Maja Staśko:
– A teraz wybierz grupę, w której odtąd będziesz: kobieta, pracownica, lokatorka, matka, Polka, lesbijka, katoliczka.
– A nie mogę więcej?
– Nie. Jedną. Pomyśl dokładnie, odtąd tym właśnie będziesz.
– No dobrze, to kobieta.
– Ok, klikam. Miłego życia. Następny/a!
To wyszła i zaczęła żyć. Chodziła do pracy, gdzie dostawała niższe wynagrodzenie od mężczyzn, ale wciąż wyższe od pracownic. Znalazła chłopaka, który traktował ją jak gówno, ale przynajmniej jak szli objęci ulicą, wszyscy wokół nie traktowali ich jak gówno – w przeciwieństwie do lesbijek. Zdarzało jej się słyszeć obleśne uwagi na temat jej dekoltu, ale nie tak głośne i obelżywe jak wobec karmiących w miejscach publicznych matek. Nie spotykała się za często z kobietami, tylko w pracy, ale i tam wolała spędzać czas z mężczyznami i lesbijkami.
Aż pewnego dnia upadła. W wiadomościach pojawił się wielki nagłówek: „KOBIETA UPADŁA”. Jej zdjęcie było wszędzie – na pierwszych stronach gazet, portali i na billboardach. Do mediów zapraszano kobietę i mężczyznę, żeby wciąż od nowa dyskutowali o tej sprawie.
– Tak, wiem, że to kobieta jak ja, ale my nie upadamy. To wyjątek, to się nie zdarza. To jakieś wynaturzenie, a nie kobieta. Potępiam, z całych sił to potępiam i się od tego odcinam! – broniła się kobieta.
– Wszystkie kobiety upadają! Ciągle! Dlatego nadają się tylko do garów! – perorował mężczyzna.
Kobiety sarkały, że przez jej upadek mają teraz ciężej. Że w ten sposób utrwala się negatywny wizerunek kobiety upadłej. Gdyby była mężczyzną, mogłaby sobie upadać do woli.
Ale nie była. Przecież sama to sobie wybrała.
Gdy szła ulicą, kobiety krzyczały za nią, pluły jej pod nogi, a czasem ją biły i kopały. Pracownice, lesbijki i matki je dopingowały. Przynajmniej coś się działo.
Gdy po raz kolejny została pobita i leżała na ulicy, jakiś mężczyzna wezwał karetkę. Z karetki wysiadła kobieta i od razu ją rozpoznała, mimo krwi i złamań. „Przecież już nie raz upadała” – rzuciła i odjechała. Kobieta upadła została.
Jej pogrzeb transmitowały wszystkie media. Za trumną ciągnął się kondukt kobiet w czerni. Głośno rozpaczały. Trzymały się za ręce i powtarzały: „Owszem, wiemy, że była upadła. Mogłybyśmy olać jej pogrzeb, utrudniła nam życie. Ale tylko w solidarności siła. Żadna z nas nie może pozostać sama. My, kobiety, musimy się wspierać. Do końca – i jeszcze dłużej”.
Niedługo później powstała nowa grupa. Obok kobiet, pracownic, lokatorek, matek, Polek, lesbijek i katoliczek do wyboru była kobieta upadła.
– Jej śmierć nie poszła na marne. Była superbohaterką. Zmieniła nam rzeczywistość – opowiadały kobiety w programach telewizyjnych i przechodziły do wspominek z jej życia. Trwała licytacja, która z kobiet była jej najlepszą przyjaciółką.
– Ja.
– Nie, bo ja.
– Ja bardziej.
– Co ty opowiadasz, nawet jej nie znałaś! Mi mówiła o wszystkim.
– Ze mną chodziła na kawę.
– Ze mną raz zrobiła zakupy.
– Ja byłam jej przyjaciółką.
– Ja.
– Ja.
– Ja.
– Ja.
#MeToo #feminizmsocjalnyanieliberalny
MeToo,feminizmsocjalnyanieliberalny
Źródło
Opublikowano: 2019-08-25 21:33:58