Piotr Ikonowicz:
Zabiorą ci dziecko – zapłacisz podatek
Źródło
Opublikowano: 2013-02-28 07:46:28
codziennie z internetów
Zwracam się do moich znajomych, których mam już 5000 z pytaniem:
Czy uważacie, że wspólne listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego pod egidą byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego to dobry pomysł?
Źródło
Opublikowano: 2013-02-28 07:43:29
Przypominam, że za pół godziny rozpoczynamy blokadę. Walewska 5 m1. Przybywajcie!
Źródło
Opublikowano: 2013-02-25 07:58:15
Według raportu OECD Polska znajduje się w czołówce krajów o największym rozwarstwieniu społecznym, ponieważ średnie dochody 10 proc. najbogatszych Polaków są około 13,5 razy wyższe niż dochody 10 proc. najuboższych obywateli. W ciągu ostatnich 20 lat wskaźnik Giniego w naszym kraju zwiększył się aż o 11 punktów procentowych (od 0,26 do 0,37), czyli o więcej niż we wszystkich innych państwach rozwiniętych. Nic więc dziwnego, że premie i wysokie odprawy dla wszelkiego rodzaju kadry kierowniczej zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym rodzą wielkie emocje. Przeciętna miesięczna płaca kadry kierowniczej banków wynosiła w 2011 r. 175 tys. zł. I była prawie 50 razy wyższa od przeciętnego wynagrodzenia, którego nie osiągają dwie trzecie zatrudnionych, i sto kilkanaście razy wyższa od płacy minimalnej, którą pobierało w 2011 r. ponad 10 proc. pracujących.
Ludzie zadają sobie pytanie, czy takie wynagrodzenia są naprawdę podyktowane potrzebą motywacji do pracy i czy praca tych ludzi jest naprawdę o tyle więcej warta od ich pracy. „Gdybym zarabiał o 50 proc. więcej, nie wykonałbym swojej pracy lepiej, i gdybym zarabiał o 50 proc. mniej, nie wykonałbym jej gorzej” – stwierdził były prezes koncernu Shell Jeroen van der Veer. Jak wynika z badań US Federal Reserve, bodźce finansowe zawężają pole widzenia oraz horyzonty kadry kierowniczej.
Z kolei Bernie Ecclestone, pan i władca Formuły 1, wątpi, czy „którykolwiek biznesmen odnoszący sukcesy pracuje dla pieniędzy… pieniądze to skutek uboczny sukcesu”.
Dwie trzecie polskich rodzin ma długi i płaci od swoich zobowiązań wysokie oprocentowanie. Gdy popadają w kłopoty, banki – zamiast łagodzić warunki kredytu – zaostrzają warunki kredytowania. Coraz częściej kończy się to licytacją jedynego mieszkania dłużnika. W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy pensja w wysokości kilku milionów rocznie dla prezesa banku za „czynienie bliźniemu tego, co mu niemiłe” nie powinna być jakoś ustawowo ograniczona. Na przykład przez wprowadzenie instytucji płacy maksymalnej.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-25 07:12:52
Ludzie nie rodzą się równi tylko różni
„Ludzie rodzą się równi” czytamy w wielu manifestach i konstytucjach. A przecież cała nasza wiedza i doświadczenie życiowe podpowiadają, że tak nie jest. Zdanie „ludzie rodzą się równi” – wtedy gdy po raz pierwszy wpisywano je na sztandary rewolucji francuskiej-było postulatem, żądaniem równego traktowania, a nie stwierdzeniem realnie istniejącego stanu rzeczy. W rzeczywistości ludzie rodzą się z zupełnie odmiennym bagażem do startu życiowego. Nie ma mowy o równości między synem pracownika rolnego ze zlikwidowanego PGR-u, który nigdy nie widział jak jego rodzice wychodzą do pracy, bo w promieniu 100 kilometrów nie można jej znaleźć, a dzieckiem wykształconych rodziców na warszawskim Ursynowie, którzy do pracy jeżdżą metrem, a w domu mają półki pełne książek, które czytając dają przykład swym latoroślom. Rodzimy się z różnym kapitałem genetycznym, wychowujemy w różnych warunkach mieszkaniowych (75% dzieci w Polsce mieszka w warunkach nadmiernego zagęszczenia, a więc ma problem ze znalezieniem miejsca do odrabiania lekcji) i w regionach kraju o różnym nasileniu strukturalnego bezrobocia. Ta wyjściowa nierówność pozwoliła badaczom zaobserwować zjawisko „dziedziczenia biedy” z powodu, którego w niektórych rodzinach łódzkich czy mazurskich rośnie już trzecie pokolenie ludzi niezaradnych, biednych i pozbawionych jakichkolwiek możliwości i zdolności umożliwiających pięcie się wzwyż po szczeblach drabiny społecznej.
Istnieją więc zarówno subiektywne jak i obiektywne powody narastającej nierówności w polskim społeczeństwie. Obserwując środowiska, które zupełnie nie skorzystały na tak okrzyczanym skoku modernizacyjnym Polski, a od których świat się wręcz oddalił choćby przez fakt masowego kasowania lokalnych połączeń kolejowych, dostrzegamy w ludziach tam mieszkających pewien rodzaj apatii i zniechęcenia, które łatwo pomylić z lenistwem, skłonnością do pijaństwa i ogólnie wrodzonym brakiem ambicji. Stąd już tylko krok do niebezpiecznego stwierdzenia, że istnieją ludzie lepsi i gorsi i że nic na to nie można poradzić, więc trzeba ten fakt zaakceptować i skupić się na wspomaganiu tych, którzy mają dostateczne chęci i zdolności, aby własną wytężoną pracą poprawiać swój los i rozwijać kraj. W rozumowaniu tym pomija się zjawisko „wyuczonej bezradności”, która bierze się stąd, że wobec obiektywnych ograniczeń, brak pracy, niskie płace, trudne warunki bytowe, brak czytelnych kanałów awansu społecznego, po którejś kolejnej nieudanej próbie wyrwania się z beznadziei ludzie przestają próbować. Większość z nich jest zapewne stracona i dziś walka z nierównością musi się skupić na młodym pokoleniu. Nawet ze względów pragmatycznych należy to robić, bo nie jest przecież tak, że potencjalni geniusze rodzą się wyłącznie w zamożnych i wykształconych rodzinach. Pula genetyczna to zjawisko w dużej mierze losowe i utrata tego co mogliby zdziałać ludzie o wspaniałym potencjale rodzący się w warunkach powszechnej biedy i beznadziei byłaby niepowetowaną stratą dla całego społeczeństwa.
Skoro więc nie jesteśmy równi i wcale się tacy nie rodzimy to musimy te szanse wyrównywać. Każdy człowiek powinien otrzymać szansę prowadzenia życia, które ma prawo uważać za udane i szczęśliwe. To nie tylko prawo do mieszkania, pracy, żywności, opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim przyrodzone prawo człowieka do samorealizacji, do swobodnego dążenia do osobistego szczęścia. Świadomość tej konieczności wyrównywania szans, czyli tak zwanej dyskryminacji pozytywnej, ma wymiar ponad ustrojowy i próbowano ją realizować ze zmiennym szczęściem zarówno w Polsce Ludowej, gdzie dzieci robotnicze i chłopskie dostawały dodatkowe punkty, aby móc podjąć studia, jak w USA gdzie podobne uprzywilejowane traktowanie przysługuje Afroamerykanom.
