziesz za granicę.

Nie chcemy waszego PRLu, a sprawnego państwa dobrobytu dla wszystkich. Państwa, w którym panuje nie realny darwinizm, a realna solidarność, które nie musi być idealne, ale żeby było ludzkie i przyjazne nam wszystkim. Państwa, które realizuje sprawdzone rozwiązania, które są standardem w krajach tzw. Zachodu, w Skandynawii, Niemczech, Francji, Islandii i innych miejscach.

A dlaczego tego chcemy?

Bo te 33 lata „wolności” spod znaku Solidarności zrobiły z Polski nie państwo dobrobytu, a kolonię, w której wyalienowane elity zbijają fortuny, a nam pozostaje harowanie z dnia na dzień i walka o przeżycie.

33 lata „wolności” to kryzys mieszkaniowy, zapaść służby zdrowia i w ogonie Unii Europejskiej.

To de facto pełny zakaz aborcji, pałowanie kobiet i prześladowanie mniejszości etnicznych i seksualnych.

To Ordo Iuris, Kaja Płodek, CZarnek i Zbigniew Ziobro.

To jest właśnie dzieło Solidarności i naszych „elit”, które co roku kwękają z zachwytu, jak to w Polsce wybuchła wolność. Zaiste, wybuchła – a odłamkami dostaliśmy my wszyscy.

Wszystko można sprowadzić do serii grzechów założycielskich III RP. Nowe elity gardziły społeczeństwem, zajmując się nie bieżącymi problemami kraju, a osiąganiem swoich celów ideologicznych, jak budowa turbokapitalistycznego potworka dla swojej korzyści (kosztem dobra wspólnego), ureligijnienie kraju (indoktrynacja w szkołach, zakaz aborcji, transfery majątku itd.), czy pisanie historii na nowo.

Pogarda ta miała namacalne efekty. Problemy systemu opieki zdrowotnej, kształcenia, służb mundurowych, ogólnie sfery publicznej? Nie zaczęły się w zeszłym roku. Ani w 2015. Trwają od dekad, a większość zaczęło się od pauperyzacji i dewastacji we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, od wprowadzonej systemowej pogardy dla sfery publicznej i zwalczania wszelkich strajków.

Wielu pamięta białe miasteczko pielęgniarek z 2007 roku, z końcówki ery pierwszego PiSu. Ale choć wtedy opozycja roniła krokodyle łzy, to gdy doszła do władzy dalej przykręcała śrubę. Komercjalizacja szpitali. Brak podwyżek. Brak choćby próby systemowego rozwiązania poza desperacką podwyżką z 2015 r., ochłapem rzuconym by wygrać wybory.

A to tylko jedna grupa zawodowa z wielu. Można tak wymieniać dalej: Pracownicy, których państwo wystawia na żer, zamiast chronić. Faktyczni przedsiębiorcy, których wykorzystuje się, by opłacić kolejne przywileje kapitalistom. Millenialsi i Z-ki, którym zostawia się w spadku niesprawne państwo z tektury.

Formalnie mieliśmy demokrację, ale w praktyce sprowadzało się to wyłącznie do deklaracji. Bo demokracja to coś więcej, niż głos wrzucony do urny co cztery lata. To dbałość o ludzi i dobro wspólne. To funkcjonujące państwo, na które można liczyć, a nie przed którym trzeba się chować. To ochrona wszystkich członków społeczeństwa, a nie tylko elit.

Obraz: Polacy przed Elitom Solidarmości, Gerard van Honthorst, 1617

PS: Wszystkich apologetów 1989 roku i zamordyzmu Balcerowicza, twierdzących, że „nIe ByŁo InNeJ dRoGi” zapraszamy do sekcji komentarzy.


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty