Najpierw burze piaskowe z pustyni Gobi dotarły do Pekinu. Winne temu było wycięcie w okresie tzw. wielkiego skoku naprzód naturalnej bariery ochronnej, jaką dla tego regionu stanowiły lasy. Potem, wraz z dalszym znikaniem tych naturalnych barier, burze zaczęły docierać coraz dalej na południe. Obecnie sięgają już za Hangzhou – miasto 180 km na południe od Szanghaju, czyli ponad 1200 km od stolicy Chin.
Coraz częściej widuje je też Seul. Bywa, że docierają nawet do Japonii.
W Chinach praktycznie nie ma już naturalnych lasów – zwłaszcza na wschodnim wybrzeżu, które stało się betonową pustynią. Żeby zobaczyć kawałek zieleni większy niż wypielęgnowany park, w którym – jak w Szanghaju – oprócz zgiełku 16 milionów ludzi stłoczonych na małej przestrzeni, gra jeszcze dodatkowo muzyka z zakopanych w trawnikach głośników, trzeba wsiąść w samolot lub długodystansowy pociąg.
Ponieważ Chiny wycięły swoje lasy, drewna, na które jest tam ogromne zapotrzebowanie szukają poza swoimi granicami. A ponieważ dotarło do nich, ile ich brak lasów kosztuje – środowiskowo, społecznie i gospodarczo – te, które zostawiły i posadziły w międzyczasie, bardzo intensywnie i bardzo restrykcyjnie chronią.
Głód drewna zaspokajają głównie u swoich sąsiadów – w Rosji. Na Syberii wycina się bardzo wiele, tak wiele, że mieszkańcy wielu żyjących z przemysłu drzewnego wiosek i miasteczek zaczęli się realnie bać, że … zabraknie im drzew do wycinki.
Handel teoretycznie prowadzony jest legalnie: chińskie firmy i tartaki wykupują koncesję na wycinki i przerób a potem koleją transsyberyjską wysyłają drewno do Chin. Handel osiągnął jednak niewyobrażalnie wielkie rozmiary.
Niewyobrażalnie wielkie rozmiary osiągnęły też związane z nim nadużycia: okazało się, że za cichym przyzwoleniem korumpowanych przez Chińczyków lokalnie władz, Chińczycy wycinają o wiele więcej niż to, co teoretycznie mogą. Pozwolenia są zresztą niejednokrotnie wydawane post factum za sowitą opłatą. W roku 2019 okazało się, że tym sposobem chińska amba połknęła bez żadnej kontroli i nadzoru jakieś kosmiczne ilości syberyjskich drzew.
To zresztą prowadzi do konfliktów. Rosjanie zaczęli mieć dość i żalić się, że chińskie firmy na nich pasożytują: tną wszystko jak leci i wysyłają do siebie a w zamian nie zostawiają nic, nawet kawałka inwestycji w cokolwiek. Czy podatku innego niż łapówka dla lokalnych władz.
Ale Chiny szukają też drewna na innych rynkach. I znajdują.
Na przykład spółka PKP Cargo chwali się, że w 2020 roku wysłała do Chin 3000 kontenerów wypełnionych ściętymi czeskimi, słowackimi i niemieckimi lasami.
Pamiętajcie więc: jeśli ktoś mówi Wam, że rżnięte piłami leśników Puszcza Białowieska albo Karpacka nie idą na pellet, bo są zbyt cenne to mówi prawdę. Nie idą na pellet – idą na meble i zdobione okiennice bogatych mieszkań i willi. Okrężną drogą – być może i w Chinach.
Tylko, że dla ochrony polskiej przyrody i klimatu – ma to wtórne znaczenie.

Źródło
Opublikowano: 2021-03-04 20:37:52