Każdemu to, na co zasłużył
Niewątpliwym zaprzeczeniem dla tej wizji jest istnienie i fizyczna obecność ludzi wykluczonych, biednych, bezrobotnych, bezdomnych. Tym gorzej zatem dla nich. Oni są „niesłuszni”, bo zakłócają spójną wizję niekończącego się wzrostu i postępu. Stąd piętnowanie tych, którzy przegrali. Ludzie wyeksmitowani, stają się niechcianymi sąsiadami. Ludzie bezrobotni zostają nierobami, ludzie niedojadający i nie potrafiący wyżywić swoich dzieci, patologią. To zręczne zamienianie skutku z przyczyną, jest tym łatwiejsze, że biedacy budzą lęk w tych, którzy jeszcze utrzymują się na powierzchni, a od lęku już tylko krok do wrogości. Co chwila słyszy się o bestialstwach popełnianych na bezdomnych. Kilka lat temu grupa gimnazjalistów w Głogowie zadeptała na śmierć bezdomnego. Takie akty to nie przypadek, tylko wynik etyki naszych czasów, gdzie „Silniejszy wygrywa”. „Kto zada pierwszy cios, przeżyje”. Dopóki jesteś silny możesz uniknąć kary, niezależnie od tego, co zrobisz słabszemu”. Fakt, iż pozbawienie ofiar człowieczeństwa dehumanizuje sprawców, bagatelizuje się jako mało istotny, jeżeli w ogóle się go dostrzega. Liczy się tylko to by dostać się na szczyt i na nim pozostać.” Brzmi znajomo? A przecież Bauman nie pisze tu o Polsce roku 2010, tylko o holokauście. W świecie skomercjalizowanym brak szacunku dla drugiego człowieka otwiera drogę okrucieństwu, z jakim uczniowie nagminnie znęcają się nad nauczycielami. Nauczyciel wprawdzie więcej wie od uczniów, więc teoretycznie nie jest stroną słabszą, ale wystarczy, że mało zarabia, aby był godzien pogardy. Liczy się, bowiem nie wiedza, lecz status majątkowy. Nisko uposażony nauczyciel należy do tych, którzy przegrali, a z przegranymi młodzież ani myśli się utożsamiać czy choćby solidaryzować.
Chcąc wyjaśnić zjawisko wykluczenia społecznego we współczesnym zglobalizowanym świecie Bauman wyjaśnia mechanizm deprecjonowania ofiar przed ich skrzywdzeniem na przykładzie zagłady Żydów: „zanim zamknięto w gettach Żydów niemieckich oraz tych pochodzących z innych krajów okupowanej przez nazistów Europy (a także Romów i Sinti), zanim ich wywieziono do obozów śmierci, rozstrzelano lub zagazowano, zostali uznani za zbiorowego homo sacer – kategorie ludzi, których życie pozbawione jest jakiejkolwiek faktycznej wartości i których wymordowanie nie pociąga za sobą jakichkolwiek moralnych konsekwencji oraz nie podlega karze. Zgodnie z nazistowską wizją Neue Ordnung byli unwertes Leben – niegodni aby żyć ..”
Obecność ludzi „zbędnych”, niezaradnych, wyrzuconych poza nawias życia społeczno-gospodarczego i publicznego zadaje kłam tezie o końcu historii, o osiągnięciu przez Polskę i inne kraje bloku wschodniego optymalnego, najlepszego z możliwych systemu opartego na demokracji i gospodarce rynkowej. Dlatego cała machina propagandowa pro systemowych partii politycznych, system edukacyjny, media głównego nurtu prześcigają się w piętnowaniu ofiar wpisanego w koncepcję neoliberalną darwinizmu społecznego, w którym właśnie nierówności społeczne przedstawiane są jako motor postępu: „Istnienie nielicznych bardzo bogatych jednostek jest niezbędne dla finansowania postępu, który uczyni bogatszymi pozostałych, zatem nierówności tych nie da się usunąć bez szkody dla postępu.” Kiedy jednak tak się nie dzieje, kiedy efektem nierówności jest powstawanie ludzi-odpadów, to pojawia się z zastanawiającą regularnością pomysł izolowania ich od „zdrowej” reszty społeczeństwa. Stąd tworzenie osiedli kontenerowych dla eksmitowanych. Przy czym największy opór społeczny bierze się nie z solidarności czy moralnego oburzenia na takie traktowanie ludzi, ale z obawy przed niepożądanym sąsiedztwem osób, które z chwilą złego potraktowania przez władze publiczne podlegają stygmatyzacji i stają się niepożądanymi sąsiadami. Dlatego w Gdańsku takie osiedle postanowiono zlokalizować jakże symbolicznie, obok wysypiska śmieci. Uzasadniając decyzję o budowie osiedla kontenerowego dla eksmitowanych obok wysypiska śmieci wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki „przytoczył list mieszkanki Gdańska, w którym skarżyła się ona na „libacje”, „orgie seksualne”, „wybijanie szyb na klatce schodowej” i „niezamykanie drzwi wejściowych zimą”. W Bytomiu zaplanowano, że osiedle kontenerowe dla eksmitowanych będzie ogrodzone i monitorowane przez specjalnie tam otwarty posterunek policji.
