Czytam w „Rzeczpospolitej”, że polskie miasta podnoszą ceny transportu publiczne

Tomasz Markiewka:


Czytam w „Rzeczpospolitej”, że polskie miasta podnoszą ceny transportu publicznego. Lublin, Łódź, Gdańsk, Gdynia, Olsztyn. To fatalny trend, do którego rękę przykłada rząd – ostatnie masowe obniżanie podatków, także bogatszym Polakom, zmniejszyło wpływy samorządów. Są kraje, które idą w odwrotną stronę – zamiast utrudniać, chcą ułatwić dostęp do transportu publicznego. Niemcy wprowadziły miesięczny bilet za 9 euro, na którym da się jeździć całym kraju, w Hiszpanii od września będzie można podróżować pociągami za darmo na niektórych trasach.

To frustrujące, jak Polska traktuje transport zbiorowy. Mogłaby to być jedna z tych rzeczy, która łączy nas ponad podziałami – bo inwestycje w połączenia kolejowe, autobusowe czy tramwajowe można uzasadnić zarówno z pozycji lewicowych, jak i liberalnych czy konserwatywnych.

Nie chodzi mi tylko o rzecz dziś najbardziej ewidentną – ekologię. Im więcej osób korzysta z transportu zbiorowego, a nie indywidualnego, tym lepiej dla środowiska. Plus – mniej samochodów, to więcej miejsca, bo nie trzeba budować kolejnych parkingów i poszerzać kolejnych ulic. Można mieć więcej roślinności, więcej cienia, więcej przestrzeni do relaksu. Kolejne badania pokazują, że w zielonych miastach mieszka się lepiej. W tym kontekście podnoszenie cen transportu publicznego to najzwyczajniej w świecie polityka antyekologiczna.

Korzyści z transportu zbiorowego sięgają dalej.

Kiedy w Minneapolis-Saint Paul otworzono dodatkową linię kolei miejskich spadła liczba odwołanych wizyt lekarskich. Dlaczego? Okazało się, że wiele osób, na przykład starsi ludzie, nie stawia się na badania, bo nie ma jak na nie dojechać. Generalnie im więcej transportu zbiorowego i im tańszy on jest, tym lepiej dla ludzi, którzy z racji wieku, dochodów czy miejsca zamieszkania mają trudniej. Mieszkańcy wykluczonych komunikacyjnie wsi w Polsce mogliby coś powiedzieć na ten temat.

Być może problem horrendalnie drogich mieszkań w największych polskich miastach też byłby minimalnie mniejszy, gdyby ludzie mogli do nich szybko, tanio i wygodnie dojeżdżać pociągami czy autobusami. Nie byłoby takiej presji, żeby przeprowadzać się do Warszawy czy Krakowa.

Jeszcze jedna rzecz. Od dawna politycy i komentatorzy polityczni utyskują nad tym, jak bardzo podzieleni w Polsce. W niczym nie potrafimy się dogadać. No więc może sprawny transport zbiorowy, a szerzej: sprawne usługi publiczne, mogłyby być takim ogólnym punktem zaczepienia? Dobrem wspólnym, z którego czerpie korzyści większość społeczeństwa. Zamiast nieco kiczowatych, i nie zawsze szczerych, nawolywań do narodowej zgody, zbudujmy materialne – ale ostatecznie także ideowe – podstawy do bycia w tym kraju, na jakimś najbardziej elementarnym poziomie, razem.

Źródło
Opublikowano: 2022-07-18 16:21:26