Robert Maślak:


Udzieliłem Wyborczej krótkiego wywiadu na temat upałów w mieście.
Fragment:
Karolina Kozakiewicz: – We Wrocławiu najgoręcej było chyba w poniedziałek. Stacja pomiarowa Uniwersytetu Wrocławskiego, znajdująca się nieopodal Sępolna, wskazywała późnym popołudniem 35 st. C i aż 43,6 st. C przy samym gruncie.

Dr Robert Maślak: – To zielona dzielnica, w centrum było pewnie goręcej, bo asfalt kumuluje ciepło. Wystarczą amatorskie pomiary termometrem, żeby się przekonać, jak zieleń obniża temperaturę. Mam na myśli drzewa, a nie wysuszone koszeniu trawniki. Są też na ten temat badania naukowe. W 2016 r. w Australii analizowano temperatury na ulicach o różnym stopniu zadrzewienia. Pełne drzew miały temperatury niższe nawet o 2,1 st. C.
Mamy też badania, które były robione we Wrocławiu 20 lat temu, kiedy pola irygacyjne na Osobowicach były jeszcze nawadniane. Różnica temperatur mierzona między tym obszarem a centrum Wrocławia sięgała nawet 8 st. C.

Co ciekawe, zarówno pola irygacyjne, jak i Las Mokrzański znajdują się na zachodzie Wrocławia. To właśnie z tego kierunku jest sporo wiatrów. Szkoda, że pola nie są już nawadniane. Jeśli ziemia nie jest wysuszona, to posiada istotną funkcję ochłodzenia wysp ciepła. Równie istotne jest zachowanie korytarzy napowietrzających miasta.

K. Kozakiewicz: Nad Odrą deweloperzy budują na potęgę.

R. Maślak: – I blokują przelot powietrza. Zauważyłem, że w tych nowo budowanych osiedlach jest bardzo ciasno. Powstają zamknięte powierzchnie, czyli dodatkowe punkty grzejne na patelni miejskiej.
Jeśli bloki mieszkalne są ułożone wzdłuż głównego kierunku wiatru, to zachowujemy przepływ powietrza. Tak na przykład zbudowane jest osiedle na Popowicach. Ale jeśli deweloperzy budują w poprzek tego przepływu, upały będą doskwierać mieszkańcom jeszcze bardziej. Kiedy obserwuję miasto, to mam wrażenie, że deweloperzy próbują się wcisnąć gdzie popadnie i stąd ten chaos.

Wracając do drzew, które zasadziło miasto, niezrozumiałą też dla mnie praktyką jest rozmieszczenie ich w taki sposób, że cień nie pada na chodnik. Tak zrobiono np. na Żmigrodzkiej. A przecież rolą alei drzew jest zacienienie zarówno jezdni, jak i ciągu dla pieszych. Być może miasto chciało w ten sposób uporać się z grabieniem liści? Choć moim zdaniem oszczędności można poszukać gdzieś indziej i ograniczyć koszenie trawników.

K. Kozakiewicz: Wrocław wprowadził ekologiczne koszenie traw. Ten program nie działa?

R. Maślak: – Żółte placki zamiast trawników to bardziej problem spółdzielni mieszkaniowych. Ale ratusz mógłby elastyczniej do tego podejść i zdecydować się na koszenie tam, gdzie to konieczne, dopiero w sierpniu. Ostatnio miasto eksperymentuje z łąkami kwietnymi, ale przyrodnicy nie do końca rozumieją sens tych działań. Problem polega na tym, że wysiewamy często gatunki z Europy Zachodniej nieodpowiednie do naszych warunków.
Łąka w pierwszym roku kolorowo zakwitnie, a później będzie wymagała stałej opieki, czyli dosiewania i pilnowania. Trudno sprawić, żeby zestaw takich roślin pasował do siedliska. Za kilka lat zachowają się tylko te rośliny, które są przystosowane do gleby. Dlatego najtańszym sposobem na łąkę kwietną jest niekoszony trawnik.

K. Kozakiewicz: Ostatnio miasto inwestuje w tzw. zielone przystanki, na których pojawiają się pnącza i kwiaty. To również budzi pański sceptycyzm?

R. Maślak: – To raczej element greenwashingu, czyli pozornych działań ekologicznych, które dużo kosztują, a przynoszą bardzo mały efekt dla klimatu i przyrody. Takich nieopłacalnych przykładów jest więcej. Na ul. Żeromskiego powstały wyspy z kwietnikami. Spowalniają ruch samochodowy, co dla mieszkańców jest korzystne, ale to rozwiązanie będzie nietrwałe. Uważam, że prościej byłoby posadzić normalne drzewa.
Kolejną dobrą i wręcz darmową praktyką byłoby ograniczenie obcinania koron krzewów. Rozumiem, że trzeba przyciąć żywopłot przy drodze, bo ogranicza widoczność kierowcom i pieszym. Jednak zdarzają się tak dziwne przypadki, jak np. na placu Strzegomskim. Krzewy rosną tam daleko od chodnika, mogą mieć do trzech metrów wysokości, są zresztą schronieniem dla wróbli. A jednak regularnie je przycinają. To jeden przykład, ale jeśli połączymy to wszystko w całość, dostrzeżemy, ile można zrobić dla ochłodzenia miasta.
Całość: https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,28638751,wroclawski-przyrodnik-o-upalach-deweloperzy-funduja-nam-kolejne.html



Źródło: Robert Maślak
Więcej w kategorii: Robert Maślak
Opublikowano: 2022-07-01 13:38:19