Źródłem nierówności jest nierówny start w życie. Dlatego zwolennicy równości wielką wagę przykładają do wysokiego opodatkowania spadków. W Polsce taki podatek nie istnieje. Do kanonu zachowań złotej młodzieży należy tekst wygłaszany z podniesioną głową i odpowiednią dozą arogancji w kierunku, tych którym się gorzej wiedzie: „Jak się pracuje to się ma!” , a przecież to nie oni lecz ich rodzice sprawili, że są lepiej odżywieni, wysportowani, mają zadbane uzębienie i chodzą do dobrych szkół, po których łatwiej o dobrą pracę.
Polski system społeczno-gospodarczy nie tylko nie wyrównuje szans, ale wręcz pogłębia nierówności. Ludzie na wysokich stanowiskach, otrzymujący więcej niż zadowalające wynagrodzenie dostają olbrzymie premie, które zresztą nie mają nic wspólnego z zasługami i czy włożonym wysiłkiem, skoro są przyznawane w równej wysokości wszystkim notablom o równej randze. Nie słyszałem natomiast o nagrodach czy premiach dla ochroniarzy, sprzedawców czy sprzątaczek, niezależnie od tego jak bardzo by się ci ludzie starali w pracy.
System podatkowy premiuje zamożnych gdyż kwota wolna od podatku jest żenująco niska, a opodatkowaniu podlegają często głodowe dochody. Z drugiej strony inaczej niż w krajach, do których masowo emigruje nasza młodzież wysokie dochody są nisko opodatkowane, a często dzięki systemowi ulg i odliczeń zwolnione od podatku.
Ten brak równości, którego wyrazem jest ubóstwo większości społeczeństwa, którego dochody ulegają spłaszczeniu w dół, jest źródłem zapaści gospodarczej, gdyż coraz płytszy rynek na produkty konsumpcyjne, których wytwarzanie generuje w kraju zatrudnienie, zmusza firmy do zwalniania pracowników i nakręca spiralę kryzysu. Bez równomiernego rozłożenia ciężarów i sprawiedliwszego podziału owoców pracy dotychczasowa ścieżka wzrostu dochodu narodowego będzie zamknięta. Kraj coraz liczniejszych biednych i coraz bogatszej i mniej licznej elity, staje się krajem Trzeciego Świata bez widoków na trwały rozwój i doganianie rozwiniętego świata.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-23 09:33:27
W niedzielę będę w Lublinie. Osoby z Lublina zainteresowane spotkaniem ws. KSS proszę o kontakt
Źródło
Opublikowano: 2013-02-21 10:14:26
Pracy i chleba!
Z sondażu ARC Rynek i Opinia wynika, że 64 proc. polskich konsumentów planuje w 2013 r. ograniczyć wydatki na artykuły codziennego użytku, czyli żywność i chemię gospodarczą – odnotowuje „Puls Biznesu”. Polacy będą oszczędzać przez uważniejsze dobieranie produktów, które kupują, czytamy dalej. To nowa rynkowa nowomowa, która nawet jak obwieszcza klęskę tsunami, to przedstawia ją jako lokalny wzrost wilgotności powietrza. Człowiek, który kupuje mniej chleba, niż potrzebuje, nie zajmuje się „uważniejszym dobieraniem produktów”, tylko zwyczajnie nie dojada. Prognozy te potwierdza „Fakt” z 13 lutego 2013: „Jak podał Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, o 2,5 proc. zmniejszyło się spożycie mąki, o 2,7 proc. chleba, a kasz, ryżu i płatków aż o 7,7 proc. Spada również spożycie ryb i przetworów rybnych (o 5,6 proc.), mleka świeżego (o 0,6 proc.), jaj (spadek o 1,3 proc.), a także mięsa wieprzowego, masła i warzyw”.
Część analityków twierdzi jednak, że to dowód na to, iż Polacy przestali marnować jedzenie i kupować na zapas. To zapewne ci sami „analitycy”, którzy wraz z Leszkiem Balcerowiczem uważają, że należy znieść coś takiego jak płaca minimalna. To są ci sami nadworni naukowcy, którzy utrzymują za profesorem Januszem Czapińskim, że w Polsce nie ma biednych, są tylko „zagrożeni biedą”, i że jest ich co najwyżej kilka procent.
Tymczasem dwie trzecie polskiego społeczeństwa nie ma oszczędności, tonie w długach i nie jeździ na urlopy. Na pytanie, co robisz, kiedy brakuje ci pieniędzy na ważne wydatki, większość ankietowanych Polaków i Polek odpowiada: zaciągam pożyczkę. Na to samo pytanie Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy odpowiadają przeważnie, że zwracają się do opieki społecznej po zasiłek. Dlatego firma Provident w Anglii, skąd pochodzi, jest zupełnie nieznana, bo ludzie zamiast pożyczać na lichwiarski procent, dostają zasiłki.
Ale kiedy w końcu zażądają „pracy i chleba”, nie będzie wątpliwości, że nie chodzi o ciepłe posady i świeże pieczywo.
Piotr Ikonowicz
tekst ukazał się w najnowszym numerze „Uważam Rze”
Źródło
Opublikowano: 2013-02-18 19:08:08
Wolność dla wszystkich!
Jeżeli polityka nie ma polegać na wzajemnym przechytrzaniu się po to, żeby jak się już dojdzie do władzy robić to samo co poprzednicy, potrzebny jest pomysł, nowa skala wartości na jakich opieramy proponowany sposób rządzenia i ewentualne reformy. To trudne zadanie, ponieważ żeby się takiego projektu dopracować konieczne jest oderwanie się od bieżącej debaty politycznej, która służy zaciemnianiu obrazu rzeczywistości, którą chcemy zmieniać.
Kiedy Ruch Palikota wszedł do Sejmu wiele osób szeroko otwierało oczy ze zdumienia, że oto nowa, świeża siła wkroczyła do zabetonowanego czteropartyjnego układu politycznego. Wielu, w tym piszący te słowa, wiązało z nowym ruchem wielkie nadzieje na poważne zmiany w polskiej polityce. I gdyby jedynym problemem naszego kraju był klerykalizm, zaściankowość, obyczajowy konserwatyzm i dominująca rola Kościoła w życiu publicznym przyszłość Ruchu rysowałaby się jako pasmo sukcesów i nieustających gratulacji. Bo w istocie jest czego gratulować. Wraz z wejściem do Sejmu Wandy Nowickiej, bojowniczki o prawa kobiet, Anny Grodzkiej, osoby transseksualnej i Roberta Biedronia symbolizującego walkę o równe prawa dla gejów i lesbijek, Polska jest już innym bardziej nowoczesnym i europejskim krajem. Nie wątpię też, że bez sukcesu wyborczego RP byłoby trudniej ścigać nadużycia w Komisji Majątkowej. Jednak już głosowanie w sprawie związków partnerskich pokazało, że Ruch Palikota słabnie i nie trzeba się już liczyć z jego sztandarowymi postulatami.
