Mossakowski: wilcza twarz systemu
Z Markiem Mossakowskim miałem nieprzyjemność tylko raz. Siedzieliśmy w kawiarni, a ja powstrzymując emocje starałem się go przekonać by „oszczędził” starszą panią, której przed nim
broniłem. Rozmawiał rzeczowo, był nienagannie ubrany i całkowicie wyluzowany. Interesowało go tylko jedno, kiedy ta pani się wyniesie z „jego kamienicy”. Mimo całej mojej wiedzy o jego działalności,
nie miałem wrażenia, że rozmawiam z potworem. Raczej z chciwym, pewnym swych racji biznesmenem. I gdyby nie walka polityczna na górze nikt by się do tych jego interesów nie dobrał. To co robił nosiło pewne pozory legalności. W końcu cały ten system polega na kupowaniu tanio i sprzedawaniu drogo. Co ciekawe, w enuncjacjach prokuratury słyszymy o art. 58 kodeksu cywilnego. O zasadach współżycia społecznego. Te odziedziczone po PRL przepisy dają podstawę do kwestionowania interesów
polegających na kupowaniu roszczeń do majątku wartego miliony złotych za kilka setek. W oparach powszechnego przeświadczenia o świętości własności prywatnej kwitł proceder bogacenia się nielicznych kosztem majątku publicznego, a zwłaszcza kosztem lokatorów komunalnych, którzy byli wydawani ludziom pokroju Mossakowskiego niczym bydło na rzeź. Wszystko w atmosferze całkowitego przyzwolenia ze strony władzy, sądów, prokuratury i dużej części opinii publicznej, która godzi się na ostateczne konsekwencje systemu, w którym przedsiębiorczy wygrywają, a słabi giną. Kiedy siadaliśmy na schodach i blokowaliśmy kolejne eksmisje z reprywatyzowanych mieszkań, nie było komu się z nami
solidaryzować, media opisywały nas jako nieszkodliwych szaleńców czy wręcz chuliganów kwestionujących wyroki sądów. Zaglądam do Wikipedii. Po d hasłem „Marek Mossakowski” nie ma nic. Media przedstawiają go za pomocą ironicznego określenia „kolekcjoner kamienic”. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest w tym
więcej podziwu niż potępienia. Stoimy pod budynkiem przejętym przez Marka M. Wszędzie ochrona. Bezradnym zaszczutym lokatorom nie możemy dostarczyć zebranych dla nich produktów
żywnościowych. Podać ręki, dodać otuchy. Wokół wyczuwa się atmosferę czającej się przemocy. Wszystko co robią biznesmeni od reprywatyzacji pachnie przemocą. Kiedy umiera lokator, który nie
wytrzymał presji i dostał wylewu, jego rzeczy poddane są przemocy symbolicznej, są brutalnie i z wielkim hałasem zrzucane ze schodów. Niech inne ofiary patrzą i słyszą co je może spotkać.
Jest już decyzja o tymczasowym aresztowaniu na 3 miesiące. Tym razem nie zapłaci milionowej kaucji z ukradzionych nam pieniędzy. Jest wola polityczna żeby go ukarać. Tak jak wcześniej była wola
polityczna by złodziejom pobłażać i raczej traktować wszystkie te interesy jako uczciwe, mieszczące się w standardach moralnych gospodarki rynkowej. Można oczywiście potraktować całą tę historię jako kryminał. Można snuć domysły czy i jaki był udział
Marka M. w zabójstwie Joli Brzeskiej, lokatorki z czyszczonej przez niego kamienicy na Nabielaka. Czy podżegał, czy zapłacił, czy tylko na tej śmierci skorzystał. Jest jeszcze wątek nieszczęśnika, który mniej więcej w tym czasie gdy zginęła Jola, odebrał sobie życie. Facet tonął w długach, a prawa do kamienicy sprzedał Markowi M za grosze. Kiedy dowiedział się ile te roszczenia są warte poprosił o więcej pieniędzy. Ale biznesmen odmówił, więc człowiek już nie żyje. Czy ktoś się przyczynił do tej śmierci, czy to było samobójstwo, czy tylko bezwzględne potraktowanie doprowadziło do dramatu? Nie wiemy i pewnie się nie dowiemy. Bo historia jest jak ta o Mackiem Majchrze. Nikt go nigdy nie widział z nożem w ręku.
Ochroniarze, karki, bezczelni bandyci, którzy zeznając przed Komisją Weryfikacyjną nadal mają na twarzach ten sam bezczelny uśmiech, z którym straszą starcych, bezradnych lokatorów, przerażone matki
z dziećmi, ludzi, którzy byli w ich oczach jedynie przeszkodą, natrętnymi owadami oddalającymi moment realizacji zysku. I wyfiokowani mecenasi, którym się wydawało, że system ich nie zawiedzie, że nie ma na nich bata, bo przecież ich przestępstwa są niemal zawsze dokonywane w majestacie prawa. Bo mają za
sobą wyroki i postanowienia sądowe. Casus Mossakowski można sprowadzić do historii o schwarz charakterze. Ale to trop błędny. Tego potwora stworzył system, w którym dążenie do zysku usprawiedliwia każde łajdactwo. Wciąż legalne jest licytowanie za długi jedynego mieszkania dłużnika. A my na tych licytacjach widzimy przerażone ofiary i brutalnych nabywców, którzy już wiedzą, że gdy tylko wykurzą lokatorów, rodzinę dłużnika porządnie
zarobią, bo mieszkanie bez lokatora może być warte nawet dwa razy więcej co z lokatorem. Nawet dziś wielu zwolenników wolnego rynku argumentuje, że kupowanie roszczeń mieści się w regułach rynkowej gry i że PiS niepotrzebnie tę sprawę dramatyzuje. Dręczenie lokatorów jest wprawdzie już przestępstwem, ale przepis karny który o tym mówi jest rzadko stosowany, a policja nadal klęka przed właścicielem i aktem własności, przedkładając własność nad inne prawa człowieka. I nawet jeśli Mossakowski odsiedzi swoje, to system, który tego potwora stworzył wciąż działa i ma się
świetnie. Tam gdzie nie toczy się wielka walka o władzę między dwiema największymi partiami nie ma woli politycznej by słabego bronić przed samowolą, brutalnością a nierzadko bandyckimi metodami silnych i bogatych. Wreszcie pytanie najważniejsze: Czy kilkadziesiąt tysięcy warszawskich rodzin skrzywdzonych przez Mossakowskiego i spółkę ma się zadowolić aresztowaniami? Kiedy i kto wynagrodzi im krzywdy? Skoro wyłudzono wielomilionowy majątek, to przecież jest z czego tym ludziom wypłacić odszkodowanie. A jeżeli nie ma dość kasy, to trzeba dołożyć z budżetu, bo reprywatyzacja w obecnej postaci wciąż trwa, ludzie są wciąż krzywdzeni a to wszystko jest wynikiem wielkiego zaniechania legislacyjnego. Braku ustawy reprywatyzacyjnej. Wszystko to by się nie wydarzyło gdyby w 1995 roku Sejm poparł przedstawiony przeze mnie w imieniu Polskiej Partii Socjalistycznej projekt ustawy o wygaśnięciu roszczeń reprywatyzacyjnych.
Piotr Ikonowicz
Źródło
Opublikowano: 2021-10-07 12:41:49