Definicja wspólnoty: naród a społeczeństwo

Piotr Ikonowicz:


Definicja wspólnoty: naród a społeczeństwo

Od kwietnia 1997 roku mamy, przynajmniej formalnie jakieś reguły gry, jakiś zbiór norm, którymi powinien się kierować ustawodawca, a także władza wykonawcza. Analiza tego zbioru norm to zajęcie nie tylko teoretyczne zważywszy na wymóg zgodności ustaw z Konstytucją. Konstytucja jest też, co równie ważne, pierwszym manifestem ideowym nowego ustroju. W akcie tym ani razu nie pada słowo „społeczeństwo”. Jest więc „Rzeczpospolita dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, ale jedynym co tych obywateli spaja jest wspólna tożsamość narodowa, bo skoro nie ma społeczeństwa, to i o więziach społecznych trudno mówić. Jedyną zatem kategorią wspólnoty wymienioną w Konstytucji jest naród, który sprawuje władzę i w myśl stwierdzenia Preambuły jest tożsamy z „wszystkimi obywatelami Rzeczpospolitej”. Tym jednym ruchem zapisano do narodu również mniejszości narodowe, w tym wyodrębniającą się dynamicznie mniejszość śląską. Dlaczego dokonano sztucznego zabiegu? Po to, żeby jedynym poza narodem będącym podmiotem o określonej tożsamości kulturowej, religijnej, historycznej, nie wprowadzać żadnej innej wspólnoty, żeby Konstytucja mogła chronić nie społeczeństwo, lecz każdego obywatela z osobna jako jednostkę. Szczególne znaczenie w porównaniu z innymi ustawami zasadniczymi ma zabarwienie słowa „naród”, które w innych językach zachodnich oznacza jednocześnie grupę etniczną o określonej tożsamości i po prostu lud. Stąd tym samym słowem posłużyli się ojcowie założyciele w Konstytucji Stanów Zjednoczonych Stanów Zjednoczonych: „We the people” – My naród/lud i demonstranci w latach 60-tych głosząc hasło „power to the people” – władza dla ludu. Władza więc wbrew istocie pojęcia demokracja nie należy do ludu, lecz do narodu. A ten w polskiej tradycji w odróżnieniu od ludu, był szlachecki. Po rosyjsku np. można powiedzieć raboczij narod, a po polsku jest to lud roboczy w odróżnieniu od narodu. I mimo, iż zgodnie z art. 1 Konstytucji „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, akt ten nie obejmuje żadną szczególną ochroną własności narodowej, poświęcając bardzo dużo miejsca na ochronę własności prywatnej. Nic dziwnego, że pod rządami takiej ustawy zasadniczej majątek narodowy podlega stałemu uszczupleniu na rzecz prywatnych właścicieli. Słowo społeczeństwo znikło też z debaty publicznej, zastąpione narodem, lub „Polakami” odmienianymi przez wszystkie przypadki w przemówieniach polityków wszystkich orientacji politycznych.
Skoro więc władzy w państwie nie sprawuje lud, tylko podzielony na jednostki naród, to i pojęcie społecznej gospodarki rynkowej wydaje się być do Konstytucji wstawione niczym jakieś nie pasujące tu wcale ciało obce. Nie chroni ona, bowiem żadnej innej własności poza prywatną, podczas gdy istotą pojęcia społecznej gospodarki rynkowej jest harmonijne współistnienie własności prywatnej obok spółdzielczej, komunalnej, grupowej, stowarzyszeniowej. Fakt objęcia konstytucyjną ochroną jednej formy własności z pominięciem pozostałych wskazuje na oczywistą dyskryminację i zadaje kłam odwołaniu do społecznej gospodarki rynkowej. Jedyne wspólne dobra materialne objęte konstytucyjną ochroną to dobra kulturalne (kulturowe dziedzictwo narodowe) i środowisko naturalne. Konstytucja obiecuje też chronić Polaków zagranicą, weteranów walk o niepodległość, inwalidów wojennych, ale nic nie wspomina o ludziach niezamożnych czy zagrożonych lub dotkniętych wykluczeniem społecznym. zasadnicza zaledwie dotyka elementarnych kwestii jak do pracy, do edukacji, leczenia, dachu nad głową, za to poziom dopuszczalnego długu publicznego podaje dokładnie w procentach. Te niespójności i niekonsekwencje nie są bynajmniej wyłącznie wynikiem kiepskiej Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, ale przede wszystkim skutkiem przyjęcia za podstawę najwyższego aktu prawodawczego w państwie, ideologii neoliberalnej.

Źródło
Opublikowano: 2012-12-19 13:19:27