Dlaczego? Bo większość wyborców to klasyczne heteroseksualne rodziny z dziećmi, których głównym zmartwieniem nie jest świeckość państwa, lecz przetrwanie do pierwszego. Większość polskiego społeczeństwa ubożeje i zadłuża się nie dlatego, że Polska przeżywa kryzys gospodarczy, lecz dlatego, że mimo wzrostu dochodu narodowego jego niesprawiedliwy podział sprawia, że dochody większości rodzin spadają i nie nadążają za kosztami utrzymania. W tej sytuacji potrzebna jest siła polityczna, która artykułować będzie interesy tych dwóch trzecich polskiego społeczeństwa, które nie posiadają żadnych oszczędności, są zadłużone i nie jeżdżą na urlopy. Oni ciągle nie mają swojej partii, coraz mniej chętnie biorą udział w wyborach, bo stracili zaufanie do polityków, niezależnie od deklarowanej przez nich orientacji politycznej. Kredyt zaufania, który Ruch Palikota miał zaraz po wyborach korzystając z dobrodziejstwa wątpliwości jako siła nowa i jeszcze nie opierzona został w znacznej mierze wyczerpany. Najważniejszym powodem było poparcie rządu w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego. Równie ważne jest też to, że linia prospołeczna w działaniach i propozycjach ustawowych partii była na tyle niekonsekwentna, że nie dotarła do świadomości opinii publicznej. Ten brak konsekwencji bierze się z przyjętej koncepcji bycia lewicą i neoliberalną prawicą równocześnie, co zaowocowało brakiem wyrazistości i coraz częstszym traktowaniem RP jako sejmowego zaplecza rządu a nie opozycji działającej w interesie ogólnospołecznym. I nawet jeżeli wielu z nas ma wrażenie, że jest to ocena zbyt surowa, to bez odrobienia lekcji i konsekwentnej pracy nad spójnym ideowo programem Partii obraz ten się nie zmieni.
Na czele Komisji Programowej Ruchu Palikota stoi posłanka Anna Grodzka, której wybór na to stanowisko jest o tyle trafiony, że w pełni zdaje sobie ona sprawę z tego jak wiele zależy od wprowadzenia do programu ugrupowania jakiegoś ładu intelektualnego i moralnego. Jako członek tego zespołu i doradca Ruchu postaram się relacjonować dylematy i przebieg debaty, mającej wyprowadzić RP z obecnego ideowego i politycznego zamętu.
Żeby stworzyć program polityczny trzeba zacząć od celu, od zespołu uporządkowanych hierarchicznie wartości, którymi się kierujemy próbując zmienić otaczającą nas rzeczywistość. Polski intelektualny zaścianek, gdzie dominuje najbardziej prymitywna z możliwych doktryna neoliberalna przyzwyczaił nas do tego, ze dwie fundamentalne wartości, na których opiera się sprawiedliwy ustrój: wolność i równość są przedstawiane jako sprzeczne czy nawet wzajemnie się wykluczające. Przy czym kiedy polscy liberałowie mówią o wolności to mają na myśli przede wszystkim wolność gospodarczą rozumianą jako absolutny prymat prawa własności nad wszelkimi innymi prawami człowieka. W ramach tak rozumianej wolności banki, lichwiarze, kamienicznicy, pracodawcy mogą w imię zysku robić co im się żywnie podoba z dłużnikami, lokatorami, pracownikami. Oczywiście ta „wolność lisa w kurniku” powoduje narastanie ogromnych różnic społecznych, które potęgują władzę właścicieli nad tymi, którzy są własności pozbawieni, bogatych nad biednymi, możnych nad słabymi. Schwytani w potrzask niskich płac, długów, wydłużonego czasu pracy i ubóstwa obywatele są w konsekwencji coraz mniej wolni i coraz bardziej podporządkowani ludziom, którzy swa władzę nad innymi wywodzą nie z zasług czy z demokratycznego wyboru lecz z gwałtownego przyrostu własnego majątku. To zniewolenie coraz częściej owocuje żądaniem prawa do zachowania godności: godnego życia, godnej płacy, godnego mieszkania. Warto przy tym zauważyć, że szanse na spełnienie tego żądania przy obecnym, i stale rosnącym poziomie rozwarstwienia majątkowego są iluzoryczne.
W walce z takim wypaczonym pojmowaniem wolności trzeba się odwołać do klasyków liberalizmu Johna Stuarta Milla i Adama Smitha. „Natura ludzka nie jest maszyną postawioną do wykonywania wyznaczonej pracy, lecz drzewem, które rośnie i rozwija się zgodnie z dążeniem sił wewnętrznych, które czynią ją żywą istotą” – pisał Mill. Ten pogląd wskazujący na prawo człowieka do swobodnej samorealizacji stoi w zasadniczej sprzeczności ze współczesnym traktowaniem ludzi jako „zasobów ludzkich” i sprowadzaniem ludzkich potrzeb do maksymalizacji konsumpcji. Adam Smith uważał wręcz że ekonomia i moralność to nie dwie różne dziedziny, lecz jedna. Współczesnym polskim liberałom pragnę zadedykować taki oto cytat z dzieł klasyka liberalizmu: „Służba, robotnicy i rzemieślnicy wszelkiego rodzaju stanowią przeważającą część każdego wielkiego, zorganizowanego społeczeństwa. A to, co polepsza położenie większości, nie może być nigdy uważane za szkodę dla całości. Społeczeństwo, którego przeważająca część członków jest głodna i nieszczęśliwa, z pewnością nie może być kwitnące i szczęśliwe. Zresztą sama sprawiedliwość tego wymaga, aby ci, którzy żywią, odziewają i zaopatrują w mieszkania całą ludność kraju, sami mieli taki udział w wytworze swej pracy, iżby mogli się znośnie odżywiać, ubierać i mieszkać.” Natomiast pracodawcom wymuszającym na pracownikach wydłużony czas pracy dedykuję taki oto cytat ze Smitha: „Gdyby pracodawcy słuchali zawsze głosu rozsądku i sumienia, mieliby często powody, by raczej hamować zapał do pracy wielu swych robotników, niż go pobudzać. Sądzę, że w każdym zawodzie stwierdzić można, iż człowiek, który pracuje tak umiarkowanie, iż może pracować w sposób ciągły, nie tylko zachowuje najdłużej zdrowie, lecz wykonuje też w ciągu roku największą ilość pracy”. I wreszcie coś dla niezmiennie wpływowych u nas związków pracodawców i kół biznesowych: „Propozycja jakiegoś nowego prawa czy przepisu która pochodzi od tej klasy (kupców – przyp. autora), powinna się zawsze spotkać z największą ostrożnością i nie powinna być nigdy przyjęta, zanim nie zostanie wszechstronnie i dokładnie zbadana, nie tylko z największą skrupulatnością, lecz z najbardziej podejrzliwą uwagą. Pochodzi ona bowiem od klasy, której interes nie jest nigdy dokładnie taki sam, jak interes publiczny, a która jest zainteresowana w tym, by oszukiwać, a nawet ciemiężyć społeczeństwo, i która je też w wielu przypadkach oszukiwała, jak i uciskała.”
