Piotr Ikonowicz:

Koniec mitu klasy średniej

Państwa trzeciego świata charakteryzują się tym, że istnieje klasa ludzi bardzo bogatych oraz bardzo biednych. Coś takiego jak klasa średnia nie istnieje. W Polsce również właściwie klasy średniej nie ma. Często przeciętne życie bez fajerwerków uważane jest w Polsce za klasę średnią. W rzeczywistości jednak większość ludzi w Polsce żyje tylko lekko ponad granicą biedy.

Ludzie, którzy wciąż jeszcze zaliczają siebie do klasy średniej nie potrafią upiec pasztetu z pieczarek za siedem złotych, ani zrobić chleba z mąki otrzymanej w banku żywności. Są zatem zupełnie nie przygotowani na to, co ich czeka. Bieda z czasem wypracowuje strategie przetrwania. A ludzie, którzy brali drogie auta w leasingu i kredyty hipoteczne nie potrafią przeżyć za sumy, które dotychczas wydawali na przyjemności. A będą musieli. Już muszą. Pod sklepami Biedronki parkują coraz droższe auta. Czasy wrzucania do koszyka bez specjalnego przyglądania się cenom bezpowrotnie minęły.

Zgodnie z danymi wynikającymi z rocznych rozliczeń PIT za rok 2009, zarobkami powyżej 50 000 złotych brutto pochwalić się może 4% polskich podatników, a powyżej 85 000 złotych zarabia 1% płatników podatku dochodowego. W obecnym rozumieniu tego pojęcia do klasy średniej włącza się przede wszystkim kategorie społeczno-zawodowe, charakteryzujące się względną samodzielnością, osoby pracujące we własnych firmach lub mających pracę umysłową oraz pewnym poziomem dobrobytu. Podatników jest w Polsce 25 milionów, a więc ludzi o średnich dochodach w podanym przedziale jest zaledwie 750 000 osób. Przy czym ci, którzy zarabiają najmniej w tej grupie mają na rękę około 3 tys. zł miesięcznie a ci podchodzący pod górną granicę, 85 000 zł rocznie uzyskują miesięczny dochód netto w wysokości około 4 900 zł. (Wyliczone za pomocą kalkulatora wynagrodzeń dostępnego na stronie http://www.podatki.biz/).

Oczywiście nie wszyscy oni pobierają wynagrodzenie na podstawie umowy o pracę. W Polsce jest 2,9 mln osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Jednak prowadzenie takiej działalności nie zapewnia nawet średniego dochodu skoro ich liczba jest niemal trzykrotnie wyższa niż liczba osób, które osiągają dochód powyżej 50 000 zł. Tak więc tym, którzy prowadzą działalność gospodarczą może zostawać trochę więcej pieniędzy w kieszeni dzięki możliwości odliczania wydatków na własne utrzymanie poprzez zakwalifikowanie ich jako koszty funkcjonowania firmy.

Jedynie 1% podatników, czyli 250 000 osób osiąga dochody powyżej 85 000 zł rocznie. I to o nich jest mowa, gdy opisuje się w polskich mediach klasę średnią. Tymczasem rodzina z dwójką dzieci, w której tylko jedno z małżonków pracuje przy dochodzie 50 000 zł rocznie ma po 750 zł na osobę miesięcznie. To jest kwota zbliżona do minimum socjalnego. Od takiego dochodu zaczyna się w Polsce klasa średnia, co sprawia, że wiele osób podejmuje dodatkowe zatrudnienie. Jak wynika z danych GUS za II kwartał 2010 r prawie 1,2 mln osób w Polsce pracuje w więcej niż jednym miejscu. Tygodnik „Wprost” opatrzył informacje na ten temat tytułem „Pracoholizm klasy średniej” chociaż dane o dochodach wskazują, że raczej jest walka o byt niż obłędne zamiłowanie do zapracowywania się na śmierć. Większość pracowników w Polsce pracuje dłużej niż przewiduje to kodeks pracy. Z danych GUS, wynika, że aż 11 milionów z 16 milionów pracujących Polaków spędza w pracy ponad 40 godzin tygodniowo. Wśród wszystkich krajów OECD zajmuje trzecie miejsce pod względem rocznego, przeciętnego czasu pracy w przeliczeniu na jednego pracownika. W 2009 roku statystyczny Polak przepracował 2 015 godzin rocznie, ustępując jedynie Koreańczykom (z Korei Płd) – 2074 godzin i nieznacznie Rosjanom -2016.

