Tomasz Markiewka:


Na stronie KP można przeczytać fragment mojej nowej książki „Nic się działo”.

Stereotypowe wyobrażenie wsi kładzie nacisk na monotonię ciągle tych samych czynności, wykonywanych ciągle w tym samym miejscu, w otoczeniu ciągle tych samych ludzi, z pokolenia na pokolenie.

„Jego ojciec czynił dokładnie to samo co on, to samo czynili wszyscy jego przodkowie i wszyscy jego sąsiedzi. zna innego życia” – zauważył angielski dziennikarz i podróżnik Bernard Newman, który w 1934 roku przejechał całą Polskę na rowerze i gdzieś na polnych drogach między Inowrocławiem a Poznaniem, czyli całkiem blisko Liszkowa, naszła go refleksja na temat chłopskiego żywota. Ten opis wcale nie jest wytworem fantazji, w przypadku wielu chłopów to właśnie wyglądało. Ale nie wszystkich.

Ironia polega na tym, że Newman pisał te słowa akurat w czasach bezprecedensowej emigracji chłopów za granicę, która zaczęła się jeszcze przed I wojną światową. Wincenty Witos wspominał, że istniały wsie, gdzie trudno było znaleźć rodzinę, z której co najmniej jedna osoba wyjechałaby do Ameryki. Jak obliczył, w przysiółku Wierzchosławice w Małopolsce emigracji doświadczyło pięćdziesiąt sześć z sześćdziesięciu dwóch domostw.

Trend utrzymywał się w dwudziestoleciu międzywojennym. W samych latach 1926–1928 z polskiej wsi wyjechało do innych krajów pół miliona osób. Lecz długotrwały pobyt za granicą to wszystko. Chłopi szukali prac sezonowych, gdzie się dało. Formalnie nie wyprowadzali się ze swojej wsi, ale dużą część roku spędzali poza nią. „W porze letniej cicho i bezludnie, w dnie świąteczne zjawiają się tylko w pewnej liczbie murarze i cieśle. W zimowej porze za to gwarno i ruchliwie we wsi, kiedy obecni są prawie wszyscy, którzy pracowali w Europie” – pisał historyk Franciszek Bujak o wsi Maszkienice.

Różnie więc bywało z tym zasiedzeniem chłopów. Wielu z nich – Józefa są dobrym przykładem – żyło w monotonii, lecz ciągłym rozedrganiu. Nawet w obrębie jednej miejscowości losy mieszkańców mogły się układać odmiennie. W Liszkowie Kujawiacy pracujący od dziesiątków lat w posiadłości Schwarzów mieli z reguły trochę inne doświadczenia niż przybysze z gór, którzy przejechali pół Polski, żeby kupić ziemię od państwa.

„Nic się nie działo” – na wsi to oznaczało egzystencjalne bezpieczeństwo

Źródło
Opublikowano: 2022-06-11 13:35:52