Liberalizm zrodził się z buntu wolnościowego przeciw feudalnemu uciskowi i jego twórcy byli bardzo wyczuleni na możliwość odtworzenia sytuacji zniewolenia jednostki w wyniku uzyskania przez jakąś przedsiębiorczą mniejszość przewagi ekonomicznej. Współcześni neoliberałowie starają się taką sytuację usprawiedliwiać, więc specjalnie przytaczam słowa twórców liberalizmu, żeby było jasne, że Balcerowicz i spółka to wrogowie wolności, a nie żadni liberałowie. A różnica między liberalizmem zrodzonym z dążenia do swobodnego rozwoju jednostki wolnej od ucisku, tym się różni od dzisiejszego neoliberalizmu co krzesło od krzesła elektrycznego.
Wolność jednych nie może ograniczać wolności innych, bo ważna jest suma wolności w społeczeństwie a nie prymitywna zasada „róbta co chceta”. Jesteśmy wolni jako obywatele tak długo jak długo możni i bogaci nie są zdolni do kupowania ustaw i przesądzania zasad podziału wspólnie wytworzonego dochodu narodowego na swoją wyłączną korzyść. Przestrzegał przed tym John Mill opisując mechanizmy przejmowania państwa przez biznes „przez powstawanie monopolistycznych przedsiębiorstw, które poprzez korupcję i lobbing przejmują „po cichu” faktyczną władzę i zamieniają instytucje przedstawicielskie oraz rząd w struktury fasadowe.”
Wolność to nie suma formalnych zapisów w Konstytucji i ustawach, a realna możliwość wyboru przez jednostkę takiej drogi życiowej która pozwoli jej dążyć do osobistego szczęścia. W sytuacji zaostrzającego się podziału na bogatych i biednych ta wolność wyboru staje się niemożliwa. Dlatego wolność nie tylko nie jest wartością przeciwstawną równości, ale to pewien poziom równości ekonomicznej w społeczeństwie jest warunkiem wolności. Wolność jak ją definiuje wielu filozofów polityki to także wolność negatywna: wolność od strachu, głodu, zimna, bezrobocia, wyzysku i ucisku.
W naszym wspólnym dążeniu do wolności, samodzielności myślenia i kwestionowania zastanych schematów myślowych warto naśladować rosyjskiego pisarza Antoniego Czechowa, który pisał: „Po kropelce wyciskam z siebie niewolnika”.
Piotr Ikonowicz
Źródło
Opublikowano: 2013-02-17 18:11:58
Dziś o godz. 18-tej będę w Krakowie, gdzie przy ul. Berka Joselewicza 21 w miejscu zwanym Kompany wezmę udział w warsztatach „Egalitarne społeczeństwo. Znajomych serdecznie zapraszam
Źródło
Opublikowano: 2013-02-16 10:23:45
Do moich Przyjaciół z Ruchu Palikota:
Począwszy od roku 1234 Kościół katolicki zabronił kobietom śpiewania w kościołach. Kobiety, owe nieczyste córy Ewy miały już nie zanieczyszczać świętej muzyki, którą odtąd wolno było intonować jedynie chłopcom i kastratom. Kara milczenia miała obowiązywać przez siedem wieków do początków wieku XX.
Gdy na stanowisko Marszałka Sejmu RP wybrano rzeczniczkę kobiet, Wandę Nowicką, głos uzyskały także nasze kobiety. Nie zmuszajmy ich do milczenia.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-13 11:04:08
Eduardo Galeano:
Wszyscy to mówią, wszyscy to wiedzą: wojny o ropę będą jutro wojnami o wodę. W rzeczywistości wojny o wodę już się toczą. To podbój, ale najeźdźcy nie zrzucają bomb, ani nie desantują żołnierzy. Ci technokraci, którzy podporządkowują biedne kraje podróżują po cywilnemu i wymuszają prywatyzację, albo śmierć.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-10 16:35:18
Razem i to bez Olka (cały tekst)
Aleksander Kwaśniewski, pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos, może nie jest jeszcze emerytem, ale nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany
Aleksander Kwaśniewski jest uroczym człowiekiem. Należał do nowej generacji młodych zdolnych działaczy PZPR z zachwytem wpatrujących się w Zachód i tak naprawdę tęskniących za kapitalizmem, który nareszcie pozwoli im rozwinąć skrzydła. Ludzie ci w istocie odnieśli sukces w biznesie i polityce. Ich symbolem jest stowarzyszenie Ordynacka, nazwane tak od adresu organizacji studenckiej, w której młode kadry minionego reżimu zdobywały pierwsze szlify polityczne. Łączyła ich głęboka bezideowość, pragmatyzm i ciąg na kasę. Pierwsze pieniądze zarabiali, zajmując się szmuglem w ramach turystyki młodzieżowej organizowanej przez Almatur, studencką organizację turystyczną. Byli zaprzeczeniem ponurych wyobrażeń o tępych aparatczykach minionej epoki i w ludziach takich jak Adam Michnik od początku budzili dziki zachwyt. Gładcy, miodouści, dzielili z opozycyjnymi elitami pogardę dla „roboli” o zsowietyzowanej świadomości i roszczeniowej postawie. W ich modernizacyjnej wizji Polski wielkoprzemysłowa klasa robotnicza stanowiła istotną przeszkodę, relikt PRL, który należało usunąć. I tak się stało. Prywatyzacja dokończyła proces łamania społecznego oporu, zapoczątkowany przez Wojciecha Jaruzelskiego stanem wojennym. Balcerowicz, były lektor KC PZPR, usunął ostatnie przeszkody, w tym ustawę o samorządzie pracowniczym. Można już było dzielić tort.
I wtedy okazało się coś, czego opozycja nie przewidziała. Kiedy my zajmowaliśmy się drukowaniem wzniosłych odezw i ulotek projektujących idealistyczne wizje wolnego kraju, ludzie pokroju Włodzimierza Cimoszewicza przygotowywali się do nowych czasów, studiując w USA w ramach stypendium fundacji Fullbrighta. Ludzie ancien regime’u mieli lepsze kadry. Wykształcone i całkowicie pozbawione balastu jakichś zasad ideowych, moralnych granic politycznego działania. Odrzucenie idei socjalistycznej, marksistowskiego światopoglądu przyszło im równie łatwo jak przejście na neoliberalizm. Byli skuteczni i mieli w nosie, czy postępują słusznie. Jak śpiewał Kaczmarski: „Polityk wszakże nie zna słowa »zdrada«, a politycznych obyczajów trzeba strzec”. Wystarczyło każdą zdradę deklarowanych zasad nazwać kompromisem. Jakież to proste.
