Maja Staśko:
Państwo z Rady Języka Polskiego poczuli się urażeni słownictwem, które pojawia się w publicznej narracji, więc postanowili dać wyraz swojej moralnej i intelektualnej wyższości w oficjalnym oświadczeniu: http://www.rjp.pan.pl/. Problemem wymagającym natychmiastowej interwencji okazały się „słowa z dolnego rejestru języka pospolitego, na pograniczu wulgarności” i „nadawanie nacechowania ekspresywnego wyrazom dotąd nienacechowanym” – to one bowiem zaostrzają konflikt zamiast go wygaszać. A konflikt – jak wiedzą wszyscy uprzywilejowani panowie – jest zły. Działa przeciw uprzywilejowaniu panów i może je zmieniać – jak strajki pracownicze czy oddolne ruchy sprzeciwu podczas Czarnego Protestu i obecne.
Walkę o swoją pozycję klasową nazywają więc państwo od języka „etyczną i estetyczną”.
Jasne, że wyższościowe połajanki specjalistów od języka odnoszą się także do takich jawnie nieetycznych zachowań jak obrzucanie przeciwników i przeciwniczek politycznych określeniami dyskryminującymi, na przykład związanymi z chorobą psychiczną, płcią czy orientacją seksualną. Przeciwko temu powstało ostatnio wiele świetnych, zaangażowanych tekstów, które rzeczywiście stawiały się po stronie etyki-estetyki języka, na przykład Katarzyny Paprota: https://szprotestuje.wordpress.com/…/…/chorobliwie-smieszne/ czy Agnieszki Wiśniewska: http://krytykapolityczna.pl/…/bez-seksizmu-i-homofobii-pro…/. Ale opis specjalistów z RJP dotyczy nie konkretnych nieetycznych użyć języka – które są dyskryminujące – lecz wulgaryzmów i słów nagle ekspresywnie nacechowanych. RJP krytykuje zatem samo narzędzie – które może zostać wykorzystane zarówno do dyskryminacji, jak i przeciw niej – jako nieetyczne. Nieetyczne nie dlatego, że krzywdzi czy upokarza, lecz dlatego, że nie odpowiada językowej normie państwa od języka. To nie walka o etykę słowa, lecz wyraz władzy.
Z tej perspektywy nie ma różnicy, czy mówią dyskryminowane, czy dyskryminujący, kiedy na horyzoncie pojawia się ten straszny wulgaryzm. #Nologo i pełen symetryzm: całość działa na wszystkich i wszystkie, niezależnie od tego, czy przez ekspresywne użycie słów nienacechowanych osoby publicznie się wypowiadające krytykują nieetyczne zachowania właścicieli, pracodawców, nacjonalistów, seksistów albo nieetyczny charakter systemu neoliberalnego i jego beneficjentów, czy dyskryminują całe grupy ze względu na klasę, płeć, choroby i zaburzenia psychiczne, narodowość czy orientację seksualną. Pan wkurwiony na językowe obnażanie jego uprzywilejowania i systemowo wykluczana kobieta wkurwiona na słowną dyskryminację, „jebany pedał” i „jebany wyzyskiwacz” są równie godne potępienia – bo rażą kulturalne uszy specjalistów od języka. Neoliberalny prawdopośrodkizm działa na rzecz panów, jebanych wyzyskiwaczy – system, także językowy, jest ułożony pod nich, a wyższościowe dyscyplinowanie językowe służy temu, by pan, jebany wyzyskiwacz nie miał już się na co wkurwiać. Zwłaszcza gdy dostęp do wypowiedzi publicznych, choćby w mediach społecznościowych czy na niektórych manifestacjach, ma coraz więcej osób, które mogą opowiedzieć o dyskryminacjach i wyzysku, których doświadczają – właśnie słowami z „dolnego rejestru języka pospolitego, na pograniczu wulgarności”.
Wulgaryzmy i nadawanie nacechowania ekspresywnego słowom dotąd nienacechowanym mogą być jak najbardziej etyczne, mogą być elementem walki z wyzyskiem i dyskryminacją. Np. gdy „neoliberał” staje się inwektywą; albo „pan”; albo „nacjonalista”. Albo gdy podczas przemówienia Balcerowicza na demonstracji przeciw prawicowemu autorytaryzmowi pojawia się okrzyk „wypierdalaj”. To, że wypowiedź jest mocna lub „radykalna” – więc niezgodna z neoliberalną normą – w żadnym razie nie oznacza, że jest nieetyczna lub niebezpieczna. Nieetyczne i zajebiście niebezpieczne jest wprowadzenie i podtrzymywanie wyzyskującego systemu – poprawnymi, neutralnymi i niewulgarnymi słowami, które ten system kształtują i które są przez niego kształtowane – właśnie jako poprawne, neutralne i normatywne.
Wartościujące etykiety, które potępiają państwo od języka, nie tylko są potrzebne, ale i konieczne: w istocie to one współtworzą wartościowanie, więc i etykę (języka).
Jeśli to miał być polityczny (więc etyczno-estetyczny) gest RJP – na co wskazywałby moment publikacji – to zabrakło podstawowego instrumentarium do wyrażenia go: i to zwyczajny wyraz niekompetencji odizolowanych elit (podobnie jak przy odcięciu się od decyzji o nagrodzeniu Wojciecha Wencla: http://krytykapolityczna.pl/…/polszczyzne-wolna-racz-nam-w…/). Nie ma tu ani słowa o dyskryminacji, nie ma tu ani słowa o systemowym wykluczeniu, które nieetyczne (a nie wszystkie) użycia wulgaryzmów napędzają. Zamiast tego państwo grożą palcem i cmokają z niezadowoleniem, gdy słyszą „dolne rejestry języka” – walcząc w istocie o utrzymanie status quo, które pozwala im na tego typu akty wyższościowych połajanek, pod pozorami walki w demokratycznej sprawie.
Nie jest to odizolowane zjawisko wśród uprzywilejowanej elity politycznej i intelektualnej, czego przejawy widać ostatnio szczególnie wyraźnie. I to się musi skończyć: nie ma mowy o demokracji z przyzwoleniem na seksizm, homofobię i wyzysk; nie ma demokracji w systemie faworyzującym uprzywilejowanych heteroseksualnych Polaków z klasy średniej. I z tym nie od dziś walczę, walczymy: wulgaryzmami, zmianą słów neutralnych na nacechowane ekspresywnie i mnóstwem innych środków językowych.
Nologo
Źródło
Opublikowano: 2017-07-23 18:05:11