Loic Wacquant nazywa takie osiedla „hipergettami”. Opisując amerykańskie czarne getta Wacquat zauważa, iż coraz bardziej zbliżają się one do modelu „Goffmanowskich instytucji totalnych”: Budynki komunalne, które przypominają kompleksy więzienne, nowe „osiedla” ogrodzone i strzeżone z zewnątrz przez wzmocnione patrole policji dokonujące szczegółowych kontroli” .
Ciekawe, że czynnik rasowy, tak istotny w USA czy np. Francji traci na znaczeniu i głównym kryterium wykluczenia staje się status majątkowy. W kultowym filmie Quentina Tarantino „Pulp fiction” czarny gangster zwraca się do swoich białych pomagierów per „czarnuchu” czym podkreśla ich niższą pozycję przestępczej hierarchii. Dla bohatera innego filmu, młodego włoskiego rasisty czarne gwiazdy pop kultury i sportu nie są czarnuchami, bo odnieśli sukces. W Polsce, kraju niezwykle jednolitym etnicznie rodzi się nowy rasizm, nowa ksenofobia, powstają nowe getta dla biednych, ale mechanizm deprecjacji, izolacji i dyskryminacji jest bardzo podobny. Osoby zagrożone eksmisją bardzo często wyrażają obawę, że będą musiały zamieszkać w okolicy pełnej lumpów, pijaków, łobuzów. Ta obawa bywa większa niż strach przed znalezieniem się w sub standardowych warunkach mieszkaniowych. Sam fakt, że kogoś wyeksmitowano tak bardzo stygmatyzuje, że biedni boją się biednych, których nauczono ich uważać za „patologię”. Wyobrażenie to jest o tyle niesłuszne, że jak wynika z „Diagnozy społecznej na rok 2009” przygotowanej pod kierunkiem profesora Janusza Czapińskiego, 46% Polaków ma kłopoty z płaceniem czynszu, a więc eksmisja grozi niemal, co drugiej rodzinie. Zwykle więc chodzi raczej o biednych niż „odrażających, brudnych, złych”. Bardzo interesująco pisze o fałszywej świadomości grup społecznie pokrzywdzonych Jarosław Klebaniuk: „Zdrowy rozsądek podpowiada, niektóre teorie zaś argumentują (teoria tożsamości społecznej, teoria dominacji społecznej), że system oparty na niesprawiedliwych różnicach w zamożności i dochodach, powinien być w największym stopniu kontestowany przez tych, którzy przez ten system są najbardziej pokrzywdzeni. Tymczasem liczne dane empiryczne wskazują na to, że jest wręcz odwrotnie. Redukcja dysonansu poznawczego (pomiędzy „jestem biedny” a „nie zasłużyłem na to”) wymaga przyjęcia takich idei, które pozwolą w spokoju znosić własną niedolę. Nic więc dziwnego, że choć republikańska polityka podatkowa w Stanach Zjednoczonych służy zaledwie jednemu procentowi najbogatszych, znajduje poparcie szerokich rzesz najbiedniejszych, którzy sprzeciwiają się redystrybucji czy w ogóle bardziej egalitarnym rozwiązaniom, akceptują negatywne stereotypy własnej grupy i przypisane im role społeczne. Wtedy, gdy indywidualne i grupowe interesy i potrzeby nie są zbyt wyraziste i zbyt silne, członkowie grup upośledzonych przejawiają nawet silniejsze poparcie dla systemu społecznego i władz, niż członkowie grup uprzywilejowanych.”
Po to by dowieść tezy, że niepowodzenia życiowe są wynikiem braku starań, trzeba tak przedstawiać sytuację materialną społeczeństwa, aby zjawisko biedy i wykluczenia miało charakter marginalny. Na zajęciach w liceach z podstaw przedsiębiorczości, tłumaczy się uczniom, że bezrobotni to są ludzie, którym się nie chce pracować. Taka teza, mimo iż przeczy obiektywnemu zjawisku ekonomicznemu, jakim jest bezrobocie strukturalne, które ma charakter trwały i utrzymuje się w Polsce od początku transformacji ustrojowej na wysokim poziomie. Potęguje to strach nie tylko przed niepowodzeniem, ale i związaną z tym stygmatyzacją, która jest wykluczeniem w warstwie emocjonalnej i psychicznej. Stąd bardzo często prezentuje się stan społeczeństwa na podstawie nastrojów, czyli subiektywnej oceny respondentów. Ocena ta jest zazwyczaj przesadnie optymistyczna, jako że nawet w anonimowych badaniach ludzie mają tendencję do przedstawiania swojej sytuacji jako lepszej niż jest w rzeczywistości.