Uwodziciel Kwaśniewski
Sukces Aleksandra Kwaśniewskiego w zjednywaniu sobie sympatii rodaków pozostaje niedoścignionym wzorem pragmatyzmu nagrodzonego. Wśród ambitnych polskich polityków nie brakuje ludzi równie cynicznych i bezwzględnych, gotowych wysyłać wojska w dowolne miejsce na świecie na życzenie USA, przymykać oczy na tortury, likwidować „przywileje” ubogich emerytów, zmniejszać podatki przedsiębiorczych cwaniaków i obiecywać gruszki na wierzbie raz na cztery lata. Nie wystarczy jednak być złym, potrzebna jest jeszcze ta iskra boża, która czyni z byłego prezydenta doskonałego uwodziciela. Ujmujący sposób bycia sprawia, że niezależnie od wyznawanych poglądów rozmówca czuje, że spotkał bratnią duszę. A jeżeli Kwaśniewski nie rzuca się od razu do walki o wcielenie w życie wspólnych idei, to tylko dlatego, że cierpliwie czeka na odpowiedni moment. Wychodząc kiedyś bardzo zadowolony po rozmowie z Kwaśniewskim z gabinetu prezydenta, zobaczyłem wchodzącego Bronisława Geremka i nagle zdałem sobie sprawę, że on też wyjdzie zadowolony.
Nie jestem więc w pozycji komfortowej i nie rzucam kamieniem w Janusza Palikota, który padł ofiarą tego samego uroku. Aura wszechmocnego bywalca Forum Ekonomicznego w Davos, człowieka sukcesu, rodzi faustowską pokusę, przekonanie, że zbliżając się do Olka, jak popularnie zwali go dawni przyjaciele z Sojuszu, mamy dostęp do politycznego kamienia filozoficznego. Stąd kolejne pomysły na nową, zwycięską formację centrolewicową, która dzięki potędze mistrza pozamiata scenę polityczną, na której wciąż bryluje para Tusk – Kaczyński.
Wielu komentatorów skupia swą uwagę na tym, jakie są szanse na połączenie środowisk Ruchu Palikota i SLD pod medialnym patronatem Aleksandra Wielkiego. Czy potrzeba reelekcji i sięgnięcia po władzę okaże się silniejsza od wzajemnej niechęci?
Aleksander Kwaśniewski, pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos, może nie jest jeszcze emerytem, ale nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany
Z punktu widzenia społeczeństwa sprawy te są jednak mniej istotne od tego, jaką nową jakość, nowe pomysły czy w ogóle pomysły na Polskę może taka formacja zaoferować. Innymi słowy: czy przypadkiem nie jest to zmiana, która ma zapobiec prawdziwym zmianom w naszym życiu społecznym i gospodarczym?
W sytuacji gdy dwie trzecie społeczeństwa nie ma oszczędności, lecz długi, i nie jeździ na urlopy, gdy nawet osławiona średnia krajowa przestaje nadążać za wzrostem cen, ludzie oczekują rozwiązań radykalnych, a nie centrolewicowych. Co to w ogóle jest ta centrolewica? Czy przypadkiem nie chodzi o lewicę obyczajową i prawicę gospodarczo-społeczną w jednym? Można się obawiać, że kiedy Palikot oświadcza, że serce jego proroka jest bliższe RP niż SLD, to chodzi raczej o poparcie dla ustawy 67 niż o związki partnerskie, których Kwaśniewski, będąc prezydentem i mając swój rząd, nawet nie próbował przepchnąć.
Nie przeczę, że nowy projekt polityczny jednoczący Ruch Palikota i SLD ma szanse powodzenia. Ale w tym celu musi być projektem gospodarczym, społecznym, a nie tylko wyborczym. A jeżeli ma być chodź trochę lewicowy, musi dotykać zasadniczej dziś kwestii sprawiedliwszego podziału dochodu narodowego. To wymaga odwagi odwołania się do tej większości społeczeństwa, która na dotychczasowym systemie wyraźnie traci, ponad głowami banków, korporacji, elit finansowych. Trzeba rozmawiać nie o miejscach na wspólnych listach do Parlamentu Europejskiego, ale o programie budowy tanich mieszkań pod wynajem, zwiększeniu opodatkowania najbogatszych, podwyższeniu składki zdrowotnej, opodatkowaniu działających w Polsce międzynarodowych korporacji i banków. Jakoś nie widzę, by Aleksander Kwaśniewski rwał się do takiej debaty. Pasażer papamobile i bywalec szczytów w Davos może nie jest jeszcze emerytem, ale z pewnością nie jest też radykałem. A Polsce są potrzebne radykalne zmiany, jeżeli nie chcemy, aby znów wyniesiono do władzy Zytę Gilowską, która znowu obniży podatki bogatym, zamiast podwyższyć płacę minimalną do poziomu, za który da się przeżyć, nie biorąc kredytów u lichwiarzy.
SLD ma program społecznie o wiele bardziej radykalny i lewicowy niż Ruch Palikota. Ale SLD już rządził i raczej się wtedy nie przejmował programem. Ruch Palikota wciąż szuka swej tożsamości politycznej i ideowej, bo na radykalizmie światopoglądowym w czasach kryzysu nie da się zbudować liczącej się formacji politycznej. Gdyby obecna, socjalna i radykalna twarz Leszka Millera była prawdziwa, gdyby była twarzą, a nie kolejną maską przywdzianą na użytek wyborców, byłoby łatwiej i prościej budować lewicową alternatywę dla neoliberalnego i konserwatywnego oligopolu PO i PiS.
Przeciw elicie władzy i pieniądza
Obie formacje formułują coraz więcej postulatów społecznie nośnych, postępowych, europejskich, ale brak im wiarygodności, którą daje spójność, konsekwencja i która z pewnością by wzrosła, gdyby potrafili połączyć wysiłki. Wymaga to jednak od liderów wzniesienia się ponad osobiste ambicje i skupienia całej energii na rozwiązywaniu kwestii społecznych, a nie wyborczych.
Szansa jest tym większa, że ofiarami neoliberalnego rządu Donalda Tuska padają już nie tylko ludzie bardzo biedni, zwani z francuska prekariatem, biedni pracujący (working poor), zwani salariatem, ale i tzw. klasa średnia, czyli sól ziemi, awangarda nowego ustroju – mali i średni przedsiębiorcy. Nowa formacja lewicowa, a nie centrolewicowa, powinna znaleźć własny język i program, który pozwoli pokrzywdzonej większości odnieść pierwsze wyborcze zwycięstwo nad pasożytującą na niej elitą władzy i pieniądza.
