Dyskusja o atomie toczy się w Australii od ponad 50 lat. W Australii znajduje się bowiem aż 33% rozpoznanych, światowych zasobów rudy uranu. Większe złoża mają tylko Kanada i Kazachstan.
Pech chce, że w Australii znajdują się też ogromne złoża węgla: zarówno brunatnego, jak i kamiennego wysokiej jakości. Węgiel wydobywa się w każdej, każdej australijskiej prowincji. 70% wydobycia idzie na eksport, do krajów Azji – głównie do Japonii, Korei i Chin. Pozostałe 30% zasila lokalny przemysł, głównie energetykę.
Bo pomimo wspaniałych warunków do rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej, australijski sektor energetyczny wciąż węglem stoi. 60% wytwarzanej w kraju energii elektrycznej pochodzi z jego bezpośredniego spalania.
Jest to pochodna polityki, a jakże.
Dostępność węgla i rodzimego gazu ziemnego od zawsze były w Australii argumentem przeciwko rozwojowi energetyki jądrowej. Partia Liberalna mówiła o konieczności jej wdrożenia już w latach 50-tych poprzedniego wieku, ale przegrała z rodzimymi interesami. W latach 70-tych z kolei, w Australii zaczęły działać dodatkowo zaciekle antyatomowe ruchy społeczne, które doprowadziły do fałszywego zrównania energetyki jądrowej z bronią jądrową w głowach opinii publicznej.
Historia dyskusji o atomie w Australii to historia wiecznego przeciągania liny. Prób zmiany dyskursu wokół energetyki jądrowej było wiele, wiele było również raportów, które wskazywały, że jej rozwój będzie dla kraju korzystny, zwłaszcza teraz, kiedy Australia jako pierwsza pada ofiarą galopujących zmian klimatu. Jeszcze więcej było chyba projektów, które z wielu względów nigdy nie doszły do skutku, polityków, którzy próbowali coś w tej kwestii zmienić i takich, którzy zrobili wszystko, aby im to uniemożliwić.
Stan rzeczy na dziś przedstawia się więc dość absurdalnie: Australia we współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej wydobywa i sprzedaje rudę uranu innym krajom, które wyrabiają z niej paliwo do reaktorów jądrowych, ale w wielu miejscach rządy australijskich prowincji przyjęły ustawy skutecznie uniemożliwiające jakiekolwiek przetwarzanie i wykorzystanie wydobytej w kraju rudy na użytek zaspokojenia rodzimych potrzeb energetycznych.
Po ostatnich pożarach debata o energii jądrowej w Australii znów odżyła. Warto jej się przyglądać, bo wiele nas może nauczyć.
Przypomniała mi się wczoraj, kiedy wpadłam na doniesienia z Bełchatowa. Otóż grupa 100 górników protestowała pod siedzibą PGE GiEK S.A. przeciwko planom swojego pracodawcy. W dokumencie z 2009 roku, Polskim Programie Energetyki Jądrowej, PGE jest bowiem wskazane jako podmiot odpowiedzialny za projekt budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.
I tak sobie pomyślałam, że kurcze. Górnicy to niezwykle mądrzy ludzie. Oni od zawsze wiedzą, co jest realnym zagrożeniem dla nich i dla ich interesów – atom, który jako jedyny jest dla węgla prawdziwą alternatywą.
Jak to jest, że nie rozumieją tego inni?

Źródło
Opublikowano: 2020-07-05 20:54:49