Państwo S. zgłosili się do naszej sutereny na warszawskim Grochowie po bezpłatną pomoc prawną, kiedy załamała się ich działalność gospodarcza. Eksport usług budowlanych do Francji. Ponad 200 000 zł zadłużenia, groźba licytacji mieszkania, brak środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Wprawdzie żona znalazła jakąś pracę, ale za 1900 zł netto, ale na życie i obsługę zadłużenia było to zdecydowanie za mało. Na negocjacje do banku jechaliśmy jeszcze ich nowiutkim luksusowym wozem. Potem samochód za niewielką część ceny rynkowej zlicytował komornik. A raty trzeba płacić dalej. Bank zgodził się wstrzymać na sześć miesięcy z pójściem do sądu w zamian za symboliczne jak na stutysięczne zadłużenie spłatę w wysokości 400 zł miesięcznie. Jeżeli jednak do tego czasu nie znajdą nowej pracy czy innego solidnego źródła dochodów, pod młotek pójdzie jedyne, spółdzielcze mieszkanie. Łatwość, z jaką udało się z bankiem wynegocjować korzystne warunki „odroczenia wyroku”, dowodzi jak wiele jest trudnych, czy beznadziejnych kredytów, których dłużnicy nie próbują czy też nie mają szans w ogóle spłacić. Przykład państwa S, dość typowy, pokazuje jak cienka jest między dobrobytem całkowitą ruiną.

Dekoniunktura to tylko jedna i to nie najważniejsza przyczyna deklasacji polskiej klasy średniej, która zanim się jeszcze na dobre narodziła zaczyna zanikać. Pewien absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego powołał do życia wydawnictwo prawnicze. Wydawał kodeksy z komentarzami, miał rynek zbytu, pierwszorzędnych autorów, pieniądze i prestiż, jaki w dzisiejszych czasach jest udziałem ludzi sukcesu. Dziś z domu, działki, luksusowego mieszkania i dwóch samochodów, egzotycznych wakacji pozostały tylko wspomnienia. Robert, sprzedawszy wszystko, co mógł wyniósł się na wieś gdzie za resztkę kapitału chciał utworzyć swojski ośrodek wypoczynkowy. Zdołał jednak wykończyć tylko jeden domek dla wczasowiczów, w którym był zmuszony zamieszkać sam. Padł ofiarą wielkich korporacji wydawniczych, które podkupiły autorów i wymiotły go z rynku dumpingowymi cenami. On sam ani nie przeinwestował, ani nie popełnił żadnych błędów. Błędna okazała się wiara, że akurat on będzie tą małą rybka, której wielka ryba nie pożre. Podobny los spotyka kupców bazarowych, sklepikarzy, którzy przetrwawszy pierwszą nawałnicę supermarketów zmuszeni są konkurować z małymi sklepami osiedlowymi otwieranymi przez sieci handlowe. Różnica w cenach zaopatrzenia między hurtowniami, w których zaopatruje się rodzimy handel, a korporacyjnymi centrami logistycznymi wynosi około 12%.

W sprawie o eksmisję pani D., która zainwestowała w ratowanie i rozwój państwowych zakładów drobiarskich w Suwałkach i z dnia na dzień straciła wszystko przegrywając z PSL-owskim lobby Animexu, sąd przecierał oczy ze zdumienia. Sąd pyta:
– W jaki sposób weszła pani w posiadanie domu?
– Wybudowałam go,- odpowiada zlicytowana właścicielka willi w Józefowie.
– Dom ma jaką powierzchnię?
– 390 metrów kwadratowych.
Pani D. i jej rodzina czekają aż gmina wskaże im lokal socjalny, do którego się wyprowadzą. W Suwałkach przeszkoliła i zatrudniła 120 osób bezrobotnych, pod zastaw domu wzięła na kredyt maszyny, wdrożyła nowe technologie. Ale Animex przejął zakład za stare długi, które nie były uwidocznione w księgach rachunkowych firmy. Pani D. pozostaje w branży, z którą jej rodzina jest związana jeszcze od okresu międzywojennego. Jej Dziadek i ojciec mieli zakłady masarskie. Ona handluje mięsem w sklepie stojąc za ladą. Klasa średnia, przedsiębiorcy i rzemieślnicy z tradycjami w nowej rzeczywistości przegrywają z układami politycznymi w ministerstwach i samorządach. Liberalne marzenie o wolnym rynku, na którym wystarczy zachowywać się racjonalnie by pomnażać zyski, ustąpiło miejsca klientelizmowi i korporacyjnej dominacji. Coraz mniej jest tu miejsca na self-mademenów z klasy średniej.