Kwaśniewski nie będzie w tej sprawie sojusznikiem, bo on jest właśnie częścią tej elity. Do takiej rozmowy o lewicowej alternatywie dla Polski i Europy muszą zostać zaproszeni działacze społeczni, którzy nie dla celów politycznych, ale z przekonania borykają się na co dzień z wyzyskiem, wyrzucaniem z pracy związkowców, eksmisjami, odbieraniem dzieci biedakom. Bo oni naprawdę wiedzą, jak jest, a politycy tylko o tym słyszeli.Polska jest w skali europejskiej dziwnym krajem, w którym mimo powszechnej biedy i wyzysku nie ma właściwie lewicy. Jeżeli pogrążeni w kłótniach, sporach i targach przedstawiciele dwóch aspirujących do tego miana partii nie wypełnią szybko tej luki, lewica i tak powstanie, ale bez nich. Bo przyroda nie znosi próżni.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-06 07:51:25
Źródło
Opublikowano: 2013-02-04 15:20:53
O kapitalistycznym „postępie” cywilizacyjnym:
„Zdaniem eksperta Wojciecha Śmiecha z portalu Rynek-kolejowy.pl mapy są najprawdopodobniej autentyczne. – Polska miała przed 1989 rokiem 24 tys. kilometrów linii kolejowych. Wtedy nasza kolej była w całkiem przyzwoitej kondycji. Dzisiaj mamy 19,2 tys. kilometrów – wylicza Śmiech.
I dodaje, że mapa, którą zrobimy w 2015 roku, będzie jeszcze uboższa. – Już jest plan likwidacji 3 tys. kilometrów linii. PKP zapowiada, że w perspektywie 2-3 lat będziemy mieli 16 tys. kilometrów linii. Wcześniej mówiło się o jeszcze większych cięciach – mówi Śmiech.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-02 13:30:08
Jak budować lewicę
Horyzontem lewicy, którą warto tworzyć musi być przemiana społeczna. Przemiana polegająca na wspólnej aktywności większości obywateli celem kontrolowania państwa, gospodarki, władzy na wszystkich jej szczeblach. Aby ludzie podjęli ten wysiłek muszą wiedzieć, dlaczego to robią. Nikt nie ruszy palcem w imię mglistego ideału demokracji jako takiej. U podstaw społecznej mobilizacji musi leżeć zmiana priorytetów państwa, społeczeństwa czy mniejszych wspólnot lokalnych. Nie idzie, więc tylko o incydentalne interwencje w sposób sprawowania władzy, ale o filozofię jej sprawowania, czyli o interesy. Problem oczywiście polega na tym, że interesy te są bardzo niejednolite. Władza zaś już dba o to, by z każdą grupą niezadowolonych radzić sobie osobno. Dlatego właśnie zdefiniowanie interesu wspólnego dla tej części społeczeństwa, która jest w coraz gorszej sytuacji w wyniku działania państwa bądź zaniechań władzy publicznej będzie podstawą tworzenia nowego ruchu.
Istnieje potoczne przekonanie, że grupa poszkodowana stanowi mniejszość społeczeństwa. Mówi się często, że jest to jedna trzecia. Reszta podobno jakoś tam sobie radzi, a zdecydowana mniejszość, jakieś 20 procent radzi sobie całkiem dobrze. Przekonanie to jest fałszywe gdyż opiera się subiektywnych a nie obiektywnych przesłankach. Ludzie w ankietach kłamią przedstawiając swoją sytuację na podstawie życzeń, a nie faktów. Najczęściej występującą płacą netto jest niecałe 400 euro (tzw. Harzfur), czyli suma, która w Niemczech stanowi zasiłek obcięty już po drakońskiej reformie zasad pomocy społecznej przez rząd Gerharda Schroedera. Stosunkowo wyższe dochody wąskiej w porównaniu z innymi krajami klasy średniej obciążone są spłatami kredytów, które powodują narastający deficyt budżetów rodzinnych w gospodarstwach domowych, w których nominalne dochody wydają się dość przyzwoite. Około trzech czwartych rodzin w Polsce nie korzysta z urlopów wypoczynkowych, albo ze względu na brak umów o pracę, presję pracodawców albo brak środków finansowych. Ograniczona możliwość zawierania umów najmu w budynkach spółdzielczych lub komunalnych gdzie cena najmu jest regulowana i stosunkowo niska, sprawia, że coraz więcej rodzin, zwłaszcza młodych musi przeznaczać wielką część, (często ponad połowę) swych dochodów na najem mieszkania na wolnym rynku. Do tego dochodzi konieczność ponoszenia coraz wyższych opłat za leczenie, edukację, które w coraz bardziej ograniczonym zakresie świadczone są przez państwo nie odpłatnie.
Obok problemów czysto finansowych , takich jak choćby masowe zajęcia komornicze na dochodach, nawet tych najskromniejszych, podstawowym problemem dla większości społeczeństwa są stosunki pracy. Brak osłony związkowej i zdecydowanej kontroli państwa sprawiają, że Polacy pracują w wymiarze godzinowym najdłużej w UE. To rodzi problemy w życiu rodzinnym oraz coraz poważniejsze problemy zdrowotne (brak urlopów, wydłużony czas pracy, praca w weekendy). Są to zjawiska, które nie ograniczają się już do takich tradycyjnie złych branż jak budownictwo, ochrona, czy handel, ale panują powszechnie w wielkich korporacjach, które mimo wzrostu cen zatrudniają młodych nowych pracowników za stawki nominalnie coraz niższe. Redukcje personelu w telefonii komórkowej czy bankach sprawiają, że pozostali pracownicy są zmuszani do wykonywania pracy większej niż dotychczas za mniejsze wynagrodzenie. Wysokie strukturalne bezrobocie sprawia, że muszą się na to godzić, bo nie posiadając żadnych rezerw, wobec załamania się (likwidacji systemu zasiłków dla bezrobotnych) nie byliby w stanie przeżyć ani jednego miesiąca bez pracy. I zanim znaleźli by inne zatrudnienie przeżywaliby zwykły biologiczny głód. Wymóg całkowitej dyspozycyjności średniego personelu kierowniczego w korporacjach typu Orange czy MacDonald sprawiają, że praca ta pochłania zdecydowana większość czasu, który mógłby być wolny i pracownicy ci cały wolny czas poza dojazdami z pracy i do pracy przeznaczają na sen.
Nie wszyscy pracownicy są obiektywnie biedni, niewypłacalni czy bardzo zadłużeni. Większość jednak, około dwóch trzecich społeczeństwa cierpi z powodu przyjętego modelu zatrudnienia, braku wsparcia państwa, organizacji pracy, alienacji. Bo model ten nie zostawia ludziom sił ani czasu, aby się nawzajem dostrzegali, rozmawiali, spędzali czas w sposób, który pozwoliłby im się oderwać od stresu, który narzuca wyścig szczurów, wieczny strach przed zwolnieniem, niezapłaconymi rachunkami i ratami, rozpadem życia rodzinnego, utratą kontroli nad swoim życiem, czyli wykluczeniem społecznym.
|Spór o wiek emerytalny wynika w dużej mierze z tęsknoty za stabilizacją. Pracownik może być w każdej chwili zwolniony. Emeryt ma zapewniony stabilny dochód, którego już raczej nie utraci. Marzeniem przeciętnego Kowalskiego w średnim wieku nie jest już pięcie się w górę tylko nie wypadnięcie z tej diabelskiej karuzeli tuż przed metą, czyli przed emeryturą. Dlatego wielu nawet młodych ludzi pracujących na śmieciowych umowach, zmuszonych do ciągłego wysiłku bez chwili wytchnienia patrzy z zazdrością na emerytów jak pakują wędki i jadą na ryby.