Powszechna jest praktyka zaniżania danych o bezrobociu, poprzez czyszczenie kartotek, czyli tworzenie osobom pozostającym bez pracy barier w pozostawaniu w rejestrze i korzystaniu z najważniejszej związanej z tym korzyści, jaką jest ubezpieczenie zdrowotne. Ponieważ prawie 90% bezrobotnych nie ma prawa do zasiłku, muszą oni podejmować dorywcze prace w sektorze nieformalnym, co koliduje często z obowiązkiem stawiania się w urzędzie pracy. Taka nieobecność powoduje automatyczne skreślenie z rejestru i cudowne obniżenie stopy bezrobocia.
Istnieje też tendencja do manipulowania statystyką. Bardzo często podaje się do wiadomości publicznej wartość średniej krajowej płacy, którą otrzymuje stosunkowo niewielu zatrudnionych (która w 2010 r wyniosła 3165 zł), podczas gdy unika się podawania płacy najczęściej otrzymywanej wynoszącej zaledwie 1530 zł.
Również tzw. próg ubóstwa ustala się na poziomie, który sprawia, że objętych tym zjawiskiem jest nieco ponad 3% społeczeństwa, podczas gdy z wyników badań ogłaszanych przez Eurostat wynika, że 30% polskich dzieci cierpi z powodu niedożywienia.
Wszystkie te zabiegi mają sprawić, że ludzie dotknięci ubóstwem i związanym z tym wykluczeniem będą się czuć winni swego położenia, gdyż „poza tym jest wszędzie normalnie”. Jednocześnie bieda staje się rodzajem grzechu, przewinienia i wymaga nie wsparcia tylko kroków wychowawczych ze strony władz publicznych i lepiej sytuowanych obywateli. Kiedy w Mińsku Mazowieckim zawaliła się ściana domu, administratorka budynku wyjaśniała, że już dawno wyeksmitowałaby nie płacących regularnie czynszów zajmujących ów budynek lokatorów, ale nie może tego uczynić, bo eksmisja jest „za karę” a w Mińsku gorszych warunków już nie ma. Ludzie, którzy tracą dach nad głową są zmuszeni korzystać z różnego rodzaju schronisk i przytułków, które również stawiają przed sobą cele „edukacyjne” jeśli nie wręcz „resocjalizacyjne”. W praktyce oznacza to wprowadzenie pół więziennych regulaminów, konieczność proszenia o pozwolenie wyjścia i obowiązek powrotu przed określoną godziną pod groźbą utraty miejsca. Osobom takim odbiera się otrzymywane świadczenia społeczne a do wielu z nich osoby nie otrzymujące takich świadczeń nie są przyjmowane. Mimo to powszechna jest praktyka zmuszania do świadczenia nieodpłatnej pracy. Wszystko to nie pozostawia osobie będącej obiektem takiej „pomocy” na szukanie dróg wyjścia z sytuacji wykluczenia, podjęcie pracy czy ułożenia sobie życia w nowych związkach.
Przekaz medialny utrwala stereotypy dotyczące ludzi bezrobotnych, biednych, samotnych matek, związków pozamałżeńskich. W polskich mediach pełno jest informacji o pijanych, nigdzie nie pracujących konkubentach biegających w pijackim szale z siekierą i mordem w oczach. Natomiast słowa konkubent, konkubina ani razu nie jest wymienione w kodeksie cywilnym, co najbardziej układnym parom prowadzącym wzorowy żywot utrudnia korzystanie z praw cywilnych, np. po śmierci jednego z partnerów.
Pracownicy socjalni są trenowani, szkoleni w obojętności i dystansowaniu się od swych podopiecznych. Jest to po części podyktowane skromnością środków przeznaczanych na pomoc społeczną, ale w o wiele większej mierze wynika z doktrynalnej zasady, że pomoc społeczna jest niemal gorsza od alkoholu, tytoniu czy narkotyków, bo uzależnia osoby ją otrzymujące. Ta absurdalna teoria każe abstrahować od niskich płac, głodowych świadczeń emerytalnych i rentowych, bezrobocia, gdyż winy za niewydolność gospodarstwa domowego i jego niemożność zbilansowania dochodów i wydatków należy szukać w tych, którzy doświadczają biedy, a nie w tych, którzy tę biedę powodują, czy obiektywnych warunkach makro-ekonomicznych. Coraz częściej zdarza się, że z powodu niemożności zapewnienia dzieciom podstawowych warunków egzystencji takich jak energia elektryczna, regularne posiłki, właściwa do pory roku odzież rodzina jest karana odebraniem władzy rodzicielskiej rodzicom i skierowaniem dzieci do domów dziecka czy adopcji. Rozwiązanie to okazuje się o wiele bardziej kosztowne niż udzielenie wsparcia rodzinie borykającej się problemami, ale zgodne z zasadą, że biedni są winni i powinni za to ponieść karę. Przy okazji ofiarami padają dzieci, które nawet na gruncie tej doktryny nie sposób o coś oskarżyć.

Źródło
Opublikowano: 2012-12-21 09:11:04