Wreszcie warszawscy czy krakowscy urzędnicy, przedstawiciele wolnych zawodów, nauczyciele, drobni przedsiębiorcy nagle stają się pariasami, gdy dowiadują się, że ich mieszkanie komunalne zostało zwrócone spadkobiercom byłych właścicieli. Dochód, który dotychczas wystarczał na godziwe życie trzeba raptem przeznaczyć na lub kupno mieszkania na wolnym rynku. Ci, którzy w porę tego nie pojmą, albo zwyczajnie ich nie stać na wyprowadzenie się z prywatnej już kamienicy, nie tylko w końcu są eksmitowani, ale wychodzą ze sporów prawnych z właścicielem gigantycznie zadłużeni. W Czechach problem reprywatyzacji rozwiązano ustawa, któraś przyznaje spadkobiercom i właścicielom przedwojennym odszkodowania w wysokości 20% wartości tynkowej po odliczeniu amortyzacji. U nas oddaje się budynki z lokatorami, którzy bez własnej winy zostają przeważnie raz na zawsze zdeklasowani. O skali zjawiska świadczy fakt, że w 2008 r. wartość roszczeń reprywatyzacyjnych szacowano na 60 do 100 mld złotych. Przy czym zdecydowana większość z 55 000 wniosków dotyczy kamienic z lokatorami.

Badania przeprowadzone na zlecenie MasterCard przez firmę badawczą The Future Laboratory w 2009 roku – „w Polsce rośnie klasa średnia, grupa ludzi wykształconych, dobrze sytuowanych, świadomych konsumentów. Badacze przewidują, że w dużej mierze to właśnie ta grupa będzie w najbliższych latach kształtować zachowania konsumenckie i preferencje szerszej rzeszy Polaków. Będzie też akceleratorem polskiej przedsiębiorczości.” W tym samym raporcie czytamy, że klasa średnia (71%) uważa, że: w dobrym guście jest np. ubierać się w „secondhandach”, bo to oznacza prawdziwą umiejętność zarządzania budżetem i wyróżniania się.”

Wszystko można polakierować, nieobca jest nam wszakże Polakom propaganda sukcesu. Praca na kilku etatach to pracoholizm, a ubieranie się w „tanim Armanim” to właściwe zarządzanie budżetem. Rzeczywistość jest jednak taka, że nieliczni w Polsce średniacy coraz częściej spłacają jedne kredyty następnymi, a te kolejną kartą kredytową. Już dzisiaj tzw. dochód rozporządzalny, czyli ten pozostający po spłacie zobowiązań (czynsz, raty kredyty, inne stałe opłaty, zajęcia komornicze) jest tak niski, że ludzie ci mogliby ubiegać się o pomoc społeczną. Mogliby, gdyby nie fakt, że rząd od 2006 roku nie waloryzował progów dochodowych uprawniających do korzystania z pomocy i Gdyby pomoc społeczna operowała pojęciem dochodu rozporządzalnego, a nie nominalnego.

Doradcy bankowi twierdzą, że dłużnicy grzeszą brakiem rozsądku dając się ciągle kusić „małą ratką”. Jednak ci, którzy rzucili się konsumować padli ofiarą nie tylko bankowych reklam, ale przede wszystkim lansowanego przez polityków wszystkich opcji „mitu klasy średniej.”

Ikonowicz


Źródło
Opublikowano: 2013-08-23 09:18:36