Powszechne poczucie zagrożenia rodzi zapotrzebowanie na silną władzę, która dawałaby nadzieję na ochronę przed wykluczeniem, upadkiem, załamaniem. Ludziom osamotnionym, słabym, przerażonym wystarczają obietnice. I na nie głosują. Nie mają bowiem siły, aby żądać, domagać się, egzekwować. Ich postawa jest roszczeniowa, bo narzucono im horyzont ideowy, priorytety, które wykluczają możliwość żądania czy choćby pomyślenia innego modelu wytwarzania i podziału dochodu narodowego. W tej sytuacji trudno się dziwić, że postulat obniżania podatków bogatym spotyka się z pozytywnym oddźwiękiem wśród biednych. Wmówiono im bowiem, że dobrobyt elity skutkuje poprawą losu całego społeczeństwa gdyż napędza wzrost gospodarczy. I to jest w jakiejś mierze prawda, tak jak to, że zbiorowy wysiłek niewolników doprowadził do budowy piramid. Bo korzyść z tego wirtualnego wzrostu mają ci ludzie nie większy niż niewolnicy z piramid. Co z tego, że dochód narodowy rośnie skoro, jak to od początku lat 90-tych piętnował Ryszard Bugaj, budżet stanowi z każdym rokiem coraz mniejszą jego część. Banki, które potrajały zyski w ciągu jednego roku potrafiły jednocześnie redukować personel, nie zwiększając płac.
O zaciskaniu pasa w mediach mówią wysoko opłacani „młodzi zdolni” pobierający za uprawianie tej prymitywnej dość propagandy olbrzymie wynagrodzenia. Kilka dni temu w TVN CNBC biznes wystąpił taki młodzieniec z bardzo charakterystycznym przesłaniem,. Otóż komentując ogólnoeuropejski protest pracowników przeciw drakońskim cięciom socjalnym, reformie emerytalnej itd. Oznajmił, że Europejczycy powinni porównywać swój standard życia z pracującymi ludźmi w Chinach czy Tajlandii, bo taki jest efekt globalizacji. Polski janczar sektora bankowego przeciął wszelkie wątpliwości. Nie chodzi o przejściowe wyrzeczenia związane z kryzysem, tylko o dyscyplinujące działanie globalnego rynku, które zmusi ludzi pracy w Unii Europejskiej na zgodę na skalę wyzysku typu azjatyckiego. A wszystko to w imię wzrostu efektywności, konkurencyjności, elastyczności, innowacyjności i wzrostu dochodu narodowego.
Priorytetem Unii Europejskiej i polskiego rządu jest reforma finansów publicznych, czyli ostre cięcia wydatków budżetowych. Budżety gospodarstw domowych w Polsce odczuwają ostry deficyt, ale to ich kosztem rząd zamierza zatkać dziurę budżetową. Rozrastający się sektor finansowy pożera gospodarkę, nie spełniając pokładanej w nim nadziei, czyli nie wywiązując się z zadania, jakim jest racjonalne i optymalne inwestowanie kapitału. Co drugi absolwent wyższej uczelni nie znajduje zatrudnienia. Sektory, w których następuje najszybsza akumulacja kapitału takie jak handel wielko powierzchniowy, banki, ubezpieczenia, fundusze emerytalne transferują zyski do miejsc gdzie ludzie pracują jeszcze ciężej za jeszcze mniej pieniędzy. Produkty wytwarzane przez polskich biedaków są wciąż za mało konkurencyjne w stosunku do tych wytwarzanych przez azjatyckich nędzarzy. Akcja kredytowa wprawdzie znakomicie dyscyplinuje świat pracy, bo ludzie przywaleni kredytami za bardzo boją się zwolnienia bym jakkolwiek opierać się presji zwiększającej wyzysk, ale jednocześnie ta właśnie presja powoduje spadek siły nabywczej większości społeczeństwa i załamanie się popytu na rynku wewnętrznym. To sprawi, że coraz bardziej opłaca się produkcja eksportowa, czyli wzmożony wysiłek wytwórczy nie jest wynagrodzony zwiększoną konsumpcją tych, którzy ten wysiłek podjęli.
Przy ulicy Targowej na warszawskiej Pradze (najuboższej dzielnicy w mieście) sąsiaduje ze sobą kilkanaście banków. Nie ma tam jednak bibliotek publicznych, księgarń, przychodni zdrowia, barów mlecznych, czy jakichkolwiek placówek kulturalnych.
Strajkująca Europa Zachodnia broni resztek państwa socjalnego. W Polsce trzeba zacząć budować jego zręby, po to by jak mówią liberałowie „przypływ podnosił wszystkie łodzie”. Po to by owocami wzrostu gospodarczego cieszyli się ci, których wielkim wysiłkiem ten wzrost jest osiągany. Tymczasem w obawie przed kryzysem mogącym spowodować spadek zysków wielkich korporacji i biznesu, zamraża się płace sfery budżetowej mimo prognozy, z której wynika, że gospodarka wciąż się rozwija a nie zwija, dochód rośnie, a więc rosną też zyski z kapitału.
Państwo polskie jest biedne. Ma olbrzymi deficyt i jest zmuszone pożyczać pieniądze na wysoki procent na rynkach finansowych wypuszczając obligacje o coraz wyższej stopie oprocentowania. Obywatele też są biedni i pożyczają na wysoki procent u tych samych banków żeby domknąć budżety domowe. Tak państwo jak i obywatele pasą potwora, który pożera nasze życie. |I to ten potwór, międzynarodowy kapitał finansowy narzuca nam rozwiązania ustami nieocenionego Leszka Balcerowicza. Każe zacisnąć pasa, a właściwie już pentlę na szyi społeczeństwa. Politycy tacy jak Tusk próbują się opierać by nie stracić władzy, ale opór ten jest bardzo słaby, czego dowodzi skandal z OFE, które utrzymały swe pasożytnicze praktyki mimo rachitycznej próby odebrania im części przywilejów.
Tusk to marionetka w rękach kapitału. Żałosna postać lawirująca między nakazami korporacji, a wymogami sondaży i Public Relations. Jego władza opiera się na fałszywej świadomości, jaką narzucono opinii publicznej za pomocą medialnej propagandy. Jednak okres propagandy sukcesu się kończy, korporacje warknęły już ustami Balcerowicza i smagnęły batem. A premier zrobił się bardzo malutki. Aby stawić opór tej nowej okupacji potrzebna jest władza, która ma silne oparcie w większości społeczeństwa świadomej własnego interesu. I to jest zadanie lewicy, kiedy powstanie. Nie ma oczywiście złudzeń, że biedna i słaba Polska sama oprze się naciskom kapitału. Będzie potrzebny proces upodmiotowienia w innych krajach europejskich. Sam ruch strajkowy nie jest na dłuższą metę skutecznym narzędziem przemiany społecznej, jeżeli nie towarzyszy mu projekt polityczny.
W Polsce na razie wystarczy wyjść z projektem socjaldemokratycznym. Wbrew opiniom tzw. ekspertów opodatkowanie zysków wielkich międzynarodowych korporacji nie spowoduje masowej ucieczki firm z naszego kraju. Realizują one tu tak wielkie zyski, że ich umiarkowane uszczuplenie nie spowoduje rezygnacji z tego, co i tak się uda z polskiego społeczeństwa wycisnąć. Kolejnym źródłem środków na sfinansowanie programów społecznych: mieszkaniowego, zdrowotnego, edukacyjnego są środki unijne tak beznadziejnie trwonione na płatne autostrady, stadiony i szkolenia, które służą tylko utrzymaniu pasożytniczej kasty grantobiorców. Możliwe wydaje się także wprowadzenie podatku majątkowego i przywrócenie progresji podatkowej w podatku osobistym i korporacyjnym (PIT i CIT). Tą drogą można doprowadzić do przywracania równowagi budżetowej państwa, a środki zwolnione z obsługi zadłużenia przeznaczyć na programy walki z wykluczeniem społecznym. Przywrócenie osłon socjalnych dla najuboższych osłabi działanie spiżowego prawa płac Dawida Ricardo i sprawi, że nie będzie już można ludziom płacić za pracę tylko tyle ile trzeba żeby odtworzyć ich siłę roboczą (żeby nie umarli z głodu). To wszystko powinno przyczynić się do wzrostu popytu wewnętrznego i nakręcenia gospodarki (teoria popytowa).
Odebranie przywilejów podatkowych korporacjom ulży nieco średniej ledwo utrzymującej się na rynku na ich obrzeżach. Dziś centra logistyczne wielkich sieci supermarketów oferują swym sklepom ceny zaopatrzenia średnio o 12 % niższe niż te, które polskie hurtownie mogą zaproponować sklepom detalicznym. Wiele małych i średnich przedsiębiorstw nie wypadnie dzięki temu z rynku. Wbrew dogmatycznemu doktrynerstwu trzeba szukać platformy jednoczącej wszystkie grupy społeczne, których byt zagrożony jest monopolem korporacyjnym. Wiele małych firm rodzinnych to już dawno samo wyzyskujący się proletariat, chociaż zachowujący drobnomieszczańską, często reakcyjną świadomość, przekonania i uprzedzenia. Kupcy bazarowi i chodnikowi, drobni sklepikarze, rodzinne, niewielkie firmy budowlane, rzemieślnicze, turystyczne, usługowe to naturalni sojusznicy świata pracy w walce z panoszącymi się koncernami, które uzyskując wpływy polityczne w samorządach i w parlamencie eliminują i skazują na wegetację tych, którzy uwierzyli w kapitalistyczny mit self-made-mana.
Wyartykułowania powszechnie zrozumiałego i akceptowanego programu społeczno-gospodarczego wymaga czasu, dyskusji, skupienia. Nie jest to możliwe w biegu. Dlatego z powoływaniem nowej formacji na lewicy nie należy się spieszyć. Nie wolno tego robić w rytmie kalendarza wyborczego, lecz w rytmie dojrzewania zbiorowej świadomości uczestników i odbiorców rodzącego się ruchu. Zwartość i jednoznaczność rozstrzygnięć programowych decydować będzie w przyszłości o spoistości całej formacji. O pryncypia trzeba się kłócić do ostatniego tchu i argumentu. Bo klajstrowanie różnic i budowa ruchu amorficznego kończy się tym, co widać było choćby na przykładzie Samoobrony.
• Lewica, o którą warto zabiegać powinna być pro państwowa. Mamy walczyć o państwo, a nie przeciw państwu.
• Powinna się opierać na programie, a nie wyłącznie charyzmie liderów.
• Zasadą działania powinno być wyznaczanie kolejnych etapów możliwych do osiągnięcia, by uniknąć losu formacji sfrustrowanych ciągłym czekaniem na ten jedyny w swoim rodzaju dzień wielkiego tryumfu
• Powinna rosnąć wraz z ruchem społecznym traktując go jako partnera, a nie tylko instrument,
• Dążyć do zdobycia władzy, poprzez przekonanie większości, a nie zamykać się na pozycjach dogmatycznych w wiecznej opozycji,
• Używać prostego, powszechnie zrozumiałego języka, a więc unikać przemawiania w kategoriach ustrojowych, na rzecz proponowania konkretnych rozwiązań i doprecyzowanej wizji stosunków społecznych, ekonomicznych,
• Każdej krytyce musi towarzyszyć sformułowanie pożądanego rozwiązania zjawiska, procesu, instytucji, o których mowa,
• Koncentrować się na sprawach społecznych, bytowych, ekonomicznych i unikać ostrych stanowisk w kwestiach obyczajowych i światopoglądowych,
• Wystrzegać się postawy moralizatorskiej, na rzecz pokazywania, że nasze wartości takie jak równość, sprawiedliwość społeczna, oddolna demokracja, prowadzą do rozwiązań bardziej pożądanych z punktu widzenia jednostki i wspólnoty, racjonalnych,
• Antykapitalizm ruchu musi wynikać z jego pro społecznych celów, a nie odwrotnie,
• Nie dać się wtłoczyć w schemat radykalnego, niezrozumiałego powszechnie marginesu. Retoryka i temperatura wystąpień powinny być o wiele mniej radykalne od treści przekazu,
• Dla uprawdopodobnienia zgłaszanych postulatów i rozwiązań odwoływać się do istniejącej rzeczywistości, rzeczywistych realizacji, a nie utopii.
• Nigdy nie zaniedbywać dyskusji teoretycznej, budowania wizji ustroju idealnego, alternatywnych systemowej w pracach wewnątrzpartyjnych. Utopia to azymut, głoszony program to konkretne propozycje zmian tu i teraz.
Wszelkie dotychczasowe próby polityczne na lewicy społecznej kończyły się fiaskiem z powodu braku wytrwałości w dążeniu do celu. Zbyt szybko próbowano skapitalizować, wprowadzić w życie coś, co było jeszcze tylko zamierzeniem, pobożnymi chęciami inicjatorów. Dlatego tak ważny jest okres dojrzewania ruchu w cieniu, bez światła kamer, jupiterów i popędliwych recenzentów. Krok po kroku trzeba budować organizacje realizując cele społeczne, organizując ruch stowarzyszeniowy, związkowy i wszelki inny.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-02 09:12:23
Wyzysk i ucisk klasowy powodują rozwarstwienie, a to powoduje odsunięcie dużych rzesz społeczeństwa od udziału w życiu społecznym sprowadzonym do mechanizmu kolejnych transakcji, do którego biletem wstępu są pieniądze. Czyli tego, co dziś się nazywa wykluczeniem społecznym. Państwo kapitalistyczne deklarujące walkę z tym wykluczeniem przypomina coraz bardziej wilka, który próbuje zostać jaroszem.
Źródło
Opublikowano: 2013-02-02 08:40:18
Prawdziwy kawal )))))))rozbawil mnie do granic…
Źródło
Opublikowano: 2013-02-01 14:17:51